Cena ropy natychmiast zdołowała po ogłoszeniu danych (tzw. minutes) z posiedzenia Rady Fed w końcu kwietnia. Kilku jej członków zażądało wręcz od banku centralnego, by zwiększył wykupy złych kredytów, byle napędzić wzrost.

Ponadto ministerstwo energii podało, ze popyt na ropę rosnący przez 4 tygodnie do 15 maja br. spadł potem o 7,6 proc. w porównaniu z ub. rokiem.

- Rynek wydaje się przegrzany – mówi Andrey Kryuchenkov, analityk VTB Capital w Londynie. – Popyt wcale nie odzwierciedla obecnych wyników na giełdzie. Dlatego skłania to brokerów do realizacji zysków na ropie - dodaje.

Baryłka ropy z dostawa w lipcu na giełdzie surowcowej w Londynie staniała o 1,4 proc. do 61,17 dolarów, choć wczoraj kosztowała ponad 62 dolary. – Nie widzimy żadnego wzrostu popytu. Nie sadzę, aby były na razie fundamenty do podtrzymania ceny ropy w okolicach 60 dolarów za bryłkę - mówi Toby Hassall, analityk w firmie Commodity Warrants Australia w Sydney.

Reklama

Tymczasem indeksy na giełdach Europy i Azji spadły po wczorajszych niepowodzeniach w USA. MSCI World Index skurczył się po raz pierwszy od trzech dni o 0,3 proc. o godz. 8:30 rano w Londynie, a wskaźnik rynku opcji Standard & Poor’s 500 Index obsunął się o 0.3 proc. do 897,5 pkt.