Do zajęcia stanowiska zmusiła przywódców federalnych ustawa o laickości państwa, nad którą w prowincji Quebec w połowie czerwca zakończyły się prace legislacyjne, a której skutki widać m.in. z powodu nowego roku szkolnego.

Pierwszy artykuł ustawy stwierdza, że Quebec jest państwem świeckim, w artykule drugim - że „świeckość państwa opiera się na czterech zasadach: rozdziału państwa i religii, neutralności religijnej państwa, równości wszystkich obywateli i obywatelek, wolności sumienia i wolności religijnych”. Dla obywateli oznacza to prawną gwarancję świeckości instytucji publicznych. Na pracowników tych instytucji – od parlamentu przez policję po szkoły publiczne – ustawa nakłada zakaz noszenia widocznych symboli religijnych i zobowiązuje ich, by w kontaktach z obywatelami mieli odsłoniętą twarz. Wyjątki przewidziano dla tych, którzy pracowali już w sektorze publicznym w chwili wejścia ustawy w życie.

W mediach pojawiły się reportaże o nauczycielkach twierdzących, że przenoszą się do innych prowincji, by nadal móc nosić hidżab, ale – jak komentował dla publicznej telewizji CBC były lider socjaldemokratycznej Parti Quebecois Jean-Francois Lisee - „niewygodna prawda o quebeckiej ustawie o świeckości państwa (..) jest taka, że jest ona popularna”.

Lisee przypomniał, że kiedy kilka miesięcy temu rząd frankofońskiej prowincji złożył projekt ustawy, premier Kanady Justin Trudeau powiedział o niej, że zakaz noszenia widocznych symboli religijnych jest niesłychany. Lisee podkreślił jednak, że odkąd w czerwcu ustawa stała się obowiązującym prawem, rząd nie zrobił nic w tej sprawie, bo opinia publiczna jest ustawie przychylna.

Reklama

Kwietniowy sondaż ośrodka Leger Marketing, w którym pytano, czy Kanadyjczycy są za zakazem noszenia widocznych symboli religijnych przez przedstawicieli władz, wykazał, że 46 proc. całkowicie lub raczej zgadza się z takim zakazem, 42 proc. - że raczej lub całkowicie się nie zgadza; pozostali nie mają opinii lub nie chcą jej ujawniać. Zakaz popierają nie tylko osoby o konserwatywnych poglądach, ale też znaczna część (średnio 38 proc.) wyborców Partii Liberalnej Kanady, a wśród zwolenników lewicowej Nowej Partii Demokratycznej (NDP) odsetek popierających zakaz jest jeszcze wyższy (42 proc.).

Toteż od kilku dni do oczywistych tematów wyborczych, takich jak zmiany klimatu, gospodarka i podatki, czy bardziej ideologicznych, takich jak przerywanie ciąży, które pojawiło się z powodu niejasnych stanowisk konserwatystów i Zielonych, dołączyła kwestia świeckości państwa.

Kilka godzin po rozpoczęciu kampanii wyborczej premier Quebecu Francois Legault powiedział, że chciałby, aby liderzy partii federalnych zobowiązali się do nieuczestniczenia „w prawnym podważaniu ustawy”. Pod adresem Trudeau, który mówił, że rząd federalny „na razie” jej nie zaskarży, powiedział wprost, że „mieszkańcy Quebecu wybrali”.

Trudeau powtarzał, że „w wolnym społeczeństwie nie można legitymizować dyskryminacji”. W czwartek podczas transmitowanej w mediach konferencji prasowej premier powiedział, że rząd nie uważa, by „państwo mogło wprowadzać prawa dotyczącego tego, jaki strój można nosić”. Dodał jednak, że jest to dyskusja, którą mieszkańcy Quebecu prowadzą ze swoim rządem, a „na razie” działanie rządu federalnego w celu podważenia nowego prawa byłoby „kontrproduktywne”.

Lider konserwatystów Andrew Scheer obiecał, że jeśli torysi wygrają październikowe wybory, ich rząd federalny nie wprowadzi przepisów podobnych do tych w Quebecu. Konserwatywni deputowani sygnalizowali też jednak, że ich rząd quebeckiej ustawy nie zaskarży.

Przewodniczący NDP Jagmeet Singh obiecał wsparcie dla mieszkańców Quebecu, którzy nie zgadzają się z nowym prawem, zadeklarował jednak, że nie chciałby go zaskarżać. Podobne stanowisko zajęła liderka Zielonych Elizabeth May.

Kanadyjska Karta Praw i Wolności, od 1982 roku część konstytucji, wymienia jako fundamentalne prawo do wolności sumienia i wolności religii. Jednak w 1985 roku Sąd Najwyższy Kanady w sprawie Regina przeciw Big M Drug Mart orzekł, że „jednakowo chronione z tego samego powodu jest wyrażanie i okazywanie niereligijności oraz odmowa uczestniczenia w praktykach religijnych”. Tymczasem konstytucjonaliści uznali podczas kwietniowej dyskusji, że Sąd Najwyższy uznałby quebecką ustawę za niekonstytucyjną. Na razie sprawą zajmują się organizacje muzułmańskie z pomocą organizacji ochrony praw człowieka.

Jak jednak zauważył Lisee w swoim komentarzu, warto pamiętać, że w Europie, „kolebce praw i wolności człowieka”, sądy już orzekały, że państwa mają prawne podstawy, by żądać rozdzielenia państwa i Kościoła.

Z Toronto Anna Lach (PAP)