Mateusz Morawiecki bohaterem portali plotkarskich? Niemożliwe, a jednak! W czasie tegorocznego forum ekonomicznego w Davos minister rozwoju i finansów spotkał na zamkniętym bankiecie słynnego aktora George’a Clooneya i strzelił sobie z nim wspólne zdjęcie. Kadr, na którym Clooney kordialnie obejmuje Morawieckiego, znalazł się na Twitterze Ministerstwa Rozwoju i natychmiast zrobił karierę w plotkarskich zakamarkach polskiego internetu. I nie tylko plotkarskich – Clooney podejrzewany jest o aspiracje polityczne, być może w przyszłości będzie ubiegał się o fotel prezydenta USA, więc zdjęcie dało asumpt do snucia śmiałych futurologicznych wizji także komentatorom politycznym.
Media w znacznie mniejszym stopniu interesowała inna fotografia, którą Morawiecki przysłał z Davos rok wcześniej. Może dlatego, że nie pozował na nim z gwiazdą kina, a z uśmiechniętym, jednak anonimowym Chińczykiem? Ta fotografia jest jednak znacznie ważniejsza niż słitfocia z odtwórcą głównej roli w „Człowieku, który gapił się na kozy”. Bo o ile Clooney może być filmowym idolem Morawieckiego, o tyle ów Chińczyk jest jednym z jego dwóch wielkich idoli ekonomicznych, a więc osób mających wpływ na to, w jakim kierunku minister będzie reformował gospodarkę. W skrócie: na nasze portfele.
Yifu Lin i proaktywne państwo
Ów chiński ekonomista to prof. Justin Yifu Lin. Justin to imię przybrane na potrzeby kariery na Zachodzie, a tę zrobił tam zawrotną, zostając w 2008 r. głównym ekonomistą i wiceprezydentem Banku Światowego. Od 2012 r. wykłada w Chinach na Peking University. Wciąż pozostaje wpływową postacią w globalnej ekonomii i mieści się w pierwszych 5 proc. najczęściej cytowanych ekonomistów.
To, co ujęło w nim ministra Morawieckiego, można streścić w trzech słowach: Nowa Ekonomia Strukturalna. NES. Inspirowany rozwojem azjatyckich potęg Yifu Lin rehabilituje z jej pomocą rolę państwa w gospodarce (które według wolnorynkowych ortodoksów może tylko szkodzić).
Podział mapy świata na państwa rozwinięte i rozwijające się jest zdaniem Chińczyka mylący, bo przecież nigdy nie następuje nagły przeskok z jednego poziomu do drugiego. To zawsze proces, którego szybkość zależy od dobrej polityki gospodarczej, a zatem od zaangażowania rządu.
– Chodzi o dobrą strategię inwestycyjną. Porównajmy Chiny i Indie. Chiny 40 lat temu zaczynały z podobnego poziomu PKB per capita co Indie, by w 2016 r. uzyskać nad sąsiadem czterokrotną przewagę. Dlaczego? Indie zostawiły wszystko rynkowi – podkreślał prof. Yifu Lin podczas wykładu na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, zorganizowanego przy okazji jego styczniowej wizyty w Polsce. Czy ma na myśli inwestycje państwowe? Nie tylko. Yifu Lin uważa, że państwo może wpływać na prywatnych inwestorów, by rozwijali branże, w których dany kraj ma największe „przewagi komparatywne”. Chiny na przykład przez lata przodowały w przemyśle, który intensywnie wykorzystuje tanią siłę roboczą, ponieważ mogły zaoferować jej obfitość. Polityka rządu zwiększała mobilność robotników, zachęcając w ten sposób kapitał do inwestycji.
