Zaczęło się od tweeta z sierpnia 2018 roku. Wtedy to Elon Musk oświadczył, że rozważa wyjście Tesli z giełdy i dodał, że ma środki „zabezpieczone” na tę transakcję. Jego tweet początkowo sprawił, że akcje spółki poszybowały. Feralny tweet – który został zdementowany przez zarząd Tesli – przyciągnął uwagę zarówno Departamentu Sprawiedliwości USA, jak i SEC – amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd. W efekcie założyciel i prezes Tesli zawarł porozumienie z SEC, na mocy którego zrezygnował ze swojej funkcji. Musiał także zapłacić 20 mln dolarów kary, ale pozostał dyrektorem generalnym Tesli.

Po tym, jak Musk 19 lutego opublikował tweeta bez wiedzy zarządu Tesli, znów wpakował się w kłopoty. SEC uznała, że w ten sposób Muskwprowadza inwestorów w błąd. W rzeczonym wpisie stwierdził, że w 2019 roku Tesla wyprodukuje około 500 tys. aut, po czym poprawił tweeta i dodał, że tygodniowe wyniki Tesli wskazują, że firma może osiągnąć roczny pułap produkcji 500 tys. samochodów, jednak w tym roku do klientów trafi ok. 400 tys. aut.

Reklama

W poniedziałek komisja SEC zwróciła się do sądu w Nowym Jorku, by Muskowi postanowiono zarzuty w związku z tym, że złamał warunki umowy. Według SEC opublikowane przez Muska dane nt. rocznej produkcji mogą wpłynąć na cenę akcji, a także wprowadzać inwestorów w błąd.

Co na to sam Musk? Uważa, że zamieszczone przez niego informacje są dostępne publicznie. Nie kryje też swojej pogardy wobec instytucji SEC – dawał wyraz swojej niechęci wobec nadzoru finansowego w wywiadach i na Twitterze. Agencja Associated Press twierdzi, że Musk poprawił tweeta pod naciskiem prawników Tesli.

>>> Czytaj też: Hyundai Motor ukrywa defekty silnika? Prokuratura przeszukała siedzibę firmy