Nikt kto obserwuje poczynania Ganta, który dość swobodnie poczyna sobie z obligatariuszami ustalając coraz to dalsze terminy ich spłaty – oczywiście za zgodą inwestorów instytucjonalnych, ale z pominięciem słabo słyszalnego protestu drobnych inwestorów – nie może być zaskoczony decyzją o kolejnym przesunięciu terminu spłaty serii PE. To papiery, które wyemitowano awaryjnie, aby spłacić marcową serię obligacji. Wtedy Gant po raz ostatni wywiązał się ze zobowiązań wobec drobnych inwestorów, a w przypadku kolejnych serii (dwóch majowych i czerwcowej) składa już wyłącznie obietnice bez pokrycia. Cóż, wydłużenie terminu oznaczać może, że Gant nie spłaci także serii sierpniowej, zaś obligatariusze podejmą decyzje w sprawie objęcia emisji konsolidacyjnej (deweloper chce z niej pozyskać 195 mln zł) już w oparciu o wyniki I półrocza. Cała sytuacja oczywiście deweloperowi nie pomaga – wszak jego główną działalnością jest budowanie i sprzedaż mieszkań, bo na układaniu się z wierzycielami zarobić trudno. Zaś wiadomości o trudnej sytuacji Ganta docierają do potencjalnych nabywców i trudno będzie się dziwić, jeśli sprzedaż okaże się niższa niż przed rokiem. Kupujący mieszkania mają przecież wybór aż za duży.

W reakcji na piątkowy komunikat (w piątek Gant miał wykupić obligacje serii PE, ale termin wydłużono do 30 września) kurs sierpniowej serii spadł o ponad 4 pkt proc. przy marnym wolumenie. Od dawna jednak inwestorzy niechętnie handlują obligacjami dewelopera, ze zrozumiałych zresztą względów. Posiadacze papierów wciąż liczą na to, że deweloper jednak uniknie bankructwa i nie akceptują niskich cen, kupujący natomiast nie mają ochoty na podejmowanie ryzyka. W efekcie transakcje stały się rzadkością.

Przeciwnie stało się w przypadku PKN Orlen. Po krótkim okresie wzmożonego obrotu krótko po czerwcowym debiucie (można przyjąć, że były to transakcje sprzedaży obligacji przez dużych inwestorów detalicznych, którzy wzięli udział w emisji, na rzecz instytucji) nastąpił długi okres posuchy i obrotów zaskakująco niewielkich jak na skalę emisji (dwa razy po 200 mln zł) skierowanej do drobnych inwestorów, zwykle częściej przebudowujących portfele niż instytucje. Dopiero w minionym tygodniu skala obrotów ponownie wzrosła (do nieco ponad 8 mln zł na dwóch seriach). Znaczenie tych transakcji poznamy zapewne dopiero po publikacji składu portfeli OFE i TFI na koniec grudnia, a więc nieprędko.

Jeśli chodzi o pozostałe wydarzenia, to nie było ich znowu tak wiele. Warto odnotować, że inwestorzy z obawą oczekują publikacji raportów takich spółek jak East Pictures, Werth Holz, Orzeł czy Trust, co widać po osuwających się coraz głębiej poniżej nominału cenach. Papiery Trusta spadły do 85 proc., zatem rynek już dziś obawia się, czy deweloper zdoła zrolować zapadające w grudniu papiery (akurat seria grudniowa wyceniana jest na 95 proc.). „In DM BPS we Trust” - mogą zawołać obligatariusze, bowiem to właśnie ten dom maklerski prowadził ostatnie emisje dewelopera prowadzone nieco ponad przed rokiem. Sporą część papierów objęły banki spółdzielcze, co może pomóc w rozmowach o rolowaniu, ale trzeba pamiętać, że wskaźniki rentowności w przypadku samych banków spadają, a ponadto Trust musi mieć jakieś argumenty „za”, a najlepszym będzie podniesienie sprzedaży mieszkań.

W przypadku Werth Holz i Orła wątpliwości ogarniają inwestorów już od dłuższego czasu, a wycena na poziomie 80 proc. nominału przed przyszłorocznymi wykupami wskazuje na nieufność wobec możliwości poprawy wyników spółek. W East Pictures inwestorzy wierzyli dość długo (kilka miesięcy temu papiery kosztowały nawet 104 proc.), ale lipcowy incydent związany z opóźnieniem terminu spłaty skutecznie podkopał ich zaufanie. Dziś papiery można kupić za 95 proc. nominału na mniej niż pół roku przed wykupem.

Reklama