Historia Polski jest podobna. My także byliśmy relatywnie tanimi pracownikami. A jednak na taniej sile roboczej nie można bazować w nieskończoność. Wraz ze wzrostem wynagrodzeń ta przewaga maleje. – Kluczem jest więc, by w odpowiednim czasie zidentyfikować sektory mające „ukryte przewagi komparatywne”, czyli takie, w których koszty produkcji są bardzo niskie, a koszty transakcyjne zbyt wysokie. Rząd powinien wspierać te sektory, zmniejszając koszty transakcyjne. Wówczas mogą wyrosnąć w nich międzynarodowe czempiony – tłumaczy ekonomista.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której np. koszty produkcji sztucznej murawy stadionowej są na Podkarpaciu niższe niż w Niemczech, ale już koszty związane z jej transportem do klientów na tyle duże, że w rachunku netto to Niemcom, a nie mieszkańcom Podkarpacia, bardziej się opłaca produkować murawę. Gdyby rząd zadbał o lepsze połączenie infrastrukturalne tego regionu, obniżył koszty transakcyjne i jednocześnie wspomógł eksport ulgami podatkowymi, umożliwiłby Podkarpaciu wygryzienie Niemców z tego rynku. To jest logika Yifu Lina.
– Wydaje mi się, że wasz minister rozwoju rozumie NES. Systemowe promowanie wybranych sektorów to skuteczny sposób na uniknięcie pułapki średniego dochodu, a nawet na przyśpieszenie rozwoju. Polska rosła szybko po 1989 r., w tempie 4–5 proc. PKB rocznie, ale dlaczego macie się przyzwyczajać do tego tempa i zakładać, że nie da się lepiej? – pytał mnie retorycznie Lin w trakcie krótkiej rozmowy po wykładzie.
Minister Morawiecki już rok temu podkreślał w jednym z wywiadów, że zgodnie z radą Yifu Lina zdołał zidentyfikować warte wsparcia sektory, które tworzą w naszej gospodarce wartość dodaną. Chodzi przy tym nie tylko o wsparcie już istniejących przedsiębiorstw, lecz także o eliminację barier wejścia na konkretne rynki dla nowych firm. Zgodnie z NES im więcej konkurencji w branżach z przewagą komparatywną, tym lepiej. Teraz tylko czekać, aż Polski Fundusz Rozwoju, instytucja powołana do realizacji planu Morawieckiego, popchnie polskie firmy do globalnej dominacji.
Kelso i ekonomia binarna
Drugi z idoli Morawieckiego to amerykański ekonomista i prawnik Louis O. Kelso (zmarł w 1991 r.). Skąd o tym wiemy? Z przedmowy, którą minister napisał do książki „Własność pracownicza. Jak wspiera rozwój biznesu” Rosena Coreya, Case’a Johna, Staubusa Martina. Morawiecki w samych superlatywach wyraża się w niej o naczelnej idei Kelso – akcjonariacie pracowniczym w konkretnej jego odmianie – ESOP (od Employment Stock Ownership Plan).
Cóż to takiego?
Kelso uważał, że współczesna gospodarka wytwarza niebezpieczną nierównowagę. Za wytwórczość w coraz większym stopniu odpowiada kapitał (postęp technologiczny zwiększa produktywność maszyn), a w coraz mniejszym stopniu praca. Skutkiem tego wartość pracy spada. Praca zaś jest jedynym produktywnym aktywem większości społeczeństwa, co oznacza, że w obecnych warunkach po prostu musi ono regularnie biednieć. Jak obrazowo opisuje to dr Krzysztof Nędzyński na łamach portalu ObserwatorFinansowy.pl: „Rośnie siła nabywcza Buffettów i Kulczyków, których wszystkie potrzeby konsumpcyjne są już zaspokojone, a nie rośnie tych, którzy mają je niezaspokojone. Chronicznie brakuje popytu”. Te obserwacje są kluczowe dla „ekonomii binarnej” – zestawu teorii, za których założyciela uznaje się właśnie Kelso.
