- Jak ominąć system i nie stracić prawa jazdy
- Punkty, które są i ich nie ma
- Metoda „na przeczekanie”
- Metoda „na kurs” czyli bonus dla cierpliwych
- Sądy – nowi sprzymierzeńcy kierowców
Jak ominąć system i nie stracić prawa jazdy
W teorii wszystko jest proste: przekraczasz limit punktów karnych — tracisz uprawnienia, idziesz na egzamin sprawdzający kwalifikacje, taki sam jak ten, który zdawałeś na początku. W praktyce jednak coraz więcej kierowców postanawia zagrać na czas. Jak? Nie przyjmując mandatu.
To drobny gest, jedna odmowa, a potrafi zadziałać jak magiczne „pauza” w grze. Zamiast natychmiastowego dopisania punktów do konta, sprawa trafia do sądu. A dopóki sędzia nie wyda prawomocnego wyroku, punkty... po prostu nie istnieją.
Punkty, które są i ich nie ma
Jak wyjaśniał serwis bezprawnik.pl, w Polsce punkty karne wpisuje się do ewidencji kierowców natychmiast po przyjęciu mandatu. Ale w momencie, gdy ktoś odmówi jego przyjęcia, sytuacja staje się nieco zawieszona. Punkty trafiają do systemu jako tymczasowe — istnieją, ale nie obowiązują. To taka forma kwarantanny dla wykroczeń.
Dopiero kiedy zapadnie prawomocny wyrok sądu, punkty zostają przypisane do kierowcy z datą orzeczenia. A że sądy w Polsce mają swoje żółwie, może minąć rok, dwa, a czasem i więcej, zanim cokolwiek się wydarzy. W tym czasie kierowca wciąż jeździ, a punkty… leżą sobie w zawieszeniu.
Metoda „na przeczekanie”
To sprytna luka w systemie, z której coraz częściej korzystają kierowcy z ciężką nogą i lekkim sumieniem. Jeśli ktoś wstrzyma przypisanie nowych punktów i jednocześnie przeczeka wygaśnięcie starych, może uniknąć katastrofy.
Dlaczego? Bo zgodnie z przepisami punkty karne kasują się automatycznie po 12 miesiącach od zapłacenia mandatu. A jeśli nowy mandat „utknie” w sądzie na ponad rok, część wcześniejszych punktów po prostu zniknie z konta, zanim pojawią się nowe.
To klasyczna metoda „na przeczekanie”. Czasem ryzykowna, ale — jak pokazuje praktyka — często skuteczna.
Metoda „na kurs” czyli bonus dla cierpliwych
Niektórzy idą o krok dalej. Zyskany w ten sposób czas można wykorzystać jeszcze mądrzej — na kurs redukujący punkty karne.
W każdym wojewódzkim ośrodku ruchu drogowego kierowca może raz na pół roku wziąć udział w szkoleniu, które zdejmuje z jego konta sześć punktów. To niewiele, ale w okolicach granicy dwudziestu czterech punktów to może oznaczać przetrwanie.
Dzięki takiemu kursowi kierowca zbliżający się do limitu ma szansę nie tylko oddalić groźbę utraty prawa jazdy, ale wręcz wyzerować część winy, zanim sprawa trafi z powrotem do sądu.
Sądy – nowi sprzymierzeńcy kierowców
Paradoks całej sytuacji polega na tym, że długi czas postępowań sądowych działa dziś na korzyść kierowców. Zanim sąd zdąży wydać wyrok, a ten stanie się prawomocny, spora część punktów może już dawno wygasnąć.
Zamiast więc drżeć na widok radiowozu, niektórzy kierowcy po prostu liczą kalendarz. Dwanaście miesięcy i konto się czyści. Dla systemu to luka. Dla kierowcy, druga szansa.
Polak potrafi, czyli prawo po polsku
Nie ma w tym nic nowego: tam, gdzie jest przepis, tam zaraz znajdzie się ktoś, kto potrafi go obejść. Oczywiście w granicach prawa, bo wszystko, co opisane wyżej, mieści się w jego ramach.
Czy to spryt, czy cwaniactwo? Każdy oceni po swojemu. Jedno jest pewne: polska kreatywność za kierownicą nie zna granic.