Komisja Europejska mając świadomość, czym może grozić dalsze blokowanie tych środków, nie tylko w kontekście kosztów Zielonego Ładu, ale bieżących wyzwań administracyjnych i socjalnych Polski zdecydowała się odblokować je właściwie bez realizacji warunków stawianych wcześniej rządowi PiS.

I ta ostatnia wiadomość już niespecjalnie kogokolwiek powinna ucieszyć poza obozem rządzącym. A i rząd będzie musiał wkrótce zmagać się z krytyką opozycji, w tym zwłaszcza PiS, że cały konflikt o praworządność był w istocie obliczony na konflikt z ówczesną partią rządzącą, która nie odnajdowała się w europejskim mainstreamie, nie wychodziła z żadnymi istotnymi inicjatywami na poziomie UE, a w przypadku konfliktu interesów po prostu groziła wetem. Zwolennicy tej tezy dostali dzisiaj solidną dawkę argumentów, które mogą teraz zagospodarowywać kolejno: w kampanii samorządowej, kampanii europejskiej i kolejnych kampaniach wyborczych. Do tego wątku jeszcze wrócę, ale warto w tym miejscu przytoczyć podstawowe warunki stawiane wcześniej przez Brukselę.

W najogólniejszym wymiarze KE chciała przywrócenia zasad praworządności i rządów prawa, w tym zapewnienia pełnej niezawisłości sądownictwa. Schodząc na bardziej detaliczny poziom, nowy rząd miał za zadanie m.in. zreformować system dyscyplinarny sędziów, odpolitycznić Krajową Radę Sądownictwa, przywrócić funkcjonowanie Trybunału Konstytucyjnego, zmienić ustrój sądów powszechnych, rozdzielić funkcję prokuratora generalnego od ministra sprawiedliwości, a w tle pobrzmiewało też oczekiwanie dołączenia do prokuratury europejskiej. Stan rzeczy jest taki, że rząd przyjął póki co ustawę o KRS, która dopiero trafi pod obrady Sejmu, w przypadku reformy systemu dyscyplinarnego nowela ustawy o SN utkwiła w Trybunale Konstytucyjnym, a pozostałe kwestie to dopiero sfera planów. Szefowa KE stwierdziła, że gwarancją praworządności w Polsce jest przystąpienie do prokuratury europejskiej (do czego wciąż nie doszło), a kluczowy będzie „plan działania” przedstawiony przez szefa resortu sprawiedliwości i prokuratora generalnego Adama Bodnara w Brukseli w ubiegłym tygodniu.

KPO za dobre sprawowanie

Reklama

Trudno nie odnieść wrażenia, że wszystkie formalne, prawne uzasadnienia do odblokowania środków są grubymi nićmi szyte. O ile w przypadku radykalnych zmian w wymiarze sprawiedliwości w trakcie rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego, trudno było odmówić Brukseli słuszności w prowadzonych postępowaniach wobec Polski, o tyle dziś wszystkie te restrykcyjne reguły, kamienie milowe zapisane w KPO czy warunki horyzontalne brzmią dość kuriozalnie. Gdy rząd PiS rozmawiał o „mapie drogowej” i negocjował realizację zaleceń Brukseli, wówczas Komisja odpowiadała, że nie komentuje oświadczeń, doniesień medialnych, tylko chce zobaczyć konkretne projekty legislacyjne, a najchętniej wdrożone już ustawy. Tymczasem wystarczyło nazwać mapę drogową „planem działania” czy jak woleliby niektórzy „Action plan”, żeby problemy z praworządnością zniknęły. Oczywistym jest tutaj kontekst potencjalnego wetowania przez prezydenta Andrzeja Dudę wszystkich reform zaplanowanych przez Bodnara, co uniemożliwiłoby ich wdrożenie. Problem w tym, że praworządność bierze swój źródłosłów od „prawa”, a „prawo” w warunkach europejskich to nie zapewnienia, gwarancje, uśmiechy i „Action plan”, tylko ustawy, uchwały, rozporządzenia i inne dokumenty, które stają się tego prawa źródłem.

Nowy rząd dostał duży kredyt zaufania i trudno się dziwić – zapowiedział odwrócenie wszystkich reform PiS, które doprowadziły do erozji systemu prawnego, dualizmu w obrębie instytucji wymiaru sprawiedliwości i chaosu, który pogłębiał się z miesiąca na miesiąc. Kiedy Komisja była pytana o blokowanie pieniędzy zarówno z KPO, jak i Funduszu Spójności, miała w repozytorium odpowiedzi dziesiątki zaleceń i analiz prawnych odnoszących się do zmian w wymiarze sprawiedliwości przeprowadzanych przez PiS. Dziś na pytanie, w jaki sposób rządowi Donalda Tuska w tak zaskakująco krótkim czasie udało się ten fatalny stan prawa odwrócić, KE może jedynie powtarzać słowa o dobrych relacjach, przystąpieniu do prokuratury europejskiej i „mapie drogowej” dojścia do tych zmian. To duży prezent dla wszystkich środowisk eurosceptycznych, które zyskują wiatr w żagle z kolejnymi miesiącami protestów w Europie i mogą sprawić dużą niespodziankę w czerwcowych wyborach do PE. Krótkoterminowo 137 mld euro dla Polski to bardzo dobra wiadomość – i to nie tylko dla Polski, ale całej UE i jednolitego rynku. Długoterminowo decyzja Komisji, która formalnie zapadnie w przyszłym tygodniu, działa na niekorzyść mechanizmów wzmacniania praworządność i daje kolejnych argumentów eurosceptykom o upolitycznieniu administracyjnych przecież relacji Komisji z państwami członkowskimi.