Alaksandr Łukaszenka ostrożnie "włącza niezależnościową retorykę", gra na zwłokę i próbuje uniknąć pogłębionej integracji, której domaga się Moskwa; Rosja naciska, ale zdaje sobie sprawę, że poparcie dla ewentualnej inkorporacji jest na Białorusi znikome – twierdzi na portalu Naviny.by (Biełorusskije Nowosti) publicysta Alaksandr Kłaskouski, którego zdaniem Białoruś i Rosję czeka kolejny „chwiejny, tymczasowy kompromis”.

„Białoruś i Rosja stoją na progu wielkiej wojny informacyjnej” – pisze z kolei politolog Waler Karbalewicz na portalu Radia Swaboda. Świadczyć o tym ma włączenie się do ataków na Mińsk rosyjskich mediów państwowych, a nie tylko – jak dotąd – „marginalnych rosyjskich portali”.

Reklama

„Białorusi po prostu nie będzie” – ta prognoza–groźba zabrzmiała z ust prokremlowskiego dziennikarza Dmitrija Kisielowa w niedzielnym wydaniu „Wiesti Niedieli”. Chodzi o możliwe konsekwencje odwrócenia się od Rosji. Z kolei w poniedziałek stacja NTV poinformowała o wzroście białoruskiego nacjonalizmu, jak i o tym, że białoruska państwowość jest mitem, a państwo to zostało sztucznie wydzielone z Imperium Rosyjskiego.

Formalnie przyczyną obaw przed białoruskim nacjonalizmem stało się wezwanie partii Białoruski Front Narodowy (BNF) do ograniczenia emisji kanałów rosyjskich, dominujących w białoruskiej przestrzeni medialnej.

Kłaskouski również zwraca uwagę na antybiałoruskie nuty w rosyjskich mediach. Przypomina m.in., że do grona „nacjonalistów” zaliczono już nie tylko ministra spraw zagranicznych Uładzimira Makieja, ale także premiera (od sierpnia) Siarhieja Rumasa, który jako szef Białoruskiej Federacji Futbolu ma być „tajnym opiekunem mitycznych banderowców” i szkolić kibiców–bojówkarzy.

Zdaniem Kłaskouskiego „na razie te bzdury generują głównie media marginalne, ale – jak pokazuje doświadczenie konfliktu rosyjsko-ukraińskiego – podobna narracja może stać się w +godzinę zero+ propagandowym mainstreamem”.

Ocenia, że sięganie przez Łukaszenkę po niepodległościową retorykę to mimo wszystko ostrożna reakcja na działania Moskwy, ale również element kampanii przed wyborami prezydenckimi w 2020 r.

„Po pierwsze, kwestia władzy nad krajem realnie niepokoi Łukaszenkę, co znaczy, że patos w duchu +nigdy i za nic+ będzie wyglądał szczerze (…). Po drugie, +ojczyzna w niebezpieczeństwie+ to jedno z najbardziej uniwersalnych, silnych i mobilizujących haseł (…). Po trzecie, rozwiązuje się problem przesłania wyborczego. Magiczna różdżka Łukaszenki się zepsuła, dochody elektoratu prawie nie rosną, a więc hasła o silnej i kwitnącej Białorusi, państwie dla narodu już nie działają” – pisze Kłaskouski.

Powołując się na wrześniowe badania Białoruskiej Pracowni Analitycznej Andreja Wardamackiego, publicysta podaje, że zaledwie 2,7 proc. Białorusinów popiera ewentualne włączenie Białorusi do Rosji, zaś zdecydowana większość badanych, 75,1 proc., chciałaby, aby Białoruś i Rosja były „niezależnymi, ale przyjaznymi krajami, z otwartą granicą, bez wiz i ceł”.

„Białoruski lider ma co najmniej dwie możliwości. Pierwszy to zwrócić się w stronę społeczeństwa obywatelskiego, opozycyjnych nacjonalistów, Zachodu, żeby sprzeciwić się presji ze strony Moskwy. Drugi wariant to próba udowodnienia swojej prorosyjskości właśnie przez walkę z białoruskimi nacjonalistami, straszenie nimi Moskwy” – pisze Karbalewicz.

„(Publicysta – PAP) Jury Drakachrust pisał, że białoruski lider wybrał taktykę ukrycia się przed rosyjską aneksją w krzepkim uścisku z Rosją. Wygląda na to, że ta taktyka, która wcześniej dobrze działała, już nie jest efektywna. Rozejm się skończył” – ocenia politolog.

>>> Czytaj też: Bershidsky: Plan emerytalny Władimira Putina zależy od Białorusi [OPINIA]