Rynki rozwijające się chcą otwartego i opartego na kompetencjach kandydatów procesu wyboru nowego szefa MFW. W tej sprawie grupa BRICS wystosowała nawet zdecydowane oświadczenie.

>>> Czytaj też: Tylko 18 proc. światowego PKB, ale 70 proc. ludności globu - kraje BRICS w ofensywie

Ale jeśli chodzi o zdecydowane poparcie jednego kandydata, kraje rozwijające się borykają się z podobnymi problemami, co kraje rozwinięte. Podziały polityczne, kiepska współpraca oraz wzajemna podejrzliwość uniemożliwiają wypracowanie jednego stanowiska.

Zaproponowanie na to stanowisko wiarygodnego i doświadczonego na rynkach rozwijających się kandydata Augustyna Carstensa, prezesa Banku Centralnego Meksyku, nie zmotywowało krajów grupy BRICS do walki o jego poparcie. W czasie, gdy Brazylia przyznaje, że chce otwartego konkursu w którym wybór oparty jest o dokonania kandydatów, urzędnicy szemrzą, że stanowisko obejmie Christie Lagarde, francuska minister finansów, którą Europa wyznaczyła jako swojego kandydata.

Reklama

>>> Czytaj też: Miedwiediew: państwa BRICS powinny być lepiej reprezentowane w MFW

Rosja wraz z krajami z dawnego bloku wschodniego zrobiła gest w stronę regionalnej solidarności proponując na to miejsce Grigorija Marschenkę, prezesa kazachskiego Banku Centralnego. To pokazuje, że solidarność krajów rozwijających się, maskuje jeszcze większe podziały i współzawodnictwo. Zarówno w przypadku wyboru nowego dyrektora MFW, jak i innych obszarów globalnej polityki, takich jak handel czy zmiany klimatyczne, widać że cele krajów rozwijających się mogą być rozbieżne. Brazylijskie wsparcie dla Carstensa nie zaskakuje. W Ameryce Łacińskiej już od dawna toczy się bitwa o rolę regionalnego lidera, a kraje takie jak Brazylia są często podejrzliwe wobec politycznej i geograficznej bliskości Meksyku wobec Stanów Zjednoczonych. Chiny i Indie to posiadający broń atomową strategiczni rywale. Byłoby więc wielkim zaskoczeniem, gdyby Pekin poparł Hindusa na stanowisku dyrektora zarządzającego MFW.

W Światowej Organizacji Handlu (WTO), zasada "jeden kraj - jeden głos" spowodowała, że kraje rozwijające się nie są bez znaczenia w tym wyścigu. W roku 2003 kraje rozwijające się utworzyły grupę G20, inną niż światowa grupa G20, by móc reprezentować swoje rolnicze interesy w negocjacjach handlowych w ramach tzw. rundy Doha. Ugrupowanie pokazało, że jest w stanie odrzucić trudne do zaakceptowania propozycje torpedując w 2003 roku spotkanie ministerialne WTO w Cancun w Meksyku.

>>> Czytaj też: Chiny umacniają rolę głównego gracza w grupie BRICS

Ale ta grupa składa się z krajów ze sprzecznymi interesami. Na przykład rolnicy uprawiający soję w Indiach na niewielką skalę są zagrożeni z powodu nisko-kosztowego i wydajnego rolnictwa w Brazylii oraz eksportem, do którego Brazylijscy rolnicy otrzymują subwencje od Stanów Zjednoczonych.

Retoryczna solidarność maskująca fundamentalne podziały powtarza się w przypadku Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W rezultacie Europa wysuwa się naprzód ze swoimi kandydatami. Jeśli kraje rozwijające się chcą naprawdę odebrać Europie palmę pierwszeństwa, będą musiały wyjść poza argument mianowania kandydatów na podstawie ich osiągnięć i zjednoczyć się wspierając jednego kandydata. Są znaki na niebie i ziemi, że kraje trzeciego świata są na to gotowe.

ikona lupy />
Dyrektor generalny Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) Dominique Strauss-Kahn / Bloomberg
ikona lupy />
Premier Indii Manmohan Singh, prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew, Gospodarz spotkania prezydent Chin Hu Jintao, prezydent Brazylii Dilma Rousseff oraz prezydent RPA Jacob Zuma podczas szczytu państw BRICS. / Bloomberg / Nelson Ching