Najbardziej niepokoi b – zarówno kamiennego, jak i brunatnego. W Polsce wciąż niemal 80 proc. energii elektrycznej produkujemy z tych właśnie paliw, w przypadku ciepła – prawie 90 proc. W 2018 r. padł też rekord importu czarnego złota do Polski – przyjechało do nas w sumie niemal 19,7 mln ton surowca, z czego 70 proc. z Rosji. Podczas gdy w kampanii wyborczej w 2015 r. od przedstawicieli PiS słyszeliśmy, że przywożony stamtąd surowiec jest złej jakości, wspiera działania Putina i trzeba na niego nałożyć embargo, dziś w ogóle nie ma o tym mowy. – Polska energetyka woła o pomysły, dialog, odwagę i konsekwencję w działaniu. Dane i trendy nie od dziś pokazują szybkie tempo wzrostu importu surowców przy jednoczesnym wzroście cen CO2 – podkreśla Joanna Maćkowiak-Pandera, szefowa think tanku Forum Energii. Biorąc pod uwagę, że w ciągu roku prawa do emisji CO2 zdrożały niemal dwukrotnie do prawie 30 euro za tonę, a prognozy mówią o dalszych wzrostach do ok. 35 euro w najbliższym czasie, energia z węgla będzie bardzo droga. Jej koszty będziemy ponosić wszyscy. Polska nie może więc sobie pozwalać na dalsze odkładanie w czasie koniecznej transformacji energetycznej. Na dłuższą metę rachunków za prąd nie da się bowiem zamrozić.
Ustawa prądowa z 28 grudnia 2018 r., ustalająca ceny energii elektrycznej na poziomie z połowy ubiegłego roku, spowodowała gigantyczny chaos na rynku, negatywnie wpływa na wyniki spółek obrotu i rodzi poważne zastrzeżenia prawników. W największej niepewności są mniejsze, prywatne firmy, dla których może zabraknąć pieniędzy z rekompensat. Rodzi to ryzyko fali upadłości, a Skarb Państwa naraża na ewentualne pozwy odszkodowawcze w przyszłości. Zdaniem ekspertów zamrożenie cen prądu jest dobitnym przykładem tego, że w polskiej energetyce rządzą tymczasowe, doraźne rozwiązania. – Wydaje się, że podstawowym problemem było niedopasowanie wizji rozwoju energetyki z początku kadencji do trendów technologicznych oraz kierunku zmian polityki energetyczno-klimatycznej w Europie i na świecie. Postawienie na konsolidację sektora w oparciu na aktywach węglowych, ograniczenie rozwoju OZE oraz odwlekanie dyskusji o długoterminowych zmianach w energetyce doprowadziły do nagromadzenia problemów pod koniec kadencji – ocenia Aleksander Śniegocki, kierownik projektu Energia i Klimat w think tanku WiseEuropa.
Nie jest tajemnicą, że nowa Komisja Europejska z Ursulą von der Leyen na czele będzie kładła większy nacisk na zielone polityki niż ta poprzednia. Już dziś słyszymy o tym, że musimy ambitniej podejść do redukcji emisji dwutlenku węgla (to właśnie spalanie węgla emituje najwięcej CO2) oraz dążyć do neutralności klimatycznej. Tymczasem niektórzy politycy obozu rządzącego i ich zaplecze kwestionują nawet to, czy Bruksela ma w ogóle mandat do podnoszenia poprzeczki w kwestii celów klimatycznych (np. na ostatnim kongresie ciepłowników w Międzyzdrojach mówił tak minister Paweł Sałek, doradca prezydenta Andrzeja Dudy). Zamiast głośno powątpiewać w zakres kompetencji Komisji, powinni wziąć sobie do serca to, że tysiące polskich nastolatków, które wraz z milionami rówieśników na całym świecie brały udział w Młodzieżowym Strajku Klimatycznym, już są albo za chwilę będą wyborcami. ©℗
Reklama