Czym jest szczęście? I czy może być determinowane ekonomicznie – pracą, pieniędzmi, prestiżem zawodowym? Jak duże znaczenie dla odczuwanego szczęścia ma wysokość zarobków, a jakie prestiż wykonywanego zawodu? To wielkie pytania, które dotyczą każdego, a postarał się na nie odpowiedzieć dr Tomasz Szubert, pracownik Uniwersytetu Ekonomicznego w Poznaniu, zajmujący się głównie problematyką społeczną (jakość, poziom i warunki życia ludności) oraz statystyką. Niedawno ukazała się jego książka „Szczęście i jego determinanty ekonomiczne” (CeDeWu, Warszawa 2019).

Szczęście czyli zadowolenie

Dr Szubert zdefiniował szczęście jako emocjonalny i poznawczy bilans życia w wymiarze wartościującym, co przypomina definicję zaproponowaną przez słynnego filozofa Władysława Tatarkiewicza – „szczęście to pełne i trwałe zadowolenie z całości życia”.

Następnie przeprowadził szeroko zakrojone (próba ponad 1000 osób) badanie na terenie Wielkopolski. Było ono bardzo pogłębione, zostało dokładnie opisane, do tego ludzkim językiem, więc przebrnięcie przez książkę „Szczęście i jego determinanty ekonomiczne”, na szczęście, nie stanowi większego problemu.

Reklama

Jak podkreśla we wstępie Tomasz Szubert, jego praca różni się pod kilkoma względami od podobnych. Została oparta na ważonych wskaźnikach satysfakcji z życia tzn. zostało sprawdzone które sfery życia badani traktują jako tzw. dźwignię szczęścia, czyli które są dla nich de facto najważniejsze do odczuwania szczęścia.

Po drugie zbadano również zadowolenie z życia pod kątem niedostatków (np. nie jestem zadowolony z pracy, bo mam niską pensję) i tutaj również zastosowano ważone wskaźniki.

Poza tym w badaniu ujęto aż 22 sfery życia oraz wykorzystano element retrospekcji czyli skonfrontowano poziom szczęścia respondentów w wieku 18 lat i w wieku wykonywania badania, co umożliwiło ocenę skutków decyzji życiowych.

>>> Czytaj też: Polacy wśród najbardziej zadowolonych z życia narodów w UE [RANKING]

Krąg życia

Cóż się okazało? Wyniki badania zdają się potwierdzać wiele tez znanych już wcześniej z bogatej literatury zachodniej.


Nie daje się jasno i jednoznacznie stwierdzić jaka jest dokładnie relacja między warunkami życia czy zarobkami a szczęściem. Nie wiadomo czy szczęście sprzyja powodzeniu życiowemu, czy raczej odwrotnie. Czy szczęśliwi mają więcej szczęścia, a może ci którym się poszczęściło są szczęśliwi? Nie da się odpowiedzieć wprost na te pytania.

Mało tego. Szczęście niejako kręci się w kółko. Ten mechanizm jest znany pod pojęciem hedonicznego kołowrotka. Wraz ze zmianą losów życiowych zmieniają się doświadczenia oraz aspiracje. Potwierdzają to badania zwycięzców loterii czy sparaliżowanych w wypadkach: po okresie niezwykłego uniesienia albo załamania psychicznego poziom szczęścia tych osób powraca zazwyczaj do punktu sprzed tego niezwykle ważnego wydarzenia.

Sufit zamożności

W tym miejscu warto też wspomnieć o badaniach nad zwycięzcami gier liczbowych, przywołanych w książce dra Szuberta.

Okazuje się, że kilka miesięcy po wygranej dużej sumy pieniędzy takie osoby są – trudno w to uwierzyć – mniej szczęśliwe, niż przed wygraną. Dlaczego? Otóż spada u nich poziom przyjemności czerpanej z codziennych czynności (milioner z przypadku przestaje się rozkoszować kawą na domowej kanapie), a wzrasta poziom stresu w wyniku przeprowadzek czy negatywnych emocji napływających ze strony rodziny czy znajomych (zawiść).

Warto też pamiętać, że szczęście – szczególnie te generowane przez pieniądze – ma sufit. „Nieskończony wzrost zadowolenia z powodu stałej poprawy sytuacji materialnej jest niemożliwy nie tylko ze względu na funkcję malejącej użyteczności krańcowej przyrostu ilości pieniędzy, ale też dlatego, że podczas gdy skala wzrostu gospodarczego jest nieograniczona, to jednak skala szczęścia ma swój kres. Ktoś kto w pewnym momencie jest maksymalnie zadowolony z życia po pewnym czasie nie może być bardziej zadowolony, nawet jeśli jego dochód powiększył się wielokrotnie” – podkreśla dr Szubert.

