Polsce bardzo opłacało by się wejście do ERM2 dzisiaj, bo kurs złotego jest bardzo atrakcyjny dla naszej gospodarki. Gdybyśmy weszli przy nim do ERM2 polska gospodarka byłaby bardzo konkurencyjna wobec innych krajów strefy euro.

"Niezasłużona" konkurencyjność

Oznaczałoby to napływ inwestycji zagranicznych i przenoszenie miejsc pracy z Niemiec, Francji czy Włoch do Polski. Oczywiście także kraje Eurolandu mają świadomość, że przy dzisiejszym niedowartościowanym, wobec euro, złotym Polska uzyskałaby „niezasłużoną” konkurencyjność ich kosztem.

Dlatego to właśnie niski kurs złotego jest obecnie najpoważniejszą przeszkodą w naszym wejściu do ERM2. - Nie widzę możliwości politycznej zgody krajów starej Unii w sprawie przyjęcia tak dużego kraju jak Polska z niedowartościowanym kursem waluty narodowej – powiedział dziennikarzowi serwisu forsal.pl Krzysztof Rybiński.

Reklama

Euroland nie zgodzi się teraz na wejście Polski do ERM2

Państwa Eurolandu nie zgodzą się, szczególnie w czasie szalejącego kryzysu, żeby Polska z tak niskim kursem złotego weszła do ERM2, a w dalszej perspektywie do strefy euro. W ich interesie jest bowiem, żeby nowe kraje wchodziły do strefy euro z jak najmocniejszymi kursami walut, tak jak Słowacja, której korona była przeszacowana o 10-15 proc.

Poważną przeszkodą na naszej drodze do ERM2 jest zmienność kursu złotego. - Przy tak dużej zmienności kursu trudno określić gdzie znajduje się punkt równowagi, przy którym należy „przywiązać” złotego do euro. Dlatego należy poczekać aż nasza waluta się ustabilizuje i sama znajdzie punkt równowagi – uważa Krzysztof Rybiński.

Nie spełnimy kryterium fiskalnego

Argumentem przemawiającym przeciwko wejściu do ERM2 jest również fakt, że Polska z pewnością nie spełni w bieżącym roku, a być może i w przyszłym, kryterium fiskalnego. Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, deficyt budżetowy w 2009 roku znacznie przekroczy 3 proc., a może nawet 4 proc. produktu krajowego brutto.

Kraje starej Unii z pewnością będą też podnosić kwestię braku porozumienia politycznego w Polsce w sprawie zmian prawnych, które umożliwią nam wejście do strefy euro. Dopóki konsensus polityczny nie zostanie osiągnięty, wejście do ERM2 wiąże się bowiem ze sporym ryzykiem.

A może "coś za coś"?

Wszystkie przedstawione czynniki sprawiają, że z przyczyn ekonomicznych i finansowych prawdopodobieństwo wejścia Polski do ERM2 w 2009 roku jest prawie niemożliwe, chyba, że będzie to część jakiegoś szerszego porozumienia politycznego z krajami Eurolandu na zasadzie „coś za coś” – uważa Krzysztof Rybiński.

Euro będziemy płacić w 2014 r.

Wydaje się, że jeżeli scenariusze kryzysowe będą się realizowały zgodnie z obecnymi przewidywaniami, co oznacza, że solidniejsze ożywienie gospodarcze na świecie i w Polsce może wystąpić w 2011 roku to dopiero wtedy, lub w roku następnym, zaczniemy spełniać kryterium fiskalne. - Możemy wówczas myśleć o wejściu do ERM2 nie w maju 2009 roku lecz dopiero w 2011 roku, a do strefy euro od 1 stycznia 2014 roku – przewiduje Krzysztof Rybiński.

Optymalny kurs wejścia do ERM2 to 4 zł

Jego zdaniem, optymalnym dla naszej gospodarki do wejścia do strefy euro, byłby kurs około 4 zł za euro. Nasi zachodni partnerzy woleliby oczywiście aby wówczas nasz kurs był bliżej 3 zł, gdyż ograniczyłoby to znacząco naszą konkurencyjność. - Do strefy euro należy jednak wejść po kursie bliskim równowagi, który można szacować w przedziale 3,70-4,00 zł – wyjaśnia Krzysztof Rybiński. Zbyt niski kurs złotego może generować presję inflacyjną, w wyniku której rosną koszty pracy i kraj i tak traci konkurencyjność. Z kolei przy zbyt silnym złotym nie poradzą sobie eksporterzy.

Ze względu na opór zachodnich partnerów, można spodziewać się, że do strefy euro wejdziemy raczej przy kursie wyższym niż kurs równowagi, bo wtedy łatwiej będzie o polityczną zgodę krajów Eurolandu.

Zdaniem Krzysztofa Rybińskiego, dużo większym złem dla gospodarki jest wejście do strefy euro z przewartościowanym kursem złotego niż z niedowartościowanym, który przyśpiesza inwestycje bezpośrednie. Z inflacją można sobie bowiem poradzić reformami strukturalnymi zwiększającymi wydajność pracy, natomiast konkurencyjności gospodarki nie da się zwiększyć w krótkim czasie.