Każda kolejna premiera nowych iPhone’ów to bardzo pracowity okres zarówno dla firmy z Cupertino, jak i jej największego konkurenta. W czasie, gdy CEO Apple Tim Cook prezentuje dziennikarzom i wielbicielom „jabłka” możliwości swojego najnowszego urządzenia, w ciemnych zakamarkach jednego z biurowców Samsunga powstaje już koncepcja prześmiewczych reklam, które mają zdyskredytować produkt wielkiego konkurenta.

Nie inaczej było w tym roku. Zaledwie dwa dni po premierze smartfonów iPhone 6, iPhone Plus oraz smart-zegarka Apple Watch, media społecznościowe obiegła seria sześciu krótkich reklam wideo, których bohaterowie w niewybredny sposób naśmiewają się z najnowszych urządzeń Apple. Oczywiście w reklamach nazwa giganta z Cupertino nigdy nie padła, ale nie trzeba mieć zdolności detektywistycznych, aby wychwycić liczne aluzje skierowane do wielkiego konkurenta.

Tylko w ciągu niespełna dwóch tygodni serię reklam Samsunga zamieszczonych w serwisie YouTube obejrzało ponad 15 mln internautów. Ich opinie na temat przyjętej przez Koreańczyków strategii były dość zróżnicowane. Podczas gdy jedni chwalili Samsunga za poczucie humoru i celne wytknięcie największych problemów trapiących urządzenia Apple, inni nie szczędzili Koreańczykom słów krytyki, podkreślając że wyśmiewanie się z nowych produktów amerykańskiego konkurenta, to objaw czystej zazdrości.

Trzeba jednak oddać sprawiedliwości, że inspiracją dla reklam Samsunga stał się nie kto inny jak samo Apple. Wystarczy przypomnieć, że to właśnie firma z Cupertino w 2006 roku rozpoczęła kampanię reklamową „Get a Mac”, która w ironiczny i żartobliwy sposób miała wskazywać na wyższość komputerów Macintosh nad popularnymi PC-tami. Reklamy uderzały wówczas przede wszystkim Microsoft - głównego rywala Apple na rynku systemów operacyjnych. Seria reklam Apple spotkała się z bardzo dobrym przyjęciem ze strony widzów i internautów, a jej twórcy w 2007 roku doczekali się prestiżowej nagrody Effie Award. Z pewnością marketingowcy Apple nie spodziewali się wówczas, że kilka lat później zostaną zaatakowani stworzoną przez siebie bronią.

Reklama

>>> Czytaj też: Laptopa Samsunga w Polsce już nie kupisz. Koreańczycy wycofują się z europejskiego rynku PC-tów

Vox populi

Podszyta nutką szyderstwa i ironii reklama to tylko jedna z lżejszych broni, po które sięgają dziś oddziały marketingu pracujące dla wielkich korporacji. Aby zaszkodzić konkurencji można na przykład zapłacić internautom za pisanie negatywnych komentarzy na temat jej produktów. Na takich właśnie praktykach przyłapany został tajwański oddział Samsunga.

Na trop tego skandalu wpadła Tajwańska Izba Handlowa. Kilkumiesięczne śledztwo potwierdziło, że południowokoreańska firma korzystała z wynajętych spamerów, których zadaniem było zasypywanie tajwańskich forów internetowych negatywnymi komentarzami na temat rynkowych konkurentów. Kampania ta była wymierzona przede wszystkim w firmę HTC.

W całej historii najbardziej zaskakująca była jednak wysokość kary, którą nałożono na producenta smartfonów z rodziny Galaxy S. Za szkalowanie konkurencji Samsungowi przyszło zapłacić 340 tysięcy dolarów, a dwóch wynajętym przez Koreańczyków firmom marketingowym po 100 tysięcy dolarów. To niezbyt dotkliwa i pouczająca kwota, zważywszy na fakt, że tylko w ubiegłym roku Samsung wygenerował 327 mld dolarów dochodu.

