"Dostępne prognozy wskazują, że w przyszłym roku inflacja się obniży. Znacząco się obniży. Ale nadal od strony czynników podbijających inflację w górę pozostaną wzrosty cen energii. Bardzo prawdopodobne też podwyżki cen gazu, czyli kolejne negatywne szoki podażowe, na które nie mamy żadnego wpływu" - oświadczył w czwartek na konferencji prasowej Glapiński. Jak dodał, bieżący rok upłynie pod znakiem znacznego podwyższonego wskaźnika CPI. “W pełni jesteśmy tego świadomi” - zaznaczył.
"Jeśli pojawi się ryzyko trwałego przekraczania celu inflacyjnego na skutek trwałej presji popytowej w warunkach mocnego rynku pracy, czyli braku znaczącego bezrobocia, i w warunkach dobrej koniunktury wówczas natychmiast zacieśnimy politykę pieniężną - czytaj podniesiemy stopy procentowe, podniesiemy skup papierów wartościowych. Jeśli te warunki będą spełnione, że inflacja wynika z czynników na które mamy wpływ" - oświadczył Glapiński. Zaznaczył, że NBP ma wpływ na dynamikę popytu.
Jak zaznaczył bank analizuje wszystkie wskaźniki ekonomiczne. "Jeśli stwierdzimy, że następuje presja inflacyjna ze strony popytu, na który możemy oddziaływać, natychmiast inflacja będzie rzeczywiście trwale wyższa od naszego celu inflacyjnego - rozumianego jako pewne pasmo z punktem środkowym na poziomie 2,5 - to będziemy wtedy interweniować. Będziemy zacieśniać politykę pieniężną" - podkreślił.
Glapiński mówił też, że łączny wkład cen paliw, energii i innych cen administrowanych, niezależnych od rynku, odpowiada za połowę polskiego wzrostu indeksu CPI. "Z 5,4 proc. można wziąć połowę i odłożyć poza krąg oddziaływania narzędzi, którymi dysponuje NBP" - ocenił.
Jak podkreślił, inflacja znacznie przyspieszyła na prawie całym świecie, a za jej globalny wzrost odpowiadają w dużej mierze wzrosty cen surowców, w tym ropy, transportu, czynniki podażowe jak np. zaburzenia w światowym transporcie i łańcuchach dostaw. Zauważył jednocześnie, że duży wpływ ma statystyczny efekt bazy, bardzo niskiej w zeszłym roku z powodu kryzysu.
Glapiński zaznaczył jednocześnie, że ze wszelkich prognoz wynika, iż wzrost inflacji ma charakter przejściowy. "Dalsze silne wzrosty wydają się mało prawdopodobne. Dotyczy to też surowców i ropy. To opinia światowych ośrodków" - mówił. Jak dodał, kwestią czasu jest ustanie zaburzeń w transporcie i odbudowanie się łańcuchów dostaw.
Odnosząc się do 5,4 proc. sierpniowego wskaźnika inflacji w Polsce Glapiński stwierdził, że to poziom "daleki od tego, który NBP i RPP chciałyby widzieć", ale jest to efekt czynników niezależnych od polityki NBP, m.in. "szoku podażowego, na który nie mamy wpływu". Jak wskazał, wkład cen energii do wskaźnika CPI w Polsce "jest miażdżący", a do tego dochodzą m.in. efekt niskiej zeszłorocznej bazy w przypadku pali, oraz wzrost cen gazu. Z kolei wzrost cen energii elektrycznej - jak stwierdził prezes NBP - wynika z tzw. transformacji energetycznej i "świadomie realizowanej" polityki UE wobec emisji CO2. Przypomniał też, że np. w lipcu dalej rosły opłaty za wywóz śmieci, w skali roku ten wzrostów wyniósł prawie 25 proc. Glapiński zaznaczył, że rząd w końcu wprowadził limit tych opłat, ale ich poziom "długo szybował w niebiosa i ponosimy statystycznie tego koszty".
Glapiński: ambitne unijne cele klimatyczne to utrata konkurencyjności polskiej gospodarki
Realizacja ambitnych celów klimatycznych proponowanych przez Komisję Europejską oznacza utratę konkurencyjności polskiej gospodarki i wzrost cen energii dla obywateli - powiedział podczas czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński.
