Z niepokojem, bo początek końca QE będzie wiązał się również z początkiem spadków na giełdach całego świata, a także osłabieniem wielu walut. Miestety oba te czynniki dotkną także Polski. Ciekawość jednak przeważa. Bo co oni teraz zrobią? A także, czy – biorąc pod uwagę warunki, jakie sami sobie stworzyli – kiedy, jeśli kiedykolwiek, podniosą stopy procentowe?

Luzowanie ilościowe to krok dalej poza – że tak to nazwę – zwykłe luzowanie, które polega na obniżaniu stóp procentowych. Jednak jeśli przyjdzie czas na zmianę polityki, czyli rezygnację z QE, będziemy mieli do czynienia z zaostrzaniem polityki banku centralnego. I będzie to zaostrzanie bezprzymiotnikowe, jako że efekty wycofywania się z zasypywania rynku dolarami będą takie same, jak w przypadku podwyżki stóp.

QE polega na tym, że Fed w zamian za różnego rodzaju aktywa emituje dolary, które trafiają na rachunki banków. Te zaś mogą je na nowo pożyczać, dając kredyty, kupując obligacje czy papiery hipoteczne, a także – w bardzo dużej części – bezpośrednio czy pośrednio inwestując za granicą. Jedną z metod na ograniczenie QE będzie zmiana listy aktywów, które Fed gotów jest odkupić od banków albo obniżka „ceny”, jaką zechce zapłacić. Przykładowo: bank centralny przestanie skupować papiery hipoteczne. Skutek będzie taki, że ich cena spadnie, co prze - łoży się na straty banków, które będą musiały je pokryć, podnosząc np. oprocentowanie kredytów. To zmniejszy ilość pieniądza na rynku. Efekt będzie identyczny jak podwyżka stóp procentowych, ale osiągnięty zostanie bez ich zmiany. Jak było już kilka razy widać, każdy sygnał o zakończeniu luzowania skutkuje przepływem pieniędzy z rynków światowych do Stanów.

Nie ma w tym nic dziwnego, obecnie tanie finansowanie daje praktycznie pewność, że gdzie indziej da się zarobić więcej. Ale ograniczenie tego finansowania przynajmniej w jakiejś części spowoduje, że inwestycje zagraniczne staną się nieopłacalne. Napływ pieniędzy do USA będzie oznaczał wzrost kursu dolara. Taki sam efekt najczęściej (choć nie zawsze, ale dotyczy to raczej przypadków kryzysowych) uzyskuje się poprzez podwyżkę stóp procentowych. Oczywiście mogę sobie wyobrazić, że Fed pewnego pięknego dnia w 2014 r. ogłosi, że zakończył QE – wróci do reguł finansowania rynku obowiązujących przed kryzysem, ale bardzo wątpię, aby zdecydował się na taki krok, gdyż byłoby to równoznaczne z bardzo, ale to bardzo dużą podwyżką stóp procentowych. Raczej będzie się starał robić to łagodnie. Trudno powiedzieć, jak długo to potrwa, ale raczej trzeba mówić o latach (choć niekoniecznie pięciu latach, czyli okresie, od kiedy – z prze - rwami – trwa QE), a na dodatek gospodarka na zmiany w banku centralnym reaguje z opóźnieniem. Całkiem możliwe więc, że nim uda się zakończyć luzowanie ilościowe, Fed będzie musiał się zająć kolejnymi problemami, które pojawią się w jego trakcie (umocnienie dolara uderzy w konkurencyjność amerykańskich firm, pogorszą się warunki finansowania), czyli zejść ze ścieżki zaostrzania polityki pieniężnej. Tylko że nie będzie mógł jej złagodzić poprzez obniżkę stóp, bo te będą na nadal niskim poziomie.

Reklama

Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji będzie kolejna runda luzowania ilościowego, to zaś oznaczałoby, że przynajmniej przez parę lat to ono będzie głównym narzędziem amerykańskiej polityki pieniężnej. Daleki jestem od stwierdzenia, że stopy procentowe w USA przeszły do historii. Sądzę jednak, że jeśli koniunktura gospodarcza okaże się złośliwa – co się czasem zdarza – stopy Fed będą się długo kurzyć w jakiejś komórce w siedzibie tej instytucji, nim zostaną użyte.