Ciemną stroną liberalizacji rynku błękitnego paliwa będzie pogorszenie bezpieczeństwa dostaw, ale i tak
warto osłabić pozycję PGNiG. Koncern będzie prawdopodobnie musiał sprzedawać 40 proc. paliwa na giełdzie.

– PGNiG dominuje dziś na rynku, ale to się będzie stopniowo zmieniać. Kluczowe będzie wprowadzenie obowiązku sprzedaży części gazu na giełdzie. Docelowo przez parkiet może przechodzić nawet 70 proc. dzisiejszej sprzedaży spółki. To pozwoli wyznaczać rynkową cenę błękitnego paliwa – mówił Ireneusz Łazor, prezes Towarowej Giełdy Energii, w trakcie panelu pt. „Rynek gazu – w drodze ku liberalizacji”, który był częścią odbywającego się w Katowicach Kongresu Gospodarczego.

Na początek PGNiG prawdopodobnie będzie musiało sprzedawać na giełdzie ok. 40 proc. gazu. Szczegółowa ścieżka pierwszego i kolejnych progów obliga znajdzie się w ustawie gazowej, która jest częścią trójpaku energetycznego. Dokument dopiero powstaje.

>>> Czytaj też: Bez taniej energii Stary Kontynent musi przegrać z resztą świata

– Ten poziom odpowiada 15-proc. progowi wprowadzonemu na rynku energii elektrycznej. Tam zadziałało to świetnie – tłumaczy oczekiwania Łazor. Zdaniem panelistów w ograniczeniu dominującej pozycji PGNiG na rynku problemem mogą się okazać długoterminowe kontrakty spółki.

Reklama

– Te umowy wiążą nam ręce – przyznał Mariusz Swora, były prezes Urzędu Regulacji Energetyki, który moderował dyskusję. – Być może trzeba będzie przemyśleć jakąś formę wsparcia dla spółki, jeśli będzie musiała zerwać te umowy. Podobny mechanizm zastosowano w sektorze energii elektrycznej – zaproponowała Karolina Siedlik z kancelarii CMS Cameron McKenna.

Uczestnicy debaty zgodzili się, że wydłużające się prace nad ustawą gazową opóźniają liberalizację rynku. – Na ustawę czekamy już kolejny rok. Funkcjonowanie w takich warunkach jest bardzo trudne. Problemem jest nieprzewidywalność. Z punktu widzenia liberalizacji rynku lepiej byłoby mieć gorszą jakościowo ustawę, niż jej nie mieć – mówił Jacek Kwiatkowski, przedstawiciel koncernu VNG AG, który sprzedaje w Polsce 0,5 mld m sześc. gazu.

Zdaniem Ireneusza Łazora liberalizacja da Polsce szansę na odegranie większej roli na rynku gazu w Europie Centralnej. Dzisiaj polskie zużycie na poziomie 15 mld m sześc. rocznie stanowi zaledwie 2–3 proc. europejskiego rynku. – Jeśli dobrze się przygotujemy pod względem infrastruktury, możemy być ważnym graczem w naszej części Europy. Zadecyduje o tym nie wielkość zużycia, ale strategiczne położenie geograficzne – zaważył Łazor.

Przeszkody liberalizacji rynku

Zdaniem innych uczestników panelu to właśnie brak gazociągów i połączeń z innymi krajami może być przeszkodą do liberalizacji rynku. Na uwolnieniu rynku skorzysta przemysł. Według Witolda Szczypińskiego, wiceprezesa Grupy Azoty, uwolnienie rynku obniży rachunki za gaz płacone przez chemię, ale będzie to nieznaczna zmiana. – W grę wchodzi najwyżej kilka procent – twierdzi Szczypiński. – Paliwo stanowi dziś nawet 30 proc. wszystkich kosztów. Będę zadowolony, jeśli średnie krajowe ceny zbliżą się do poziomu europejskiego – wskazuje wiceszef Grupy Azoty. Mariusz Caliński, prezes spółki Duon, która próbuje rywalizować z PGNiG, twierdzi że rozwój rynku blokuje brak sprzedawcy awaryjnego. – Zmiana sprzedawcy jest możliwa, ale dziś nikt nie gwarantuje, że gdy alternatywny sprzedawca wpadnie w kłopoty, ktoś za niego dostarczy klientowi gaz. W tej sytuacji wygrywa PGNiG, bo gwarantuje bezpieczeństwo dostaw paliwa – oceniał Caliński. Paweł Kamiński, prezes spółki EGESA, podkreślał, że liberalizacja negatywnie wpłynie na bezpieczeństwo dostaw surowca. – Obecnie pełne bezpieczeństwo może zapewnić jedynie PGNiG. Równolegle z uwolnieniem rynku powinna iść poprawa infrastruktury, czyli rozbudowa gazociągów i budowa połączeń z innymi państwami. Tylko to pozwoli na nieprzerwane dostawy gazu z pominięciem PGNiG – apelował Kamiński.