W styczniu szefowa dyplomacji Unii Europejskiej Federica Mogherini poinformowała, że w dniach konferencji bliskowschodniej w Warszawie udaje się na szczyt Unii Afrykańskiej w Addis Abebie i złoży wizyty w krajach Rogu Afryki. Dlatego, jak tłumaczyła, nie będzie mogła wziąć udziału w spotkaniu w Warszawie. Część ekspertów i mediów wskazywała, że jest to gest wskazujący na niechęć KE wobec organizowanej w Warszawie konferencji przywódców na temat Bliskiego Wschodu. Wskazywano na odmienny stosunek Brukseli i Waszyngtonu do porozumienia nuklearnego z Iranem.

O konferencji, która odbędzie się w środę i czwartek, poinformowały na początku stycznia amerykański Departament Stanu i polskie MSZ. Spotkanie będzie dotyczyć budowania pokoju i bezpieczeństwa na Bliskim Wschodzie. Konferencję zapowiedział też w rozmowie ze stacją Fox News sekretarz stanu Mike Pompeo, który mówił, że szczególna uwaga poświęcona zostanie wpływom Iranu w regionie Bliskiego Wschodu.

Program rakietowy Iranu budzi coraz większe zaniepokojenie wspólnoty międzynarodowej, co dotyczy zwłaszcza pocisków balistycznych o zasięgu 2 tys. kilometrów, uważanych za potencjalny środek ataku na jego regionalnych wrogów - Izrael i Arabię Saudyjską. Dane wywiadowcze wskazują, że w 2018 roku wyraźnie zwiększyła się częstotliwość irańskich testów rakietowych.

Teheran twierdzi, że rozwija technikę rakietową wyłącznie do celów obronnych, do czego ma prawo, a konstrukcja jego pocisków balistycznych wyklucza instalowanie w nich głowic jądrowych.

Reklama

Uważa się, że jedną z głównych przyczyn wypowiedzenia w maju 2018 r. przez prezydenta USA Donalda Trumpa porozumienia nuklearnego z Iranem było to, że nie obejmowało ono programu budowy pocisków balistycznych oraz nie powstrzymało irańskiego zaangażowania militarnego w Syrii, Jemenie, Libanie i Iraku.

Mogherini w odpowiedzi na decyzję USA wydała wtedy komunikat, w którym podkreśliła, że nie ma alternatywy dla porozumienia nuklearnego z Iranem.

Łukasz Osiński (PAP)