“Jeśli będą realizowane te nazwijmy je ambitne klimatyczne pomysły, jeśli te ambicje klimatyczne będą realizowane, (...) to Polacy będą coraz więcej płacić za energię, z roku na rok, a polska gospodarka z roku na rok będzie tracić konkurencyjność - powiedział szef NBP.
“To jest cena zielonej rewolucji. Każda rewolucja ma cenę czasami krwawą. Ta zielona rewolucja europejska ma taki charakter, że Polacy zapłacą tu najbardziej brutalnie i bezwzględnie i ona dotyczy poziomu życia polskich rodzin, dlatego, że nasza gospodarka jest oparta na węglu” - dodał.
Wskazał, że jego zdaniem, jest to “dziwna rewolucja” bo polega na rozwinięciu produkcji energii z gazu kosztem węgla, czyli też na zanieczyszczeniu powietrza.
“To jest taki pomysł, że energia produkowana w Niemczech z rosyjskiego gazu ma zastąpić tę energię, którą produkujemy z węgla. Zapłacimy za to bardzo dużo” - powiedział.
Jego zdaniem w planie Komisji Europejskiej jest podwyżka cen energii, w szczególności z węgla.
“To nie jest przypadek, to nie jest błąd. Kilkadziesiąt lat taki proces będzie trwał, aż dojdziemy do jakiegoś stanu zielonej szczęśliwości” - podsumował.
Prezes NBP: w tej chwili nie ma mowy o spirali płacowo-cenowej
Presja inflacyjna ze strony kosztów pracy nie występuje, nie ma w tej chwili mowy o żadnej spirali płacowo-cenowej - powiedział w czwartek prezes NBP Adam Glapiński. Zapewnił, że gdyby takie ryzyko się pojawiło, bank centralny na to zareaguje.
Podczas konferencji prasowej padło pytanie, czy wysoki wzrost płac wynika z podwyższonej inflacji i rosnących żądań płacowych w Polsce.
Glapiński podkreślił, że presja inflacyjna ze strony kosztów pracy nie występuje. "Nie ma mowy o spirali płacowo-cenowej. To jest mechanizm, który trudno potem przerwać politykom pieniężnym. Oczywiście mamy na to baczenie i analizujemy poziom presji płacowej w gospodarce. Gdyby ryzyko takiej spirali się pojawiło, to będziemy aktywnie i adekwatnie reagować i natychmiast o tym poinformujemy. Jesteśmy na to uczuleni, gdyby coś takiego się pojawiło" - stwierdził szef NBP.
Zauważył, że nie ma gospodarek rosnących bez inflacji. "Polska, doganiając Zachód, musi się liczyć z tym, że w perspektywie kilkudziesięciu lat ceny zbliżą się do zachodnich. Chodzi o to, by płace rosły szybciej od wzrostu cen" - powiedział. Dodał, że kraj, który dogania, musi mieć wyższą inflację, ale nie taką, jak jest teraz. "Taka, która jest w tej chwili, powoduje ciągły ból głowy, u nas w NBP i u obserwatorów" – przyznał Glapiński.
Przypomniał, że wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw to nie cała gospodarka. "W lipcu wynagrodzenia w sektorze przedsiębiorstw wzrosły o 8,7 proc., czyli solidnie, choć wolniej niż w poprzednich miesiącach, a jednocześnie solidniej niż inflacja. Ale nie mamy tu mowy o żadnej spirali płac i cen. Wzrost wydajności pracy jest bardzo dynamiczny w Polsce, szczególnie w przemyśle, i znacząco przekracza wzrost wynagrodzeń. Jednostkowe koszty pracy wynikające z relacji wzrostu wynagrodzeń i wzrostu wydajności kształtują się korzystnie, czyli spadają, dynamika spada w pobliże zera. Nie rosną jednostkowe koszty pracy, a w samym przemyśle są ujemne" - mówił prezes NBP.
Glapiński stwierdził też, że dzięki temu, że NBP rozpoczął luzowanie ilościowe, nie doszło w Polsce do znaczącego wzrostu bezrobocia. "Miejsca pracy zostały ochronione. Tarcze antykryzysowe były wypłacone dzięki temu, że NBP wszedł do gry. Bez tego nie byłoby z czego płacić" - powiedział szef banku centralnego.