Opublikowany ostatnio („Rzeczpospolita”, 31 maja) wzorowo spójny w warstwie argumentacyjnej artykuł Piotra Ikonowicza uderzył w największego wroga normalnej lewicy – mit klasy średniej.
„Dzisiaj za sprawą mediów cała Polska żyje wzrostem rat kredytów hipotecznych, chociaż kredyty takie ma jakieś 10 proc. rodzin. Kiedy jednak co piąta rodzina pożyczyła u lichwiarzy, żeby przeżyć do pierwszego, media milczały. (…) Zaprzeczanie realnej stratyfikacji społecznej to podstawowy kanon ideologii władzy w kapitalizmie” – to próbki z Ikonowicza, który, co łatwo zgadnąć, dojdzie w końcu do konkluzji: „Trzeba obalić mit klasy średniej”.
Mit ten prowokuje ludzi do egoistycznych zachowań, zniechęca do solidarnej akcji przeciwko ustawionym oraz mającym się dobrze. Zarazem dzięki niemu (Ikonowicz powie: z jego winy) ludziom chce się pracować i starać. Wysiłek indywidualny, którego efekt mierzy rynek, jest sprawniej działającym kołem zamachowym gospodarki niż powszechne przekonanie, że dobrobyt jest efektem socjalnej polityki rządu. I że mądrość władz mierzymy wielkością wypłacanych przez nią go zasiłków, czternastek i osłon antypodwyżkowych.
Reklama