Stany Zjednoczone

To co widzieliśmy w przeciągu ostatnich dni można nazwać jednym słowem panika. Scenariusze, w których widziałem szanse na odreagowanie zeszłotygodniowych spadków, po zatwierdzeniu podwyższenia progu budżetowego w Stanach, należy odłożyć w zapomnienie. Tego typu wyprzedaży spodziewałem się bardziej w momencie w którym impas w rozmowach odnoście kwestii budżetu w Stanach trwałby nadal i porozumienie nie zostałoby osiągnięte. Porozumienie w kwestii, podniesienia ustawowego progu budżetowego jednak mieliśmy. Jeżeli tak ma wyglądać "euforia" po tej decyzji, to nie wiem jak może wyglądać "panika". Po decyzji S&P500 tracił na zamknięciu 2,56%.

Pretekstem, który zapoczątkował serię spadków, były dane makro. Pierwszym ostrzeżeniem dla inwestorów, były zanualizowane dane dotyczące PKB w Stanach. Eskalacja złych danych nastąpiła, jednak w tym tygodniu. Najpierw dowiedzieliśmy się jak wyglądał ISM dla przemysłu. Poprzednia wartość wynosiła 55,3 pkt. Odczyt był dużo poniżej oczekiwań i wyniósł 50,9 pkt. Wartość poniżej 50 pkt. oznacza recesję.

Złudzeń pozbawiła czwartkowa sesja. To co wydarzyło się tego dnia na Wall Street, spokojnie można nazwać czarnym czwartkiem i według mnie nieuzasadnioną paniką. Indeks największych spółek DJ tracił na zamknięciu -4,31%, S&P500 kończył na -4,78%.

Reklama

Zamówienia w przemyśle spadły w miesiącu czerwcu i wyniosły -0,8%. Jednak sytuację zneutralizował w pewnym stopniu raport ADP. Przewidywana zmiana zatrudnienia była powyżej konsensusu rynkowego (100 tys.) i wyniosła 114 tys. Było to zgodne z tym co zobaczyliśmy w "twardych" danych w piątek. Zatrudnienie w sektorze pozarolniczym wzrosła w lipcu o 117 tys. Stopa bezrobocia wyniosła 9,1%. Pozwoliło to na chwilę obecną na wybronienie dolnego ograniczenia długoterminowego trendu wzrostowego na S&P500.

Przebicie dolnego ograniczenia i wsparcia jakie ukształtowało się na poziomie 1 150 pkt na S&P500 mocno komplikuje sytuację byków i może świadczyć o długotrwałej zmianie trendu. Chyba, że to co zobaczyliśmy w tym tygodniu to próba wywarcia presji, przed wtorkowym wystąpieniem szefa Rezerwy Federalnej i ewentualnych decyzji w kwestii QI3.

Konrad Widuliński

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące

Za nami kolejny tydzień kiedy warszawskie indeksy się korygowały. Tym razem jednak skala była znacznie większa, a w drugiej części tygodnia przerodziła się wręcz w paniczną wyprzedaż akcji. W środę i czwartek indeks WIG20 stracił ponad 3%, a na indeksach małych i średnich spółek przecena była większa. Podobnie nieciekawie wyglądała sytuacja na dużych światowych indeksach. Trudno się doszukać jakiegoś konkretnego wydarzenie, które miałoby być przyczyną bądź punktem zapalającym do paniki w takiej skali. Co ciekawe spadki towarzyszą nam od momentu, gdy amerykańscy politycy uchwalili nowy limit zadłużenia, co miało przynieść wytchnienie inwestorom. Być może inwestorzy w końcu zrozumieli, że dotychczasowe rozwiązania polityków w zakresie walki z kryzysem zadłużenia Państw, są tak naprawdę odsuwaniem zagrożenia w przyszłość, a nie faktycznymi próbami rozwiązania problemu.

Warto zauważyć, że osłabianiu warszawskich indeksów nie towarzyszyło tradycyjne w takich czasach, silne osłabianie się złotówki, co świadczy o tym, że panikę napędzają prawdopodobnie zlecenia krajowych inwestorów. Dopiero piątkowa sesja wyróżniła się na wykresie świecowym indeksu WIG20 białym kolorem, ale głównie ze względu na to, że notowania rozpoczęły się z dużą luką i większą część sesji rosły. Techniczny obraz polskiego rynku nie daje bykom zbyt wiele nadziei. Ratunek może przyjść zza oceanu, gdzie sytuacja techniczna daje szanse na odbicie w przyszłym tygodniu, co powinno przynieść uspokojenie nastrojów również na naszym parkiecie.

