Sankcje wprowadzone w czwartek przez Rosję wobec obywateli Ukrainy i firm z tego kraju nie będą miały dużego wpływu na ukraińską gospodarkę, ani na więzi gospodarcze łączące oba kraje; nie wpłyną też na sytuację w Donbasie - oceniają komentatorzy w Rosji.

Dziennik gospodarczy "Wiedomosti" publikuje opinię politologa Iwana Timofiejewa z Rosyjskiej Rady Spraw Międzynarodowych, którego zdaniem stosunki gospodarcze Rosji i Ukrainy są już na tyle nadszarpnięte, że sankcje nie staną się przełomem.

Inny politolog, Jewgienij Minczenko, ocenił, że sankcje nie będą dla Ukrainy dużym ciosem. "Już od dawna jest jasne, że sprawy zmierzają w tym kierunku, i większość biznesmenów ukraińskich redukowała aktywność w Rosji czy skierowaną na rynek rosyjski. Dlatego nie będzie efektu, jaki tego rodzaju sankcje mogły wywrzeć w latach 2014-2015" - powiedział Minczenko.

Analityk z rosyjskiej agencji ratingowej AKRA Maksim Chudałow powiedział "Wiedomostiom", że jego zdaniem na "czarnej liście" właściwie nie ma firm prowadzących interesy z Rosją. "Sankcje dotyczą głównie eksporterów ukraińskich, którzy są konkurentami rosyjskiego biznesu na rynkach światowych. Firm, które są dla rynku rosyjskiego krytycznie ważne, na tej liście nie ma. W ten sposób władze Rosji odpowiedziały na wprowadzone wcześniej sankcje ukraińskie, praktycznie nie dotykając interesów biznesu rosyjskiego" - powiedział Chudałow.

Znany rosyjski politolog Aleksiej Makarkin zwrócił uwagę, że Rosja zdecydowała się odpowiedzieć na sankcje wprowadzane już od dłuższego czasu przez Kijów w okresie przed przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi na Ukrainie.

Reklama

Fakt, że na liście znalazła się była premier Ukrainy Julia Tymoszenko, należy odczytać jako "sygnał sceptycznego stosunku do całej elity ukraińskiej" - powiedział Makarkin. Zdaniem politologa o tym, że Rosji "nie podoba się" prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, świadczy umieszczenie w wykazie jego syna, Ołeksija. "Na sytuację w Donbasie sankcje nie wpłyną w żaden sposób" - dodał politolog.

Ukraiński publicysta Witalij Portnikow, którego nazwisko znalazło się na rosyjskiej "czarnej liście", ocenił, że zamierzony efekt sankcji jest propagandowy, a ich celem może być zastraszenie. Mogą być one sygnałem, że kolejnym krokiem wobec dziennikarzy może być fizyczna likwidacja - powiedział Portnikow rosyjskiej redakcji Radia Swoboda/Radia Wolna Europa (RFE/RL).

Media rosyjskie zwracają uwagę, że większość spośród 68 firm objętych sankcjami to przedsiębiorstwa z branży spożywczej i rolniczej, podczas gdy Ukraina eksportuje do Rosji głównie produkcję przemysłową. Eksport ten to m.in. metalurgia, chemia i maszyny. Od początku br. wartość ukraińskiego eksportu do Rosji wyniosła około 2,4 mld USD i była niewiele większa niż wartość eksportu do Polski (2,1 mld USD).

Rosja wprowadziła w czwartek sankcje wobec 322 obywateli Ukrainy - w tym ministrów, deputowanych i sędziów - oraz wobec 68 ukraińskich podmiotów prawnych. Restrykcje przewidują blokowanie aktywów na terytorium Rosji i zakaz wywozu kapitału z Rosji na Ukrainę. Na "czarnej liście" znaleźli się ministrowie rządu Ukrainy, szefowie resortów siłowych, sędziowie sądu konstytucyjnego, parlamentarzyści, a także niektórzy przedstawiciele wielkiego biznesu i dziennikarze.

Z Moskwy Anna Wróbel