Tutaj dochodzimy do tzw. paradoksu Easterlina. O ile ludzie – czy społeczeństwa – zamożni są szczęśliwsi od ubogich, o tyle wzrost dochodów nie przekłada się na ogólny wzrost poczucia szczęścia. Oczywiście, zazwyczaj bogaci nie przestają pracować i nie przestają starać się o powiększanie dochodów, ale to już jest pogoń za prestiżem społecznym, a nie za szczęściem.

Pieniądz zagłusza trwogę

O wiele większe znaczenie niż zwiększanie dochodów czy absolutna wysokość dochodów ma za to względna wysokość dochodów. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie mechanizm porównywania się z innymi oraz porównywania swoich obecnych dochodów z dochodami z przeszłości działa i jest silny. To oznacza, że jeśli nasze dochody rosną, ale są niższe niż w przeszłości, albo niższe niż dochody osób z którymi się porównujemy, to nie będziemy szczęśliwi. Ba, można mieć wysokie, rosnące dochody, wyższe od dochodów osób z którymi się porównujemy, ale mieć tak rozbudzone aspiracje, że te dochody nie są w stanie ich zaspokoić – to także droga do nie osiągania stanu szczęścia.

"Mieszkańcy dużych miast wcale nie są bardziej szczęśliwi od mieszkańców małych miast czy wsi, a wręcz przeciwnie."

Z badania dr Szuberta wynika, że Polacy są podobni do mieszkańców Zachodu także pod innymi względami, jeśli chodzi o ekonomiczne determinanty szczęścia. Np. okazuje się, że mieszkańcy dużych miast (Poznań) wcale nie są bardziej szczęśliwi od mieszkańców małych miast czy wsi, a wręcz przeciwnie. Im wyższe osiągane dochody, tym mniejsze znaczenie w życiu Polaków ma religia (pieniądz zagłusza trwogę egzystencjalną).

Najemni wykształceni są niezadowoleni

Dla Polaków sytuacja finansowa staje się bardzo ważna, jeśli są młodzi i zdrowi, mają wykształcenie wyższe i są w związku małżeńskim. Co ciekawe, dla ogólnego poziomu szczęścia duże znaczenie ma rodzaj wykonywanej pracy.

Najbardziej zadowoloną grupą są przedsiębiorcy, którym się powodzi: oni odczuwają dużą satysfakcję we wszystkich aspektach życia (praca, prestiż, wygląd, życie seksualne, czas wolny, warunki mieszkaniowe). Mniej zadowoleni z życia – w wielu dziedzinach życia nawet mniej od rolników – są pracownicy najemni z wyższym wykształceniem. Prawdopodobnie wynika to z tego, że mają wysokie aspiracje, które niestety ciężko jest zaspokoić.

Ciekawie wyglądają też wnioski dotyczące niezadowolenia z wykonywanej pracy. Oczywiście na pierwszej pozycji są zbyt niskie zarobki, ale na drugiej (jeśli pominiemy niezadowolenie z faktu nie posiadania pracy) znajduje się chęć posiadania bardziej satysfakcjonującej pracy – tak wskazało 15,5 proc. respondentów.

"Warto wiedzieć jaka praca daje nam poczucie szczęścia i starać się ją wykonywać, bo takie działanie może znacznie podnosić ogólny poziom zadowolenia z życia."

To oznacza, że spora część Polaków nie jest usatysfakcjonowana z charakteru wykonywanej pracy, nawet jeśli godziwie zarabia. Tutaj dochodzimy do niezwykle ważnej kwestii w życiu każdego człowieka: warto wiedzieć jaka praca daje nam poczucie szczęścia (i satysfakcjonujący dochód) i starać się ją wykonywać, bo takie działanie może znacznie podnosić ogólny poziom zadowolenia z życia.

Najważniejsze wnioski z badania dr. Szuberta? „Respondenci częściej odczuwali potrzeby niższego rzędu (chęć powiększania dochodów) niż te wyższego rzędu (chęć zwiększania powierzchni mieszkalnej). […] Nie da się wskazać, jakie cechy warto w sobie rozwijać oraz w jakich sferach realizować – wszystko zależy od indywidualnego podejścia respondenta. Każdy z nas sam decyduje co jest priorytetem w życiu, w jakich sferach będzie się realizował bardziej, a w jakich mniej. […] Na szczęście nie ma prostego matematycznego wzoru i nikt nie jest pozbawiony szans na jego osiągnięcie” – konkluduje autor książki „Szczęście i jego determinanty ekonomiczne”. Warto więc wsłuchiwać się w swoje wewnętrzne głosy, by znaleźć swoją indywidualną drogę do szczęścia. Bo jak mówi stare przysłowie: pieniądze szczęścia nie dają.

Autor: Piotr Rosik