Mike Mohring, szef struktur partyjnych CDU w Turyngii oznajmił również w poniedziałek późnym wieczorem, że jego ugrupowanie nie będzie też wspierać rządu mniejszościowego z dotychczasowym premierem Bodo Ramelowem (Lewica) na czele.

"Nie jestem w stanie wyobrazić sobie sytuacji, że rząd Lewicy, SPD i Zielonych, który utracił większość, mógłby zostać ponownie wybrany przy wsparciu CDU. Jest to wykluczone" - oświadczył Mohring po posiedzeniu landowych władz jego partii. Przypomniał też, że CDU przyjęła uchwały zarówno w Turyngii, jak i na szczeblu federalnym, zobowiązując się do niezawierania koalicji z partią Lewica.

Jak sugeruje we wtorek dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Mohring został zmuszony do zajęcia jednoznacznego stanowiska przez innych chadeckich polityków. Wcześniej nie był bowiem tak kategoryczny.

W poniedziałek rano w publicznej telewizji ARD polityk z Turyngii mówił, że jest gotów przyjąć odpowiedzialność - "jakkolwiek miałaby ona wyglądać". Zadeklarował też gotowość do rozmów "bez wykluczania czegokolwiek".

Zostało to powszechnie zinterpretowane jako złamanie chadeckiego tabu i wyrażenie zgody na rozmowy koalicyjne z Lewicą.

"CDU stałaby się zbędna, gdyby zaczęła wchodzić w koalicje z Lewicą czy AfD" - powiedziała Julia Kloeckner, minister rolnictwa RFN.

Wtórował jej prominentny poseł chadeków w Bundestagu Carsten Linnemann: "Powinniśmy wreszcie pokazać jasną postawę, a nie dowolnie trajkotać o koalicji z Lewicą".

Również część działaczy CDU w Turyngii zażądała od swojego przewodniczącego zajęcia jasnego stanowiska.

"Jestem bardzo zirytowany pogłoskami o rozmowach koalicyjnych z Lewicą. Nie bez powodu przed wyborami wykluczyliśmy możliwość takiego sojuszu. To partia, która chce przywrócić socjalizm" - mówił wiceszef CDU we wschodnioniemieckim landzie Mario Voigt.

Mike Mohring nie rozważa już współpracy z Ramelowem, przyjął jednak jego zaproszenie na rozmowy.

"Bodo Ramelow jest miłym człowiekiem. Nie jest też tak politycznie zaślepiony, jak inni w jego partii. Ale nie można traktować Ramelowa w oderwaniu od partii Lewica. Jest to ugrupowanie, które nie chce jednoznacznie nazwać NRD państwem bezprawia. Stare komunistyczne kadry wciąż prowadzą w nim wygodne życie. Lewica paktuje z brutalnymi dyktatorami, takimi jak Nicolas Maduro w Wenezueli i wysyła delegacje do rzeźnika Syrii Asada" - komentuje we wtorek całą sprawę tabloid "Bild".

"Gdyby CDU zawarła koalicję z Lewicą w Turyngii pogrążyłaby się w sondażowej otchłani również na poziomie federalnym. To byłby jej koniec jako partii masowej" - ostrzega najpoczytniejszy niemiecki dziennik.

Partia Lewica zdobyła w niedzielnych wyborach 31 proc. głosów. Na drugim miejscu znalazła się narodowo-konserwatywna Alternatywa dla Niemiec (AfD) z 23,4 proc. poparcia, na którą głosowało dwa razy więcej wyborców niż pięć lat temu.

Porażkę poniosła CDU, która zajęła dopiero trzecie miejsce. Chadecy otrzymali 21,8 proc. głosów, czyli blisko 12 pkt proc. mniej niż w 2014 roku. Straty poniosła także socjaldemokratyczna SPD, która zdobyła zaledwie 8,2 proc. głosów. Do landtagu weszli też Zieloni (5,2 proc.) i liberałowie z FDP (5 proc.), którzy zaledwie pięcioma głosami przekroczyli próg wyborczy.

Wynik głosowania właściwie wyklucza utworzenie jakiejkolwiek politycznie realnej koalicji.

Z Berlina Artur Ciechanowicz (PAP)