Krytycy globalizacji wytknęli palcami swoich wrogów: to ci obywatele świata, którzy, cytując pogardliwe słowa brytyjskiej premier Teresy May, są tak naprawdę „obywatelami niczego”. Populistyczni politycy proponują strategie walki z takim kosmopolityzmem – ograniczenie imigracji, ponowna ocena regionalnych układów handlowych, naciskanie na firmy, żeby tworzyły miejsca pracy w kraju.

W strategiach tych jest być może jakiś element racji, ale diagnoza populistów jest niekompletna. Oznacza to, że również proponowane przez nich rozwiązania są błędne.

Problemem nie jest globalizacja sama w sobie, ale pojawianie się zjawiska, które Henry James nazwał „cywilizacją hotelową”. Dzisiejszym międzynarodowym przedsiębiorstwom brakuje głębokich więzi z krajami, w których działają. Są jak goście hotelowi.

Szukają więc krótkoterminowych zysków i ignorują długoterminowe koszty. Wiele z nich wykorzystuje zasoby naturalne i siłę roboczą, wykorzystując niskie płace, korzystne rozwiązania podatkowe czy prawne oraz niski poziom ochrony środowiska i pracowników. Manipulują swoimi zyskami, żeby zminimalizować podatki lub inne opłaty względem krajów, w których goszczą. Niewiele z nich przejmuje się szkodami, jakie wyrządza ich działalność albo wykazuje zainteresowanie pozostawieniem po sobie długotrwałej spuścizny.

Reklama

Google, Amazon, Apple i Microsoft stały się obiektem śledztwa lub stanęły przed sądem pod zarzutem unikania podatków w krajach, gdzie prowadzą działalność. Kilka amerykańskich firm trzyma za granicą biliony dolarów między innymi po to, żeby nie płacić podatku od zagranicznych zysków. Globalni giganci okaleczyli środowiska wielu rozwijających się państw.

>>> Czytaj też: W obronie kast: Deregulacja za wszelką cenę?

Nowa superklasa przedsiębiorców i dyrektorów – a także ich świta finansistów, konsultantów, prawników i innych – lata pomiędzy lokalizacjami i pracodawcami, nie przywiązując się szczególnie do pojedynczych firm czy miejscowej kultury. Często są wręcz odcięci od społeczności, w których żyją – czasem nawet fizycznie, w specjalnych strefach ekonomicznych czy ogrodzonych kompleksach. Unikają odpowiedzialności, korzystając ze złożonych struktur prawnych i chowając się za korporacyjną zasłoną ograniczonej odpowiedzialności czy traktatów prawnych.

Fakt, że firmom od tak dawna udaje się ujść z tym na sucho nie jest wielkim zaskoczeniem. Konsumenci w krajach wysoko rozwiniętych są umyślnie ślepi lub obojętni na to, jak powstają ich tanie produkty i usługi. Rządy biją się o inwestycje i handel; nie mogą sobie pozwolić na surowy nadzór. Irlandia, Singapur i inne kraje kuszą firmy niskimi podatkami. Wielka Brytania wykorzystała subtelne regulacje, żeby umocnić pozycję londyńskiego City jako globalnej stolicy finansów.

Rozwiązaniem nie jest jednak odwrócenie procesu globalizacji i tworzenie barier, które miałyby zmusić firmy do produkowania jedynie w kraju, z którego się wywodzą. Istnieją lepsze, bardziej precyzyjne sposoby na zwiększenie odpowiedzialności korporacji.

Na przykład inicjatywa OECD „Base Erosion Profit Shirting” (erozja podstawy opodatkowania i transfer zysków) walczy z próbami przenoszenia zysków do państw, gdzie podatek od nich jest niski lub nie ma go wcale. Jeśli wprowadzone zostanie Partnerstwo Transpacyficzne, w krajach członkowskich nastąpi podniesienie standardów dotyczących środowiska i rynku pracy. Międzynarodowa kontrola prawna i egzekwowanie roszczeń wobec firm odstraszyłoby korporacje od najgorszych wybryków. Globalne porozumienie dotyczące zmian klimatu, korzystania z ograniczonych zasobów, takich jak woda, oraz napięć geopolitycznych zachęciłoby firmy do grania według jasnych reguł.

Paradoksalnie, wszystkie te środki wymagają większej współpracy i harmonizacji strategii politycznych – nie mniejszej. Narzekanie na elity i wzmaganie nieufności pomiędzy zwycięzcami, a przegranymi tylko odwraca naszą uwagę od tego zadania i sprawia, że osiągnięcie porozumienia jest jeszcze trudniejsze. W tym świetle brak zgody podczas niedawnego szczytu G7 jest bardzo niepokojący.

Odnowa wiary w globalizację, która w dużym stopniu doprowadziła do poprawy warunków życia na świecie, wymaga radykalnych, odważnych zmian. Państwa i korporacje muszą zmierzyć się z kwestiami sprawiedliwości pomiędzy różnymi grupami – zarówno wewnątrz państw, jak i pomiędzy nimi. Powinni tylko uważać, żeby ich „rozwiązania” nie przyniosły więcej szkody, niż pożytku.

>>> Polecamy: Korporacje zniszczą demokratyczne państwa?