Różnica cen elektryków w UE i Chinach

Chińskie auta elektryczne są o około 30 proc. tańsze od tych produkowanych przez koncerny europejskie – wynika z raportu banku szwajcarskiego UBS. Model Seal – średniej wielkości elektryczny sedan chińskiego producenta BYD (Build Your Dreams) dostępny w Europie, ma 35 proc. przewagę kosztową nad innymi europejskimi pojazdami elektrycznymi.

ikona lupy />
BYD / Tomasz Sewastianowicz
Reklama

Jak zauważają analitycy, auto jest tańsze, nawet biorąc pod uwagę cło i transport. Jego produkcja kosztuje o 15 proc. mniej w porównaniu z Teslą Model 3.

Za Seala na rynku europejskim trzeba zapłacić 44 900 i 50 990 euro, odpowiednio dla wersji z zasięgiem 550 km i 700 km. To oznacza, że ceny są wyższe od chińskich aż o 43 i 84 proc. A i tak pojazd jest dużo tańszy niż europejskie marki.

Dlaczego chińskie elektryki są tak tanie

Niskie ceny chińskich elektryków są przyczyną zapowiedzianego przez przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen śledztwa.

„Rynki światowe są obecnie zalane tańszymi chińskimi samochodami elektrycznymi. A ich cenę sztucznie zaniża się ogromnymi dotacjami państwa. To zniekształca nasz rynek. A ponieważ nie akceptujemy tego od wewnątrz, nie akceptujemy tego z zewnątrz. Dlatego komisja wszczyna dochodzenie w sprawie subsydiów dotyczące pojazdów elektrycznych pochodzących z Chin” – mówiła w Parlamencie Europejskim von der Leyen.

ikona lupy />
Reklama BYD na lotnisku w Monachium / Tomasz Sewastianowicz

Jednak udowodnienie, że Chiny dotują swoją produkcję, może być trudne. Po rozebraniu Seala stwierdzono, że aż 75 proc. jego komponentów stworzyło BYD. Firma z siedzibą w Shenzhen jest w stanie wyprodukować m.in. akumulatory – to zresztą jest podstawą działalności BYD Company, czyli spółki matki. Używa też własnych półprzewodników, z którymi jest w tym momencie ogromny problem. Dzięki tak daleko posuniętej niezależności jest więc w stanie zaoferować niższą cenę.

Jaką część rynku zdobędą Chińczycy?

Według raportu UBS jeśli utrzymają się obecne trendy, zachodni producenci stracą około jedną piątą swojego udziału na rzecz chińskich pojazdów elektrycznych. Do 2030 r. firmy z tego kraju mogą mieć około 33 procent światowego rynku motoryzacyjnego. W zeszłym roku miały 17 proc. Udział zachodnich firm spadnie z 81. proc do 58 proc., amerykańskiej Tesli wzrośnie z 2 do 8 proc.

ikona lupy />
Tesla Model 3 i Model Y / Tesla

W ujęciu regionalnym chińskie marki będą stanowić 80 proc. krajowego rynku. Zwiększą swój udział w rynku europejskim z 3 do 20 proc. UBS uważa również, że chińczykom nie uda się przebić w Stanach Zjednoczonych, Japonii, Korei Południowej i Indiach, czyli tam, gdzie rządy mocno bronią interesów rodzimych producentów.

Co zrobią UE i Chiny?

Chiny oczywiście natychmiast zareagowały na wystąpienie von der Leyen. Ministerstwo handlu ostrzegło, że dochodzenie KE będzie mieć negatywny wpływ na wzajemne relacje i stanowi przykład protekcjonizmu w imię „uczciwej konkurencji”.

„To jawny akt protekcjonistyczny, który poważnie zakłóci i zniekształci światowy przemysł motoryzacyjny, łańcuch dostaw i będzie miał negatywny wpływ na stosunki gospodarcze i handlowe Chiny-UE” – napisano w oświadczeniu. Pekin zapowiedział, że zacznie zdecydowanie chronić prawa i interesy chińskich firm.

Ale Chiny mają też świadomość tego, że rynek europejski jest jedynym poza krajowym miejscem, w którym mogą się mocno rozwijać. Ich firmy już mają poważny problem z nadwyżkami produkcji. Według Reutersa sięga ona już ok. 10 mln pojazdów rocznie.

Na potencjalnym konflikcie stracić może też cały europejski przemysł motoryzacyjny, który korzysta z usług azjatyckich kooperantów. Obie strony trzymają się więc w szachu i żadna nie może pozwolić sobie na gwałtowne ruchy.