Suma tego eksportu wzrosła z 740 mln USD w 2000 r. do 11,54 mld USD. Obecnie Połowa śmieci „made in USA” trafia właśnie tutaj. UE też nie jest w tyle pod tym względem, bo ilościowo wysyła do Chin nawet więcej niż połowę swych śmieci.

Chiny jednak nie chcą – a raczej nie potrzebują już – aż takiej ilości zagranicznych śmieci, ponieważ mają coraz więcej własnych. Do tego ich import kłóci się z chińskim programem „zielonego rozwoju”, polegającym na proekologicznej transformacji lokalnych gospodarek, na co idą miliardy juanów.

W wielu kontenerach ze śmieciami, które przybijały na statkach do portów, znajdowano dotąd masę tego, czego nie zamawiano i co nie nadawało się do dalszego przerobu. Teraz kontrole mają być ostrzejsze, a kontener zagranicznych odpadów nie może zawierać więcej aniżeli 1,5 proc. śmieci niezdatnych do utylizacji.

>>> Czytaj też: Komisja Europejska chce ograniczyć zużycie plastikowych torebek

Reklama

Co ze śmieciami zrobi więc Zachód, dla którego bardziej opłacalne jest wysyłanie ich w świat, zamiast kosztownego przerabiania u siebie? Pewnie więcej takich ładunków będzie przybijać do portów Indii czy Wietnamu. Trzeba jednak zaznaczyć, że import cudzych śmieci długo jeszcze będzie dla Chin ekonomiczną koniecznością, bowiem ich rosnąca gospodarka nadal potrzebuje surowców do przerobu.

Chiny cierpią na deficyt własnych bogactw naturalnych i skazane są, w dużym stopniu, na ich import. Sprowadzanie odpadów do dalszego przerobu ze Stanów Zjednoczonych czy Europy w pewnym stopniu wypełnia surowcowe braki, zaś Zachodowi pozwala pozbyć się góry śmieci. Obie strony są więc z tego biznesu zadowolone.

Rocznie Chiny sprowadzają prawie 7,5 mln ton plastiku, 28 mln ton papieru i blisko 6 mln ton złomu. Dwie trzecie chińskiego zapotrzebowania na surowce wtórne zaspokajają same Stany Zjednoczone. W chińskich miastach góra śmieci przyrasta rocznie w tempie 10 proc., co widać zwłaszcza na obrzeżach metropolii otoczonych wianuszkiem gigantycznych wysypisk, z których eksploracji żyją tysiące ludzi. Ostatnio pekińska prasa pisze o ich rozżaleniu, gdyż ze swych miejsc pracy wypierani są przez bezwzględnych developerów, którzy na terenach zajmowanych przez wysypiska chcą stawiać nowe osiedla mieszkaniowe.

Warto dodać, że zbieranie, segregowanie i odstawianie odpadów do punktów skupu to w Chinach biznes, którym nie zajmują się wyłącznie ludzie biedni czy bezdomni. Na każdym pekińskim osiedlu mieszkaniowym jest przynajmniej kilka miejsc przyjmujących surowce wtórne. Także „mobilne” punkty zbiórki wszystkiego, co nadaje się do recyklingu, krążą dzień w dzień po miastach. Są to najczęściej napędzane siłą ludzkich mięśni trójkołowe pojazdy, zaopatrzone w wielkie paki, na których przewozi się głównie makulaturę i plastikowe opakowania.

Prawie nie spotyka się typowych śmieciarek. Wszystkie biura, banki i inne instytucje, nawet te przy eleganckiej „Financial Street” w Pekinie, oczyszczane są z ton wytwarzanej makulatury i wszelkiego typu innych śmieci przez tysiące „mrówek”, które codziennie krążą cierpliwie po okolicy, zabierając wszystko, co można odwieźć do punktu skupu.

>>> Czytaj pełną wersję na: www.obserwatorfinansowy.pl