Tuż u progu lata ministrowie utrzymywali, że Hiszpania nie potrzebuje drastycznych podwyżek podatków. Ale w sobotę ugięli się wobec nieuchronnej konieczności i zaaprobowali „restrykcyjny” budżet na 2010 rok, zarysowując cięcia wydatków i wzrost podatku dochodowego, podatku VAT oraz podatku od zysków kapitałowych.

Budżet przygotowany przez Elenę Salgado, hiszpańskiego ministra finansów, likwiduje roczną ulgę podatkową w wysokości 400 euro, przyznaną zaledwie dwa lata temu. Uchwalono ją pod koniec budowlanego boomu gospodarczego, który pozwolił premierowi Luisowi Rodriguezowi Zapatero na deklarację, że nawet lewica może obniżać podatki.

Od lipca przyszłego roku – kiedy, jak szacuje rząd,, rozpocznie się gospodarcze odrodzenie – podstawowa stawka podatku VAT wzrośnie o dwa procent do 18 proc., podczas gdy niższa, dla restauracji i hoteli, wzrośnie o jeden punkt procentowy do 8 proc. Stawka dla podstawowych artykułów spożywczych pozostanie bez zmian na poziomie 4 proc.

Elena Salgado i rząd wskazują na nową stawkę podatku od dochodów nie pochodzących z pracy – wzrost o 1 proc. do 19 proc. oraz o trzy punkty do 21 proc. przy rocznych dochodach powyżej 6 tys. euro – sugerując, że jest on wymierzony w bogatych, a nie w klasy średnie. „Bardziej majętni powinni mieć w tym większy udział” – powiedziała Salado, która również ogłosiła ulgi podatkowe dla małego biznesu utrzymującego lub zwiększającego stan zatrudnienia.

Reklama

Mariano Rajoy, z głównej prawicowej partii opozycyjnej Popular powiedział, że budżet stanowi receptę na większe bezrobocie, większy deficyt i więcej podatków. „[Zaptero] dalej nas okłamuje, tak jak czynił to wówczas, gdy mówił, że nie ma kryzysu” – podkreślił Rajoy.

Tłum. T.B.