Na koniec grudnia 2020 r., jak wynika z danych dotyczących podaży pieniądza, które publikuje Narodowy Bank Polski - łączna wartość wszystkich pieniędzy, które zgromadzili Polacy w bankach (na depozytach i lokatach) przekroczyła – pierwszy raz w historii – bilion złotych. Nie bez wpływu była tutaj pandemia i kolejne okresy obostrzeń epidemicznych, które skutecznie ograniczały możliwości i ogólną skłonność do wydawania pieniędzy.
Dane o podaży pieniądza NBP to prawdziwa kopalnia wiedzy o finansach gospodarstw domowych. Wystarczy spojrzeć głębiej, by zobaczyć, że od marca 2020 r. do marca 2021 r. w obiegu przybyło blisko 93 mld zł gotówki, a stan rachunków bankowych wzrósł o niemal 210 mld zł, z czego ok. 105 mld zł to efekt odpływu środków z lokat ze względu na rekordowo niskie ich oprocentowanie.
Złudny efekt pandemii
W efekcie pandemii wielu Polaków nieświadomie zbudowało sobie poduszkę bezpieczeństwa, głównie ograniczając wydatki. Za wcześnie jednak jeszcze by otwierać szampana. Polacy niekoniecznie zaczęli z większą uważnością podchodzić do oszczędzania; może to być jedynie chwilowa zmiana, a nie długotrwały trend – ostrzegają eksperci.
„Nie ma wyraźnych podstaw, aby sądzić, że pandemia nauczyła Polaków oszczędzania. Choć była to trudna lekcja, raczej zmusiła do krótkotrwałego odkładania, aniżeli przemyślanych decyzji finansowych. Poprzedni skok poziomu oszczędności Polacy odnotowali po wprowadzeniu programu 500+. Nie wpłynęło to jednak na stopniowe zwiększanie gromadzonych funduszy” – ocenili ekonomiści Polskiego Instytutu Ekonomicznego. Ich zdaniem, brak wyraźnego odbicia wskaźnika oszczędności po pandemii, mimo ograniczonych wydatków i rosnących pensji, może sugerować, że nawyki oszczędnościowe nie ulegną wyraźnej poprawie.
Z badania „Barometr oszczędności” (przeprowadzonego przez IMAS International na zlecenie KRD, listopad 2020 r.) wynika także, że ponad połowa Polaków w zeszłym roku nie odłożyła ani złotówki. Blisko połowa ma oszczędności nieprzekraczające 5 tys. zł, a prawie 25 proc. nie posiada żadnych pieniędzy na tzw. czarną godzinę. Jakiego badania kondycji finansowej Polaków nie wzięlibyśmy pod uwagę, wnioski, które z niego płyną nie napawają optymizmem. Polacy mają niską skłonność do oszczędzania.
Lepiej zjeść ciastko
W klasycznym modelu ekonomii poziom oszczędności zależny jest od tego, jakie dana osoba ma możliwości zarabiania i pomnażania kapitału. W myśl hipotezy cyklu życia konsument dąży do osiągnięcia odpowiedniego poziomu i standardu życia dzięki dochodom z okresu aktywności zawodowej. Większą wagę przykłada zabezpieczeniu starości niż trosce o potomstwo. Dlatego też podporządkowuje on swoje oszczędności emerytalnym planom. Tak to wygląda w teorii. W praktyce można wskazać zjawiska, które nie występują, a zostały w tym modelu ujęte. Najważniejszą kwestią jest to, że konsument nie postępuje racjonalnie. Mówi się raczej o ograniczonej racjonalności ze względu chociażby na niepełną lub niepewną informację. Pojawiają się także różne czynniki psychologiczne czy społeczne. W temacie oszczędzania przykłady tego typu można mnożyć.
Czym są oszczędności? Najprościej tłumacząc – to pieniądze, których udało nam się nie wydać. Czym więc jest oszczędzanie? To rezygnacja z części bieżącej konsumpcji na rzecz przyszłych korzyści. Inaczej tłumacząc: można zjeść od razu ciastko, które mamy, nawet pomimo tego, że dopiero jedliśmy śniadanie, albo wstrzymać się do momentu, gdy będziemy głodni a zastrzyk cukru pozwoli nam dotrwać do końca dnia pracy lub do kolejnego posiłku. Oszczędności mogą się pojawić także w sytuacji wzrostu dochodów przy zachowaniu stałego poziomu konsumpcji.