>>> Czytaj też: Ile tak naprawdę kosztuje iPhone 6? Będziecie zaskoczeni

Wykorzystać wpadkę konkurenta

W świecie wielkich międzynarodowych korporacji nie ma miejsca na litość i wyrozumiałość. Tu każde, nawet najmniejsze potknięcie rywala jest skrzętnie wykorzystywane przez konkurentów - na wszelkie możliwe sposoby. Trzeba przyznać, że to właśnie gigant z Cupertino – ze względu na renomę i popularność swoich produktów – jest w ostatnim czasie najpopularniejszym celem takich ataków.

Nie trzeba sięgać pamięcią zbyt daleko. Kilka tygodni temu światowe media obiegła informacja o wycieku tysięcy zdjęć znanych amerykańskich celebrytek z chmury obliczeniowej iCloud. Amerykański gigant natychmiast wydał oświadczenie, w którym starał się odeprzeć zarzuty sugerujące, że do wycieku zdjęć doszło w wyniku dziury w zabezpieczeniach usługi iCloud. Niestety – mleko się już rozlało.

Swoją okazję bardzo szybko zwietrzył PayPal – światowy lider branży e-płatności. „Chcemy, żeby nasze płatności były bezpieczniejsze niż nasze selfie” – takie hasła widniały na dziesiątkach reklam umieszczonych w największych amerykańskich gazetach. Atak był nieprzypadkowy. Na konferencji w Cupertino, która odbyła się kilka tygodni temu, Apple zaprezentowało bowiem konkurencyjny dla PayPala system płatności mobilnych – Apple Pay.

Natomiast dosłownie kilka dni temu firma Tima Cooka otrzymała kolejny cios od Samsunga. Tym razem Koreańczycy zamieścili w sieci grafikę, która w niewybredny sposób wyśmiewa problemy z najnowszymi smartfonami Apple’a. Chodzi oczywiście o wyginającą się obudowę iPhone’a 6 Plus.

>>> Czytaj też: Padł rekord sprzedaży iPhone’a 6. Ile będzie kosztować w Polsce?

Wszystkie chwyty dozwolone?

Uszczypliwe reklamy to jednak nic w porównaniu z niedawnym skandalem, w którym udział wzięli dwaj koreańscy giganci. Kilka dni temu Samsung oskarżył grupę managerów LG o celowe niszczenie pralek, które wystawione w berlińskich centrach handlowych. - Osoby, o których mowa, miały celowo niszczyć pralki marki Samsung, wystawione w berlińskich sklepach, gdzie toczyły się akurat targi elektroniki IFA – czytamy w oświadczeniu Samsunga.

LG Electronics natychmiast odparła te zarzuty. Koreańska firma potwierdziła co prawda, że jej pracownicy byli obecnie w rzeczonych centrach handlowych, ale tylko i wyłącznie w celu zbadania produktów konkurencji. - Jeśli nasza firma miałaby intencje zniszczenia produktów pewnej firmy, by negatywnie wpłynąć na jej wizerunek, to sensowne by było, by to dokonał tego ktoś inny niż nasi dyrektorzy – głosi komunikat firmy.

Te tłumaczenia nie przekonały jednak Samsunga, który złożył już do prokuratury w Seulu zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa.

Duży może więcej

Czy notoryczne atakowanie rynkowych rywali i wytykanie im błędów to opłacalna strategia marketingowa? Coraz większa popularność tego typu działań wydaje się być wystarczającą odpowiedzią na tak postawione pytanie.

- Reklama negatywna to sposób na dotarcie do nowoczesnego klienta ale także utwierdzenie w wyborze tego, który zakupił nasz produkt już wcześniej – podkreśla Daniel Kluska z agencji marketingowej Lighthouse Solution. Takie działania są skuteczne ale tylko wtedy, kiedy są przemyślane, mądre i zrealizowane we właściwym momencie – dodaje.

Jednocześnie przestrzega on jednak, że taka forma reklamy nie jest dla wszystkich, a w przypadku firmy, która dopiero wchodzi na rynek może odnieść skutek odwrotny do zamierzonego. – Nie przekonamy naszych potencjalnych klientów, że mamy do zaoferowania coś lepszego, budując nasze atuty jedynie na brakach konkurencji – podsumowuje Kluska.