Są dwie zasadnicze przyczyny, dla których sierpień jest straconym miesiącem, jeśli chodzi o aktywność na pierwotnym rynku obligacji korporacyjnych (z punktu widzenia inwestora detalicznego). Jedną z nich jest po prostu sezon urlopowy – mało kto ryzykuje przeprowadzenie emisji w czasie, w którym spora część potencjalnych i wybrednych nabywców wypoczywa na wakacjach. Druga także wiąże się z kalendarzem – ci, którzy mimo upałów gotowi są kupować obligacje, chcieliby to zrobić na podstawie najnowszych danych finansowych, a więc w oparciu o wyniki I półrocza/II kwartału. Większość z tych raportów gotowa jest pod koniec sierpnia, a dopiero wtedy prace nad ofertą mogą nabrać właściwego tempa. Stąd właśnie martwy okres w sierpniu i oczekiwania na ożywienie rynku we wrześniu.

Skutki tej flauty też mogą być dwa. Po pierwsze inwestorzy są głodni emisji (czytaj – chcą jak najszybciej zatrudnić pieniądze do pracy). Zatem kto pierwszy przygotuje ciekawą emisję po wakacjach, ten ma największe szanse na przyciągnięcie kapitału. W miarę jak sezon emisji będzie się rozkręcał, inwestorzy na powrót staną się wybredni. A ponieważ idealnych emisji nie ma, inwestorzy przebierają w ofertach niczym w ulęgałkach wyszukując te o najniższym ryzyku i najwyższym zwrocie jednocześnie. Ci, którzy nie chcą czekać do czasu, aż na rynku pojawią się ciekawe emisje (ostatecznie czas to pieniądz, a pieniądz pracuje na lokatach bankowych bardzo mało wydajnie) szukają okazji do zakupów na rynku wtórnym. Z tą właśnie niecierpliwością możemy wiązać zauważalny w ostatnich tygodniach wzrost cen na rynku wtórnym (nawet o 100 bps w przypadku GNB czy jeszcze więcej w przypadku niektórych serii Kruka). Naturalnie nie cały rynek wtórny może korzystać na wzroście zainteresowania inwestorów – wciąż liczy się tutaj bezpieczeństwo inwestycji i jako taka płynność czyli gwarancja wyjścia z papierów w możliwie krótkim czasie.

Tydzień nie przyniósł poważnych wydarzeń wśród emitentów. W publikacji wyników nastąpiła chwilowa przerwa (kolejny wysyp przypadnie w nadchodzącym tygodniu do poniedziałku, 2 września włącznie). To, że Gant nie wykupił kolejnej serii obligacji niespodzianką dla nikogo być nie mogło (skoro nie wykupuje ich już od maja, a nowych środków z mitycznej już emisji konsolidacyjnej nie pozyskał). Ciekawiej wyglądała konferencja prasowa Marvipolu. Z wypowiedzi przedstawicieli spółki można było wywnioskować, że jej władze są odrobinę rozgoryczone postawą zwłaszcza detalicznych inwestorów, którzy do wiosny (do czasu, aż Marvipol zdołał ich przekonać, że środki na tegoroczne wykupy zdobędzie bez trudu) sprzedawali obligacje spółki akceptując coraz niższe ceny). Z detalicznymi inwestorami dialog prowadzić trudno, z tej prostej przyczyny, że jest ich zbyt wielu. Łatwiej nawiązać trwałe relacje kredytowe z grupą wybranych instytucji i im sprzedawać obligacje licząc na pełne zrozumienie sytuacji finansowej, względnie z bankiem, z którym też można w razie potrzeby negocjować warunki kredytu i wydłużyć czas jego spłaty np. o kilka miesięcy. Z obligacjami tego zrobić się nie da, stąd można oczekiwać, że Marvipol zdecyduje się na rozbrat z obligacjami kierowanymi do detalicznych inwestorów i to – niestety – akurat w tym momencie, kiedy jego sytuacja finansowa uległa znaczącej poprawie, zaś biznes deweloperski wyraźnie się rozkręcił. Nie tylko zresztą w przypadku Marvipolu.

Szczęśliwie dla inwestorów detalicznych, pokusa by sięgnąć po ich środki i w ten sposób przynajmniej zdywersyfikować źródła finansowania wciąż jest silniejsza od obaw o kaprysy, jakie rządzą niekiedy zbiorowością inwestorów detalicznych. Stąd po suchym sierpniu, nadzieje na aktywną jesień na rynku obligacji korporacyjnych nie gasną.

Reklama