To było piękne pożegnanie. Budka Suflera rozstawała się z publicznością w 2014 r. w wielkim stylu, uświadamiając, że przeboje „Takie tango” czy „Bal wszystkich świętych” nie mogą przesłaniać największych dokonań zespołu. Lublinianie przypomnieli „Pieśń niepokorną”, „Noc nad Norwidem” czy „Szalonego konia” z czasów, kiedy ich muzyka nie kłaniała się radiowym formatom. Kurtyna opadła.
Wokalista Krzysztof Cugowski skoncentrował się na solowej karierze – nagrał album o wiele mówiącym tytule „Przebudzenie”, a później płytę z synami Piotrem i Wojciechem („Zaklęty krąg”) i zaczął koncertować z Zespołem Mistrzów, wykonując piosenki z własnego repertuaru oraz przeboje Budki, czym zajmuje się do teraz.
Budka bez Cugowskiego wróciła trzy lata temu. Lider i kompozytor niemal całego repertuaru Romuald Lipko wraz z wieloletnimi muzykami (Tomaszem Zeliszewskim i Mietkiem Jureckim) dobrali nowych instrumentalistów i tak odmieniony zespół ruszył w trasę. Po śmierci Lipki w lutym 2020 r. koncerty odwołano, ale zespół nie zamilkł. Jeszcze z wokalistą z dawnych czasów Felicjanem Andrzejczakiem nagrał nową płytę „10 lat samotności”. A na początku tego roku, podczas finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Legnicy, przedstawił Roberta Żarczyńskiego, który gościnnie zaśpiewał na wspomnianym albumie, Irenę Michalską, laureatkę festiwalu im. Jonasza Kofty „Moja wolność 2021”, oraz śpiewającego aktora Jacka Kawalca znanego m.in. z serialu „Ranczo”.
Po legnickim występie miażdżąca krytyka spotkała całą trójkę nowych: Żarczyńskiego (że braki wokalne nadrabia tańcem), Kawalca (że nieudolnie naśladuje Cugowskiego) i Michalską (że piosenki Urszuli zaśpiewała nieczysto). Internauci nie zostawili suchej nitki na zespole, a koncert porównali do wieczorku karaoke.