Najczęściej pojawia się niepokój. Bywa, że towarzyszą mu zawroty głowy, bezsenność i wahnięcia nastroju. Czasem dochodzi poczucie dezorientacji i utrata równowagi. Może to też wyglądać jak typowa grypa: bóle mięśni, zmęczenie, osłabienie, nudności. Zdarzają się jednak bardziej osobliwe symptomy: ciało przechodzą fale dziwnego mrowienia, a w głowie pojawiają się wyładowania przypominające lekkie „prądy” (brain zaps). To wszystko najpowszechniejsze objawy odstawienia popularnych leków antydepresyjnych z grupy SSRI (selektywne inhibitory zwrotnego wychwytu serotoniny). Preparaty te nie uzależniają, lecz wiele osób, które stosują je miesiącami czy nawet latami, doświadcza dokuczliwych symptomów, gdy kończy kurację bądź zmniejsza dawki.

Zjawisko to stało się na tyle niepokojące, że brytyjska ochrona zdrowia zaczęła niedawno zalecać lekarzom pierwszego kontaktu, by przepisywali te leki z większą ostrożnością, a zamiast tego zachęcali pacjentów do psychoterapii, psychoedukacji czy udziału w grupach wsparcia.

Wyjść z zaklętego koła

Na początku marca NHS (National Health Service) opublikowała nowy dokument określający zasady opieki nad osobami, które długo terminowo przyjmują leki mogące wywoływać objawy odstawienia. Chodzi nie tylko o antydepresanty, lecz także m.in. o działające przeciwlękowo i uspokajająco benzodiazepiny, opioidowe leki przeciwbólowe i niebenzo diazepinowe środki nasenne (tzw. leki „Z”). Jak wynika z kompleksowego badania przygotowanego na zlecenie ministra zdrowia, któryś z tych preparatów przyjmuje dziś jeden na czterech Brytyjczyków. Okazało się też, że jest sporo osób, którym są one przepisywane niewłaściwie lub na okres dłuższy, niż sugerują to oficjalne rekomendacje. W ten sposób środki, które miały być tylko doraźnym rozwiązaniem, stają się długofalową strategią przetrwania, mimo że z czasem przestały przynosić korzyści kliniczne, a u niektórych mogą spowodować wręcz szkody. „Nasz plan daje jasne wskazówki, jak wspierać pacjentów, którzy nie potrzebują już leków” – zapewniał profesor Stephen Powis, dyrektor medyczny NHS England.

Reklama

Nowa strategia zakłada przede wszystkim ułatwienie dostępu do psychoterapeutów, psychologów, specjalistów od leczenia bólu czy pracowników socjalnych, lepszą identyfikację osób, które doświadczają zależności od leków, oraz zapewnienie im zindywidualizowanej pomocy w odstawianiu tabletek. Oprócz większej ostrożności w wystawianiu recept lekarze mają też co sześć miesięcy kontrolować, czy pacjent jest gotowy na zmniejszenie dawki.

Nie bez znaczenia dla zmiany podejścia była dyskusja na temat mechanizmów i efektów działania antydepresantów, jaką wywołała w 2022 r. metaanaliza (analiza wyników wielu badań ) prof. Joanny Moncrieff i jej zespołu z University College London opublikowana w lipcu 2022 r. w piśmie „Nature”. Według ich ustaleń nie ma jasnych dowodów na to, że przyczyną depresji jest nierównowaga chemiczna w mózgu, a konkretnie – obniżony poziom serotoniny (w uproszczeniu jest to neuroprzekaźnik odpowiadający za przekazywanie impulsów między neuronami, wpływający m.in. na krążenie krwi, procesy emocjonalne, sen i zdolności poznawcze). Hipoteza ta po raz pierwszy została zasugerowana ponad pół wieku temu, a od lat 90. XX w., wraz wejściem na rynek kolejnych preparatów SSRI, stała się szeroko akceptowanym w środowiskach psychiatrów klinicznych wyjaśnieniem źródeł zaburzeń nastroju, a także obiegową teorią wśród pacjentów. „Tysiące osób cierpią z powodu skutków ubocznych antydepresantów, w tym objawów, które mogą się pojawić wraz z próbą ich odstawienia, a jednak liczba wystawianych recept dalej rośnie. Uważamy, że częściowo sytuacja ta wynika z fałszywego przekonania, że depresję wywołuje nierównowaga chemiczna” – komentowała wyniki swojej pracy prof. Joanna Moncrieff.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP I NA E-DGP