Fidel nie żyje od dwóch lat. Raul za kilka dni oddaje władzę. Po raz pierwszy od 1959 r. Kubą nie będzie rządził rewolucjonista - w rozmowie z Bartłomiejem Niedzińskim mówi Katarzyna Dembicz, latynoamerykanistka.
ikona lupy />
Dziennik Gazeta Prawna
19 kwietnia z funkcji prezydenta Kuby ustąpił Raul Castro. Jego następcą będzie dotychczasowy pierwszy wiceprezydent, a wcześniej wicepremier i minister szkolnictwa wyższego Miguel Díaz-Canel. Kubańczycy patrzą na koniec epoki Castro z nadzieją czy obawą?
Są podzieleni mniej więcej po równo. Zwolennicy obecnego systemu uważają, że najważniejsze jest utrzymanie suwerenności kraju, bo przecież nieustannie zagrażają mu Stany Zjednoczone. Zważywszy że Komunistyczna Partia Kuby (PCC) liczy około miliona członków, a liczba pracujących Kubańczyków to ok. 4,5 mln osób, można szacować, że obecny system świadomie popiera jedna czwarta aktywnego społeczeństwa. Z drugiej strony jest duża część Kubańczyków, która przeciwna jest obecnej władzy ze względu na jej autorytaryzm, ale zarazem nie akceptuje przeszłości kraju sprzed rewolucji 1959 r. i nie darzy miłością USA. Uważają się za patriotów, są zwolennikami suwerenności, jednak często nie pozostaje im nic innego jak pozostać biernymi obserwatorami. Po prostu robią swoje. Tak jak to było w PRL – duża część społeczeństwa nie akceptowała władzy, ale pracowała – dla dobra swojego, swoich dzieci i przyszłości kraju.
Jak liczna jest wobec tego opozycja?
Reklama
Mamy mnóstwo ludzi odrzucających panujący system, lecz wielu z tych najbardziej zaciekłych przeciwników emigruje. Prawie 2,5 mln Kubańczyków mieszka za granicą. To ogromna diaspora, stanowiąca ok. 23 proc. ludności kraju. A więc nie jest tak, że wszyscy Kubańczycy są przeciwni komunizmowi czy wszyscy ten system popierają. Gdyby wszyscy byli przeciwni, komunizm dawno by już na wyspie upadł. Inna sprawa, że bolączką Kuby jest brak jednolitego ruchu antyrządowego, który – tak jak w przypadku Solidarności – byłby w stanie zmobilizować ludzi do sprzeciwu. Opozycja jest podzielona, nie jest w stanie przekonać Kubańczyków, by wyszli na ulice, protestowali. Poza rokiem 1994, gdy podniesiono ceny żywności, na Kubie nie było masowych manifestacji antyrządowych.

CAŁY TEKST W WEEKENDOWYM WYDANIU DGP