Biorąc pod uwagę, że czas działa na naszą korzyść w długim okresie – powinniśmy być skłonni nie tylko do cyklicznego odkładania pieniędzy, ale również do nieodkładania tego na później. Tak się jednak często nie dzieje. Dlaczego? Z pomocą w odpowiedzi na to pytanie przychodzi ekonomia behawioralna. Rzecz w tym, że, jak pisał noblista Richard Thaler, winne są emocje. Ludzie nadają różnym wydatkom emocjonalne kategorie i to one de facto stanowią o tym, jakie decyzje są podejmowane w zakresie oszczędzania lub szukania wymówek by tego nie robić.
Problemem jest to, że nie myślimy o pieniądzach w długiej perspektywie, wmawiając sobie, że na oszczędzanie przyjdzie jeszcze czas, że osiągane przez nas dochody będą rosnąć, co pozwoli na skompensowanie tych okresów bez odkładania pieniędzy, że nie ma to sensu, ponieważ oprocentowanie lokat jest niskie i zysk wręcz symboliczny. Każdy powód jest dobry, żeby nie oszczędzać… „To zbyt trudne, nie potrafię, nie mam z czego…” – lista jest długa, a dodatkowo każdy mógłby dopisać do niej pewnie niejeden jeszcze punkt.
Problem leży w nas samych
Wiele poglądów o oszczędzaniu, mitów i półprawd funkcjonuje w obiegowej opinii. Gdy się jednak nad nimi pochylimy, to szybko dochodzimy do wniosku, że główny problem leży w naszym „mentalnym księgowym”. Lubimy wydawać pieniądze, lubimy posiadać najnowsze i najmodniejsze telefony, ubrania, jeść w dobrych restauracjach i zamiast korzystać z komunikacji miejskiej czy roweru – jeździć samochodem do pracy pomimo tego, że tracimy nie tylko czas (na stanie w korkach), ale i pieniądze (na paliwo). Wszyscy wiemy, że poruszanie się po mieście z i do pracy autem nie ma zazwyczaj większego sensu, ale trwamy w swoich przyzwyczajeniach. Łatwiej nam uzasadnić wydatek już dzisiaj niż zrezygnować z konsumpcji na rzecz przyszłej np. emerytury.
Żeby zacząć gromadzić pieniądze i skończyć ze zgubnymi dla portfela przyzwyczajeniami, każdy musi zmierzyć się z wewnętrznym głosem, który powtarza, że nie mamy z czego oszczędzać. Jeśli pieniędzy mamy mało, to nasza optyka oszczędzania też powinna być inna: nie na przyjemności, ale na nieoczekiwane wypadki i zdarzenia. Sytuacja, w której nie mamy żadnych pieniędzy jest nieprzyjemna sama w sobie. Pogarsza się dodatkowo, gdy pojawi się nagły wydatek, którego nie będziemy w stanie ponieść. Nawet kilkaset złotych na czarną godzinę może nas wtedy uratować.
Z wyjątkiem naprawdę nielicznych sytuacji – oszczędzać może każdy. Wystarczy, że w danym okresie – w cyklu dziennym, tygodniowym czy miesięcznym – będziemy mniej wydawać niż wynoszą nasze dochody. Nie muszą to być od razu wielkie kwoty. Wystarczy na początek kilka złotych. Oszczędzanie wymaga systematyczności.
Kolejne obiegowe opinie dotyczące oszczędzania też nie mają często oparcia w realiach. Nigdy nie jest za późno, by zacząć odkładać pieniądze. Oszczędzać mogą 20-latkowie, 40-latkowie, a nawet emeryci. Na oszczędzanie zawsze jest czas. Rzecz w tym, że zaczynając wcześniej – szybciej i z większym prawdopodobieństwem, ale także mniejszym wysiłkiem - uda się zrealizować zakładane cele. Powtórzmy to: czas działa na korzyść oszczędzających. Zasada: czym wcześniej, tym lepiej – najlepiej sprawdzi się w przypadku oszczędzania emerytalnego. Pozwoli nam to zgromadzić większy kapitał, który jest podstawą dla wyliczenia przyszłej wysokości emerytury.
Nie dajmy sobie też wmówić czy przekonać do tego, że oszczędzać w ogóle nie warto. Posiadanie oszczędności to nie tylko większe bezpieczeństwo, ale również swoboda w podejmowaniu decyzji i sposób na realizację długoterminowych celów.
Czy oszczędzania można się nauczyć? Oczywiście, że tak. Nie potrzeba do tego wykształcenia ekonomicznego czy finansowego, doktoratów czy skomplikowanych modeli matematycznych. Nie jest to czarna magia czy moc tajemna, do których dostęp mają tylko wybrani i nieliczni. Nie oznacza to, że podstawy wiedzy finansowej się nie przydadzą. Pozwoli nam to na lepsze zarządzanie budżetem domowym, uniknięcie pułapki nierozsądnych decyzji, a być może uchronimy się przed tzw. okazjami inwestycyjnymi, które obiecują szybki zysk i bogactwo, co często niewiele ma wspólnego z bezpieczeństwem.
