Dwa lata temu uchwalono pierwszą tarczę antykryzysową, czyli ustawę z 2 marca 2020 r. o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19, innych chorób zakaźnych oraz wywołanych nimi sytuacji kryzysowych (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 2095 ze zm.), która miała pomóc firmom w czasie epidemii. Niektóre przewidziane w niej instrumenty pomocowe nadal obowiązują (patrz tabela), ale eksperci zwracają uwagę, że większość z nich istnieje już tylko na papierze, bo niewiele osób dziś z nich korzysta.

Tarcza dalej działa

– Rola tych instrumentów pomocowych jest marginalna. Większość firm korzystała z nich w 2020 r. i przez część 2021 r., kiedy ograniczenia w prowadzeniu działalności gospodarczej były największe. Wciąż mogą jednak być pojedyncze przypadki sięgania po wsparcie – mówi Łukasz Kozłowski z Federacji Przedsiębiorców Polskich.
Podaje przykład postojowego, o które można ubiegać się nawet trzy miesiące po zniesieniu stanu epidemii. By je otrzymać, przedsiębiorcy muszą wykazać konkretny spadek przychodów i nie wykorzystać tego rodzaju wsparcia w minionym czasie.
Reklama
– To obecnie warunki praktycznie niemożliwe do spełnienia, bo w większości zostało przywrócone normalne funkcjonowanie biznesów. Ich obroty są więc raczej typowe dla normalnych czasów – wyjaśnia. Dodaje, że ostatnia runda wsparcia (dla dyskotek i klubów nocnych) na jakiś czas pewnie zakończy sprawę pomocy z tarczy antykryzysowej.
Czy w związku z tym rząd powinien rozważyć zniesienie stanu epidemii?
– Co prawda w kontekście koronawirusa idziemy w kierunku normalizacji życia, w tym także sytuacji gospodarczej. Nie przekłada się on już tak znacząco na nasze funkcjonowanie, ale epidemia się nie skończyła – jeszcze dwa tygodnie temu mierzyliśmy się z dużą liczbą zachorowań. Na pewno rząd będzie musiał podjąć tę decyzję, biorąc pod uwagę ocenę ekspertów z zakresu zdrowia publicznego, ale uważam, że jeszcze na to za wcześnie – mówi Łukasz Kozłowski.
Większe problemy
Ekspert podkreśla, że obecnie na pierwszy plan wysunął się problem wojny w Ukrainie.
– Sytuacja jest dynamiczna, więc trudno oceniać skalę problemów polskich firm w związku z tym konfliktem. Relacje naszego kraju z Rosją sprowadzają się głównie do importu surowców. Oczywiście są też przedsiębiorcy eksportujący towary na rynek rosyjski, ukraiński i białoruski, którzy mogą mieć faktycznie problemy, jeżeli konflikt będzie się przedłużać – przyznaje.
Czy będzie potrzebna tarcza dla firm związana z wojną u naszych wschodnich sąsiadów? – Jesteśmy na takim etapie, na którym dopiero klarują się ekonomiczne skutki dla naszej gospodarki. Trudno na razie o tym przesądzać – mówi Łukasz Kozłowski.
Podobnego zdania jest dr Antoni Kolek z Pracodawców RP. – Trudno dziś oszacować koszty tej wojny dla firm w Polsce. Wiemy, że przedsiębiorcy zaczynają odczuwać odpływ siły roboczej i na razie tyle. Musimy poczekać na więcej danych – wskazuje.

Cały artykuł przeczytasz w dzisiejszym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.