Kiedyś, jak dane z gospodarki były lepsze od oczekiwanych, to giełdy rosły. Teraz spadają. Jak były gorsze dane od oczekiwanych, to giełdy spadały. Teraz rosną. Dlaczego? Bo złe dane oznaczają więcej druku pieniądza, i więcej czasu dla banksterów, żeby tym pieniądzem dalej pompować rynki. A dobre dane oznaczają, że banki centralne mogą zakończyć druk pieniądza, a to złe wieści dla banksterów.

Kiedyś bank centralny był od pilnowania, żeby inflacja była niska i stabilna. Teraz bank centralny ma dbać o to, żeby inflacja była wyższa, najlepiej ponad 5 procent - co ma pomóc obniżyć skalę długów narobionych przez banksterów. I banki centralne bardzo się martwią, że na razie nie udało się inflacji podnieść.

Kiedyś silna podwyżka stóp procentowych (jak ta w Turcji, dokonana wczoraj wieczorem) prowadziłaby do silnych spadków na giełdach, bo przecież oznacza, że za kilka miesięcy/kwartałów gospodarka turecka może wejść w recesję z powodu bardzo drogich kredytów. Ale teraz giełda silnie odbiła (i inne giełdy też), ponieważ wysokie oprocentowanie tureckiej liry spowoduje napływ krótkoterminowego kapitału spekulacyjnego, i na krótko będzie można zarobić.

To oderwanie zachowań na rynkach finansowych od teorii i przeszłej praktyki ekonomii jest tą nową normalnością. Być może. Ale bardziej prawdopodobne jest, że mamy do czynienia z aberracją, która potrwa jeszcze jakiś czas. A potem powróci stara normalność, według której nadmiernie zadłużone kraje, instytucje i gospodarstwa domowe po prostu bankrutowały, lub ich długi darowano kosztem wierzycieli, lub nakładano jednorazowe podatki, żeby te długi spłacić (co przećwiczono na Cyprze i co proponuje Bundesbank). A wzrost rynkowych stóp procentowych, który nas niechybnie czeka w wielu miejscach na świecie, znacząco przyspieszy powrót normalności w ekonomii i gospodarce.

Reklama

Tekst pochodzi z bloga prof. Rybińskiego >>> Rybinski.ue