Wydatki trzymać w ryzach
Jak jednak poradzić sobie z „wewnętrznym księgowym”, który namawia nas do konsumpcji, a nie – co byłoby bardziej rozsądne – odkładania pieniędzy? Dlatego niezbędny jest pewien wysiłek.
Najczęściej wydatki w gospodarstwie domowym są zbliżone do dochodów, co oznacza, że trzeba będzie tych oszczędności poszukać. Na początek dobrze jest określić cel, na który odkładać będziemy pieniądze. Zebranie wskazanej kwoty powinno być dla nas od tej pory jednym z priorytetów. Jeśli nam się uda, zyskamy silną motywację, by cały proces kontynuować. Określenie horyzontu czasowego dla realizacji naszych planów jest nie mniej ważne. Jeśli będzie on zbyt krótki, to już na początku skazujemy się na porażkę. Oczywiście jeśli nie patrzymy na co i ile wydajemy, nie prowadzimy domowego budżetu, mamy wiele sztywnych wydatków, np. na rozrywkę – znalezienie oszczędności nie powinno być problemem. To kwestia oceny z czego korzystamy, a z czego nie i wyeliminowanie te drugie; to większa kontrola cen w sklepie lub zmiana dotychczasowych nawyków, czyli np. wybór roweru zamiast samochodu, ograniczenie palenia, mniejsze spożycie słodyczy. Oszczędzanie to kwestia wyborów.
Warto także pamiętać, że dostosowanie domowego budżetu i zmiana przyzwyczajeń wymaga czasu. Rewolucja w życiu spowoduje tylko jedno – szybko z naszych planów zrezygnujemy. Pomóc może stworzenie całego planu oszczędnościowego i harmonogramu, czyli tego w jaki sposób, na jakich zasadach i kiedy planujemy odkładać określoną kwotę miesięcznie, z jakimi wyrzeczeniami będzie się to wiązać, by zrealizować zakładany cel w wyznaczonym wcześniej terminie.
To maraton, nie sprint
W oszczędzaniu ważna jest cierpliwość. Po pierwsze nie oczekujmy wymiernych efektów od razu. Trzeba się przygotować do cyklicznego odkładania pieniędzy i rozsądnego gospodarowania wydatkami – to maraton, nie sprint. Również niepodejmowanie decyzji pod wpływem emocji jest niezwykle ważne. To o tyle istotna cecha, że przez wiele lat oszczędzania – sytuacja na rynku może się istotnie zmieniać. Pokusa zwiększonej konsumpcji w czasach niskiego oprocentowania lokat, gdy zysk jest praktycznie niewidoczny lub realnie kapitał się zmniejsza – może być znacznie większa niż dalsze odkładanie kapitału i prowadzić do zniweczenia wielu miesięcy lub lat wyrzeczeń. Szukanie na siłę sposobów na szybkie pomnożenie odłożonych pieniędzy też nie jest dobrym rozwiązaniem. Droga na skróty nie istnieje i często wiąże się z utratą części lub całości ciężko zaoszczędzonych środków.
Wracając do pandemii -warto pamiętać, że skoro w czasach Covid-19, udało się zbudować poduszkę bezpieczeństwa to: z jednej strony wiesz już, że jest to możliwe (ograniczając wydatki), z drugiej – kluczowe jest teraz powstrzymanie się przed potrzebą konsumpcji, która może być szczególnie silna po zniesieniu ograniczeń (czyli sobie odbiję te miesiące zakazów i zamkniętych restauracji). Zaoszczędzony „pandemiczny” kapitał można potraktować jako ten początkowy, jeśli do tej pory nie mieliśmy żadnych oszczędności, albo powiększyć dotychczasowe „fundusze”, które mamy i systematycznie budujemy, np. na czarną godzinę, emeryturę lub mieszkanie. Decyzja zależy tylko od nas. Ważne, by tych pieniędzy bez zastanowienia po prostu nie wydać. Rzecz też nie w tym, by rezygnować całkowicie ze wszystkich przyjemności. Oszczędzanie to sztuka wyboru: czy będę mieć ciastko, czy je zjem.
jb
Powyższy artykuł ukazał się w ramach cyklu edukacyjnego „Rozumiem, Oszczędzam. Inwestuję”, przygotowanego we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim. Mamy nadzieję, że informacje w nim zawarte okażą się pomocne – poszerzą Państwa wiedzę na temat oszczędzania oraz inwestycji i ryzyka, które się z nim wiąże.
Gorąco zachęcamy do wypełnienia poniżej krótkiej, anonimowej ankiety, która pozwoli nam udoskonalić nasze materiały edukacyjne w przyszłości.