Jacek Maleszewski

Europa Zachodnia

Pierwszy tydzień sierpnia można w stu procentach określić mianem najbardziej nerwowego tygodnia w tym roku i jednego z najbardziej nerwowych od prawie trzech lat. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym wylądowały na prawie 10-procentowych minusach, osiągając najniższe poziomy od roku.

Początek tygodnia nie zapowiadał niczego złego, szczególnie w świetle politycznego porozumienia za oceanem w kwestii podwyższenia limitu zadłużenia. Srodze jednak zawiedli się optymiści liczący na sierpniowe odbicie, spadające z dnia na dzień nie tylko europejskie indeksy wprowadziły niepokój wśród inwestorów i zwiększyły awersję do ryzyka. Zadziwiającym w tej całej sytuacji jest fakt, iż nie było konkretnej przesłanki usprawiedliwiającej aż tak dynamiczne spadki, pewnym wytłumaczeniem aktywności strony podażowej mogły być obawy o globalne spowolnienie gospodarcze i drugą odsłonę kryzysu, jednakże zdaniem wielu reakcja rynków była mocno przesadzona. Wobec powyższego inwestorom umknęły zarówno wyniki kwartalne kolejnych europejskich koncernów, jak również skąpe w tym tygodniu dane makro ze strefy euro, m.in. lipcowe finalne odczyty PMI czy też zgodna z prognozami lipcowa stopa bezrobocia na poziomie 9,9 proc.

Tydzień europejscy inwestorzy kończą na szczęście w lepszych nastrojach, nie ulega wątpliwości, że nerwowość została częściowo opanowana dzięki lepszym danym zza oceanu. Miejmy nadzieję, że weekend będzie sprzyjał uspokojeniu emocji, a mocno przecenione zachodnioeuropejskie indeksy w nadchodzącym tygodniu powędrują „na północ”.

Piotr Trzeciak

Azja i Ameryka Łacińska

Akcje w regionie Ameryki Południowej oraz Azji, gwałtownie spadają przy globalnej wyprzedaży i panice na rynku. Szukając oazy spokoju część inwestorów zamieniała dolara i euro na Japońskiego Jena. Rząd Japonii interweniował w czwartek na międzynarodowych rynkach finansowych, aby powstrzymać wzrost kursu. Silny jen przynosi szkody japońskiej gospodarce i spowalnia wysiłki mające na celu przezwyciężenie skutków katastrofalnego trzęsienia ziemi z 11 marca. Wysoki jena zmniejsza zagraniczne zyski firm japońskich i podraża japoński eksport czyniąc go mniej konkurencyjnym. Premier Chin Wen Jiabao zadeklarował w piątek pomoc strefie euro oraz podkreślił priorytety jego rządu czyli walkę z inflacją oraz stabilność cen na rynku nieruchomości. Na rynku finansowym fundamenty oraz dane makro przestały grać pierwsze skrzypce, inwestorzy szukają płynności.

Jan Żuralski

Surowce

Za nami bardzo burzliwy tydzień na rynkach surowcowych. Na skutek gwałtownego wzrostu awersji do ryzyka wzrosło jedynie złoto, natomiast pozostałe „przemysłowe” surowce wygenerowały mocny ruch spadkowy. Ropa naftowa Crude staniała w skali całego tygodnia o ponad 10 procent, co daje największy spadek od maja br. Skutkiem tego było zejście cen w okolice 86 dolarów za baryłkę. Spadki były częściowo redukowane przez informacje wspierające ceny, czyli pożar rurociągu w Iranie oraz wzrost zagrożenia huraganami w strefie Zatoki Meksykańskiej. Największym problemem są jednak obawy o tempo wzrostu gospodarczego a co za tym idzie popyt na surowce. To jest elementem spekulacji stąd tak duże spadki nie tylko ropy, ale i miedzi. Miedź w ujęciu tygodniowym straciła około 7 procent, a tona surowca na giełdzie w Londynie kosztuje 9171 dolarów. Im większy strach tym lepsze notowania złota, które na fali silnej wyprzedaży instrumentów ryzykownych bije kolejne rekordy. Inwestorzy szukają bezpiecznych instrumentów finansowych a do takich właśnie należy złoto, stąd popyt i strumień pieniądza, który winduje ceny na coraz to wyższe poziomy. Obecny rekord wynosi 1681 dolarów za uncję.

Patrząc przez pryzmat ogólnej sytuacji i sentymentu jaki panuje na rynku to należałoby oczekiwać takiego zachowania się cen surowców. Spadki ropy i miedzi powinny w przyszłości pozytywnie wspierać gospodarkę światową i przełożyć się na redukcję presji inflacyjnej.

Tomasz Ray-Ciemięga