Varaki, która jest współdyrektorką istniejącej na tej uczelni grupy badawczej zajmującej się zbrodniami wojennymi, uważa, że wobec relacji z Buczy, Irpienia i innych obszarów na Ukrainie badanie, czy faktycznie doszło tam do zbrodni wojennych jest uzasadnione.

"Celowe atakowanie ludności cywilnej, zabijanie, rozstrzeliwanie cywilów, doniesienia i relacje na temat przemocy seksualnej, doniesienia o torturowaniu czy znęcaniu się nad schwytanymi - to wszystko wyraźnie wskazuje na możliwość zbrodni wojennych" - mówi w rozmowie z PAP.

Jak zwraca uwagę, od razu po wybuchu wojny prokurator Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK) otworzył śledztwo, zatem domniemane zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości na Ukrainie już są badane, a dowody równocześnie zbierają i zachowują władze ukraińskie, zatem nie powinno być problemem z udowodnieniem, że do takich zbrodni faktycznie doszło. "Hipotetycznie jest możliwe, że ich sprawcy będą mogli być osądzeni, czy to przed sądami krajowymi czy międzynarodowymi, takimi jak MTK" - wskazuje Varaki.

Ekspertka wyjaśnia, że nie jest tu przeszkodą fakt, iż Rosja nie jest państwem-stroną MTK. Bo MTK może prowadzić śledztwo dotyczące kraju, na terenie którego doszło do zbrodni, a Ukraina zaakceptowała jurysdykcję MTK.

Reklama

"Skoro Ukraina zaakceptowała jurysdykcję MTK, to prokuratura ma uprawnienia, by prowadzić śledztwo w sprawie domniemanych zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości popełnionych na jej terytorium. Wyzwaniem jest jednak potwierdzenie tych dowodów i wskazanie konkretnych sprawców tych zbrodni" - mówi ekspertka, dodając, że im wyższy szczebel decyzyjny, tym to trudniejsze.

"Mamy bezpośrednich sprawców - żołnierzy, później dowódców wojskowych, którzy wydawali rozkazy lub nie interweniowali, by zapobiec tym przestępstwom, ale jest większym wyzwaniem, by ustalić ten łańcuch rozkazów prowadzący do najwyższych politycznych przywódców. To jest trudne, ale nie jest to niemożliwe. Widzieliśmy takie przypadki w przeszłości, jak choćby były przywódca Jugosławii i Serbii Slobodan Miloszević czy inni. To teraz wygląda na bardzo, bardzo trudne, ale jest polityczna wola wspólnoty międzynarodowej, by zbierać te dowody, więc to nie jest zupełnie nierealistyczny scenariusz, choć niekoniecznie stanie się to natychmiast" - wyjaśnia Varaki.

Przyznaje jednak, że czym innym jest postawienie przed trybunałem przywódcy Serbii czy jakiegoś państwa afrykańskiego, a czym innym przywódców Rosji, która dysponuje bronią jądrową.

"Zwrócił na to uwagę we wtorek przemawiając do Rady Bezpieczeństwa ONZ prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, mówiąc, że Rosja jako mocarstwo nadużywa swojej pozycji. To pokazuje nam, że prawo międzynarodowe nie działa w próżni, lecz w ramach międzynarodowej polityki. Jednak powiedziawszy to, nie tracę wiary w prawo międzynarodowe i mam nadzieję, że przynajmniej niektórzy ze sprawców w pewnym momencie zostaną postawieni przed wymiarem sprawiedliwości" - zapewnia.

Z Londynu Bartłomiej Niedziński(PAP)