– Większość krajów Wspólnoty jest za jak najszybszym przyjęciem celu w postaci 40-proc. redukcji emisji CO2 – mówi nam Krzysztof Karolczyk, menedżer ds. rozwoju Elektrociepłowni Fortum. Dla naszych polityków musiało to być spore zaskoczenie, wcześniej nie spodziewali się takiego stanowiska pozostałych państw.

Wielkie obawy związane z nowymi wytycznymi KE ma m.in. polski przemysł, szczególnie przedstawiciele najbardziej energochłonnych sektorów. Obawiają się oni, że te gałęzie mogą zostać skreślone z listy branż, którym przysługują darmowe uprawnienia do emisji CO2. – Dla nas byłaby to katastrofa – mówi Henryk Kaliś, przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu, które zrzesza 10 branżowych organizacji przedsiębiorców. Według niego Komisja dąży do tego, by w miejsce sektorów przemysłowych, takich jak: chemiczny, papierniczy, cementowy, szklany czy wapienniczy, promować nowe, oparte na odnawialnych źródłach energii. – To błąd, tradycyjnych branż nie trzeba zastępować nowymi, ale je uzupełniać – mówi Kaliś.

Nowy pakiet klimatyczno-energetyczny to jednak przede wszystkim wyzwanie dla energetyki, szczególnie w kraju, który na węglu stoi. Ponad 90 proc. energii elektrycznej, jaka jest u nas wytwarzana, pochodzi właśnie ze spalania węgla. Reszta przypada na gaz ziemny oraz źródła odnawialne – w sumie stanowiące ok. 7 proc. – W tej sytuacji nowy ambitniejszy cel w postaci 40-proc. redukcji CO2 budzi kontrowersje. To dla nas znaczące wyzwanie, choć pod pewnymi warunkami da się mu sprostać – ocenia Karolczyk. W jego opinii nowy pakiet klimatyczno-energetyczny oznacza jednoznaczny zwrot w kierunku gospodarki niskoemisyjnej. Stąd m.in. aż 27-proc. udział OZE w całym rynku energetycznym oraz znacznie dalej idące założenia dotyczące redukcji emisji gazów cieplarnianych. – Przy czym w tej pierwszej kwestii wyznaczony cel ma dotyczyć całej Unii, co daje większą elastyczność co do sposobu, w jaki należy dążyć do osiągnięcia tak wyznaczonego celu – mówi ekspert.

>>> Porzućmy nadzieję na dogonienie Zachodu. Unia utrwali naszą peryferyjność

Reklama

We Wspólnocie są kraje takie jak Niemcy, Belgia czy Luksemburg, które mocno wspierają rozwój OZE i osiągnięcie celu nie będzie dla nich kłopotem, ale są i takie, do których zalicza się i Polska, dla których osiągnięcie tak wyznaczonego celu będzie trudniejsze i zajmie więcej czasu.

Gdy przed kilkoma laty negocjowano poprzedni pakiet energetyczno-klimatyczny (znany powszechnie jako 3x20), Unia uznała, że rokiem bazowym dla naszego kraju będzie 1988, podczas gdy dla znaczącej większości państw Wspólnoty tym rokiem bazowym był 1990. Był to pewnego rodzaju ukłon w stronę naszego kraju. Polska bowiem z powodu transformacji polityczno-gospodarczej i głębokiej, strukturalnej reformy naszego energochłonnego przemysłu w latach 1988–1990 dokonała ogromnego skoku pod względem redukcji emisji gazów cieplarnianych – mówi Karolczyk. Zmniejszyliśmy w ciągu tych dwóch lat emisję CO2 o prawie 100 mln ton.

Według niego, gdy teraz negocjowano nowy pakiet energetyczno-klimatyczny, Polska popełniła błąd, godząc się na to, by rokiem bazowym dla naszego kraju, tak samo jak dla wszystkich innych państw Unii Europejskiej, był rok 1990. Trzeba się zastanowić nad ewentualnym powrotem do rozmów na ten temat i spróbować przeforsować zmiany.

Nasz rząd, zdaniem menedżera z Fortum, powinien zrobić wszystko, aby jak największą część unijnych pieniędzy, jakie przyznano nam w nowej perspektywie funduszy unijnych 2014–2020, można było przeznaczyć na rozwój i wsparcie niskoemisyjnej energetyki, która pozwoli zbliżyć się naszemu krajowi do unijnych celów. – Mam tu na myśli przede wszystkim energetykę prosumencką i rozproszoną oraz wsparcie wysokosprawnej kogeneracji, czyli wytwarzania łącznie energii elektrycznej i cieplnej – wylicza Kowalczyk.
Pakiet klimatyczny będzie jednym z tematów Europejskiego Kongresu Gospodarczego, który w dniach 7–9 maja odbędzie się w Katowicach.

>>> Prawo UE dotyczące emisji CO2 zniszczy polski przemysł? Przedsiębiorcy apelują do KE