Rząd wylicza dług na dwa sposoby. Pierwszy to metoda krajowa, oparta o ustawę o finansach publicznych. Do długu nie zalicza się np. zobowiązań zaciąganych przez Krajowy Fundusz Drogowy. Metodę drugą rząd stosuje na potrzeby unijne: dług wyliczany w ten sposób jest wyższy niż w przypadku stosowania definicji krajowych. W 2009 roku różnica wynosiła około 1 proc. PKB – czyli około 12 mld zł.
Ten dysonans będzie się utrzymywał. Niektórzy ekonomiści – jak Mirosław Gronicki, były minister finansów – oceniają, że różnica do końca tego roku może się zwiększyć do 2 proc. PKB.

Różnice będą rosnąć

W oficjalnych prognozach tego jeszcze nie widać, dług wyliczany polską metodą ma wynieść – według strategii zarządzania długiem – 54,7 proc. PKB w porównaniu do 53,1 proc. PKB długu liczonego według zasad UE. Ale strategia była przyjmowana we wrześniu 2009 r. i jest oparta na bardzo pesymistycznych założeniach makro.
Reklama
– Gdy gospodarka rozwija się w szybkim tempie, na takie różnice nikt nie zwraca uwagi. Teraz jednak w środowisku analityków rośnie dezaprobata z powodu stosowania przez rząd podwójnych standardów. To powoduje, że system jest coraz mniej przejrzysty i wiarygodny. Przez jakiś czas może nam to uchodzić na sucho, ale gdy dojdzie do pogorszenia nastrojów globalnych, może stanowić wówczas dodatkowy argument dla osłabienia złotego czy wzrostu rentowności obligacji – mówi Marcin Mrowiec, ekonomista Pekao.

Inwestorzy patrzą przez palce

Ministerstwo Finansów rzeczywiście na razie nie ma problemu ze sprzedażą nowych obligacji, popyt na papiery nadal jest bardzo duży. Resort z powodzeniem sprzedaje nie tylko dwuletnie obligacje, ale także te o dłuższych terminach zapadalności. Według Remigiusza Grudnia z PKO BP (PKOBP) dualizm w sposobie liczenia długu na razie nie ma dla inwestorów znaczenia. Po pierwsze, nawet wyższy, liczony unijną metodą dług nie jest niczym szczególnym na tle innych krajów UE. Po drugie, rynek daje resortowi coś w rodzaju kredytu zaufania.
– Metodologie są dwie, co wiadomo nie od dziś. To, że rząd nie klasyfikuje np. KFD w sektorze finansów publicznych, traktowane jest jako próba zyskania na czasie, by przygotować reformy, które i tak trzeba będzie wprowadzić, by móc przyjąć euro – mówi ekonomista.
I dodaje, że rynek na razie przymyka oko na to, jak rząd próbuje ominąć progi bezpieczeństwa ustanowione dla długu publicznego przez polskie prawo. Jego zdaniem dużo gorsze skutki miałaby próba całkowitego demontażu procedur ostrożnościowych.
– Rezygnacja z progów mogłaby zostać negatywnie odebrana. Z propozycji, jakie ostatnio padały, sens ma pomysł zawieszenia obowiązywania progów na czas określony – ale pod warunkiem że byłoby to wprowadzone w pakiecie z reformami systemu finansów publicznych – mówi Remigiusz Grudzień.

Progi do zmiany

Marcin Mrowiec uważa, że zamieszanie z wyliczaniem długu pokazało wady całego systemu procedur ostrożnościowych.
– Konstrukcja progów nie jest najlepsza. Procedury włączają się zbyt późno i są bardzo restrykcyjne. Trzeba się zastanowić nad ustanowieniem większej liczby progów i innym rozłożeniem działań. Gdyby doszło do uruchomienia procedur zgodnie z dzisiejszymi zasadami, to gospodarka doznałaby szoku. Trzeba by było przeprowadzić potężne cięcia w budżecie, co w efekcie wpędziłoby nas w jeszcze większe kłopoty – mówi ekonomista.
OPINIA
Mirosław Gronicki
ekonomista, były minister finansów
Stosowanie dwóch odrębnych definicji długu – jednej na użytek statystyk unijnych, a drugiej na potrzeby statystyki krajowej – to droga donikąd. To niedobrze, że taka jest odpowiedź rządu na ryzyko przekroczenia przez dług progu 55 proc. PKB. Rozumiem, że politykom byłoby trudno przeprowadzić jakieś poważne reformy, ale podejście, które prezentuje obecny rząd, jest nierzetelne. Nie odnosi się do istoty problemu. Ministerstwo Finansów idzie po linii najmniejszego oporu. To może być niebezpieczne, bo następcy mogą pójść tą ścieżką. Główna różnica w obu metodologiach to klasyfikowanie zobowiązań Krajowego Funduszu Drogowego i koncesjonariuszy autostrad. W krajowej te zobowiązania nie powiększają długu. Tymczasem przez najbliższe dwa lata będą one dynamicznie narastać. To może doprowadzić do tego, że różnica między wielkością długu liczoną metodą unijną a wyliczaną według zasad krajowych już pod koniec tego roku wyniesie 2–3 proc. PKB. To są już pokaźne wielkości. Czy zapłacimy za to wyższymi rentownościami obligacji Skarbu Państwa? Wszystko zależy od tego, jak będzie wyglądał rynek i jak my z naszym długiem będziemy wypadać na tle innych krajów.
ikona lupy />
Mirosław Gronicki, ekonomista, były minister finansów / DGP
ikona lupy />
Ile wyniesie nasz dług / DGP