Wcześniej jednak daytraderom mogło zdawać się, że trafili na jeden dzień do piekła. Rozpiętość wahań WIG20 zamknęła się w 18 pkt, a sam indeks oscylował wokół poziomu 2500 pkt, jakby był do niego przyklejony gumą do żucia. Obroty w porównaniu do wczorajszej sesji wprawdzie nieznacznie wzrosły, ale po pierwsze nie wynikało z tego zupełnie nic nowego dla cen, po drugie skala transakcji mimo wszystko nie wybijała się dziś ponad przeciętność ostatnich dni.

Można oczywiście prawić komunały o niezdecydowaniu rynku przy niezwykle ważnym poziomie (2500 pkt dla WIG20 to prawie równo o 100 proc. powyżej dołka z lutego minionego roku, a dzięki temu ruchowi indeks odrobił niemal równo połowę strat z bessy lat 2007-2009. No i są to okolice szczytu obecnej hossy i zarazem tegorocznych maksimów), ale zazwyczaj rynek w newralgicznych momentach przypomina pole bitwy, na której rozstrzygnięcia zapadają szybko. A w ostatnich dniach GPW przypomina co najwyżej salon pełen podstarzałych amatorów gry w bingo - nie dzieje się nic, o czym następnego dnia rano warto byłoby pamiętać.

Końcówka sesji zmieniła ten obraz nieznacznie. Zakres wahań nie zmienił się, ale warto wspomnieć, że indeks cen domów opracowany przez S&P/CaseShiller wzrósł w USA o 0,3 proc., podczas gdy oczekiwano, że się nie zmieni. Po drugie indeks nastrojów konsumentów opracowany przez Conference Board wzrósł do 52,5 pkt (oczekiwano 50 pkt). Dzięki tym ostatnim danym WIG20 odrobił w końcówce 15 pkt od najniższego punktu sesji zanotowanego tuż przed publikacją

Być może koniec kwartału i wynikający z tego window dressing jest jedynym czynnikiem, dla którego ceny akcji jeszcze nie spadają. Mimo bliskości szczytów hossy lub ich podbijania (jak dzieje się na Wall Street) entuzjazmu w inwestorach nie widać za grosz. A niewielkie obroty przy kształtowaniu szczytu świadczą często o wyczerpującym się potencjale wzrostów. Za kilka dni przekonamy się, czy jest słowo prawdy w tej hipotezie.

Euro próbowało dziś trzeciego dnia wzrostu wobec dolara, ale skończyło się na 1,353 USD. Pod koniec dnia za euro płacono już o centa mniej. U nas złoty umocnił się o 0,3 proc. do euro, franka i dolara.

Reklama

Miedź podrożała dziś o 0,8 proc. i jest najdroższa od sierpnia 2008 roku, co oznacza także, że brakuje jej już tylko 10 proc. do wyrównania rekordu wszech czasów. Złoto potaniało 0,5 proc. mimo medialnych sugestii o rosnącym popycie na złoto ze strony Chin i pozytywnych raportów na temat perspektyw cen złota ze strony Światowej Rady Złota. Ropa nie zmieniła dziś ceny.