W środę rana zaczął się nalot prokuratury na Urząd Kanclerza i biura jego najbliższych współpracowników. Kurz zadeklarował w środę wieczorem na antenie ORF, że nie był osobiście zaangażowany w zarzucane sprawy, takie jak zlecanie korzystnych dla niego sondaży i umieszczanie ich w mediach za pieniądze ministerstwa finansów.
„Wszystkie istniejące zarzuty są skierowane przeciwko pracownikom ministerstwa finansów” – podkreślił Kurz. Fakt, że sondaże mogły być zmanipulowane na jego korzyść, uważa za absurdalny, ponieważ „dziesiątki ankiet w omawianym okresie 2016 r. wykazywały bardzo podobne wartości” dla partii i polityków.
Urząd ds. badania przestępstw gospodarczych i korupcji (WKSTA) przeprowadził w środę przeszukanie Urzędu Kanclerza, ministerstwa finansów i siedziby Partii Ludowej (OVP). „Prokuratura objęła śledztwem Kurza i kilku jego bliskich współpracowników w sprawie podejrzenia o naruszenie zaufania, przekupstwo i korupcję” – opisuje „Die Welt”. „W 2016 r. zespół skupiony wokół 35-letniego szefa rządu płacił za publikowanie pozytywnych komentarzy i sondaży w mediach za państwowe pieniądze, aby ułatwić Kurzowi objęcie stanowiska kanclerza i szefa partii. Istotną rolę w pozyskiwaniu środków miał odegrać zaufany człowiek Kurza z ministerstwa finansów”.
Grupa medialna „Austria” (na łamach której miały być publikowane korzystne dla Kurza sondaże) zaprzecza zarzutom. Już w środę poinformowała, że w żadnym momencie nie istniała umowa między grupą a ministerstwem finansów, dotycząca takich publikacji w zamian za reklamy.
Austriacki politolog Peter Filzmaier zakłada, że Kurz będzie w stanie przetrwać to politycznie śledztwo. Jednak sytuacja ta może „jeszcze bardziej podsycić polaryzację w kraju”. „Najbardziej prawdopodobnym scenariuszem jest to, że politycy i opinia publiczna spędzą miesiące czy nawet lata, aż do końca postępowania, na zajmowaniu się kwestią, czy kanclerz jest winny czy niewinny”- przypuszcza Filzmaier.
Marzena Szulc (PAP)