Na Ukrainie rodzi się społeczeństwo obywatelskie. Powstaje wolontariat , rozwijają się organizacje pozarządowe. Pozytywne zmiany postaw społecznych zauważa Aleksandra Rezunow z Polskiej Akcji Humanitarnej, która organizuje wsparcie PAH dla cywilów pokrzywdzonych w konflikcie zbrojnym na wschodzie Ukrainy.

Aleksandra Rezunow podkreśla, że dramatyczna sytuacja na wschodzie Ukrainy uruchomiła ogromne zaangażowanie wielu ludzi. "Społeczeństwo Ukrainy stara się niezwykle, organizuje się. Teraz powstał tam ogromny wolontariat i wszyscy, którzy mają czym się podzielić, chcą to robić, i robią to. Tutaj nie potrzeba ich w niczym wyręczać" mówi Przedstawicielka PAH. Jak dodaje Aleksandra Rezunow - Polskiej Akcji Humanitarnej udaje się dostarczać pomoc w strefie działań wojennych, dzięki pracy i poświęceniu miejscowych wolontariuszy.

Organizatorka pomocy PAH na Ukrainie mówi, że te działania prospołeczne warto i trzeba wesprzeć, bo są tu problemy nam znane z okresu początku budowania demokracji w Polsce. "Po 1989 roku, kiedy ruch pozarządowy się tworzył i uczyliśmy się tego, też była rzesza wolontariuszy, którzy chcieli robić coś dla swojego kraju i dla ludzi. Tak w Polsce powstał silny sektor pozarządowy, i to dzieje się teraz na Ukrainie" - mówi Aleksandra Rezunow. Dodaje, że polskie organizacje pozarządowe mają sporo do zaoferowania, w kwestii dzielenia się doświadczeniami pozytywnymi, oraz informacjami o błędach, których organizacje ukraińskie mogą uniknąć.

Jak zaznacza Aleksandra Rezunow, dzięki obywatelskiemu zaangażowaniu, na Ukrainie stosunkowo niewielkimi środkami udało się bardzo dużo zrobić . "Tutaj to społeczeństwo samo sobie pomaga. Wtedy warto te działania wesprzeć, bo jest to bardzo właściwe działanie , aktywizujące lokalne społeczeństwo" powiedziała przedstawicielka Polskiej Akcji Humanitarnej.
Informacje o tym, jak wesprzeć działania PAH na Ukrainie można znaleźć na stronie internetowej organizacji.

Reklama

>>> Czytaj też: Demografia i technologia. Polskę czeka drastyczna zmiana rynku pracy

Przymusowe podróże emerytów dzięki separatystom


Emeryci z terenów samozwańczych republik Ługańskiej i Donieckiej, kontrolowanych przez prorosyjskich separatystów, tłumnie zjeżdżają do Słowiańska, by odebrać emeryturę. Jest to bowiem najbliższe miasto pod ukraińską kontrolą. A według ostatnio wprowadzonych przepisów, emeryci mogą wszelkie świadczenia wypłacane przez państwo, odebrać tylko na niezagrożonym ukraińskim terytorium, po uprzednim przesiedleniu.

Przepisy owe zmuszają niektórych do przeprowadzki poza tereny okupowane. Inni uciekają się do tego, by rejestrować się poza tymi terenami, odbierać tam świadczenia i wracać do domu.

Kolejki do Funduszu emerytalnego w Słowiańsku liczą po kilkadziesiąt osób - opowiada o sytuacji w mieście na antenie Hromadśke radio dziennikarka Jelena Szestopałowa: - Dziś rozmawiałam z emerytami ze Sniżnego, Gorłówki i jeszcze jednej kolonii z pod Sniżnego. 80 kobiet. Jedna płakała i mówiła: mam 82 lata, bardzo mi trudno dojechać, jestem chora.
Ludzi, którzy starają się zarejestrować w Słowiańsku było bardzo dużo, wszyscy chcą otrzymać emerytury - tłumaczy dziennikarka.

Po otwarciu rachunku w banku i otrzymaniu karty, mieszkańcy okupowanych przez separatystów terenów najpierw otrzymują status przesiedleńców i składają dokumenty w Funduszu emerytalnym. Po pewnym czasie muszą wrócić, by otrzymać decyzję o emeryturze. Po czym większość „przesiedleńców” wraca do siebie do domu, na teren okupowany.

W ogóle ludzie raczej się nie skarżą - mówi Jelena Szestopałowa. Dziennikarka zwraca uwagę na inny paradoks. Emeryci, którzy przyjeżdżają do Słowiańska po ukraińskie świadczenia są przekonani, że ich miejscowości ostrzeliwuje ukraińska armia, a nie separatyści. „W kolejce czemuś wszyscy mówią, że „nas ostrzeliwuje Gwardia Narodowa”. To jakiś paradoks. Oni jadą tam i mówią, że bojówkarze nie strzelają”.

By dostać się do Słowiańska, mieszkańcy okupowanych terenów musieli przejechać przez kilka posterunków.
W lipcu ukraińscy żołnierze odbili Słowiańsk od separatystów, którzy próbowali podporządkować sobie miasto. Walki o kontrolę nad miastem trwały prawie 3 miesiące.

>>> Czytaj też: Naftowa katastrofa. Ceny ropy najniższe od 2009 roku