Ekonomia ta oferuje inne rozwiązania problemów z gospodarką niż interwencjonistyczny keynesizm, wolnorynkowa szkoła chicagowska czy wszelkie zaoferowane dotąd trzecie drogi. Kelso chce demokratyzacji kapitału. Zwykły robotnik powinien także czerpać z niego zyski. Narzędziem tej demokratyzacji jest właśnie akcjonariat pracowniczy typu ESOP. – Polega on na tym, że rząd daje przedsiębiorcom dużą ulgę podatkową, o ile uwłaszczą swoich pracowników poprzez wyemitowanie nowych lub przekazanie im części istniejących udziałów. W praktyce oznacza to, że firmy, oprócz klasycznych form finansowania swojej działalności takich jak dług, emisja udziałów i leasing, mają do wyboru jeszcze jedną, właśnie finansowanie binarne – tłumaczy dr Nędzyński. Dla właścicieli firm oznacza to także konieczność podzielenia się z pracownikami zyskiem i zarządzaniem firmą. Czy na to pójdą? Ekonomiści binarni uważają, że owszem. Bo większe dochody pracownicy zaczną wydawać na rynku, zwiększając popyt i przychody firm.
Nędzyński podaje przykład Henry’ego Forda, który zaoferował pracownikom pensje dwukrotnie wyższe od rynkowych. – W ten sposób przyciągnął najlepszych i zmniejszył rotację kadr, a jego pracownicy mogli już sobie pozwolić na kupno samochodów, które wytwarzali. (...) W Stanach Zjednoczonych firmy z ESOP-em zatrudniają 15 mln ludzi. W większości są to firmy bardziej produktywne niż konkurencja. Jak wskazują badania, partycypacja pracowników we własności oraz zarządzaniu zwiększa produktywność – zauważa publicysta.
>>> Czytaj też: PiS kontra Merkel. Czy można bardziej się różnić?
To wszystko imponuje Morawieckiemu, który także nie jest zwolennikiem ortodoksyjnej ekonomii wolnorynkowej i szuka alternatyw. – Ojciec ekonomii binarnej długo nie znajdował zrozumienia wśród współczesnych mu ekonomistów. Dziś można stwierdzić, że jego prognozy się potwierdziły. Kelso nie tylko zaproponował rozwiązanie problemu, ale także przekonał decydentów w USA, by skutecznie wdrożyć zmiany w prawie – pisze Morawiecki we wspomnianej przedmowie, podkreślając, że w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, słynnym planie jego imienia, przewidziano miejsce dla akcjonariatu pracowniczego.
Otwartość ministra Morawieckiego w ujawnianiu ekonomicznych inspiracji należy docenić. Minister zadaje w końcu kłam twierdzeniu Keynesa, którego zdaniem polityczni praktycy łudzą się, że są w swoich opiniach niezależni, a tymczasem są zwykłymi niewolnikami ekonomistów i ich idei. Morawiecki to praktyk świadomie wybierający ekonomicznych idoli.
Duby smalone na Baconie
Idoli. Właśnie. Czy wiecie, że w języku greckim idol to „eídolon”, co oznacza przywidzenie albo zjawę? Etymologia czasami ma znaczenie.
Francis Bacon, jeden z najwybitniejszych filozofów Odrodzenia, używał słowa „idol” do opisu złudzeń, jakim podlega ludzki umysł. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że minister Morawiecki pada ofiarą kategorii złudzeń, które Bacon nazywał idolami teatru. Powstają one wówczas, gdy zbyt mocno wierzymy w czyjś autorytet i przejmujemy prezentowane przezeń błędne doktryny.
Niestety, ani Yifu Lin, ani Kelso nie nadają się, by im ślepo zawierzyć.
Nowa Ekonomia Strukturalna Yifu Lina to tylko kolejna odmiana dawno skompromitowanego protekcjonizmu, tyle że zaprojektowana tak, by można było go wprowadzać nawet w warunkach neoliberalnej legislacji Unii Europejskiej, która wyklucza pomoc publiczną poprzez bezpośrednie subsydiowanie przemysłu. NES zamiast subsydiów wprowadza inne narzędzia protekcjonistyczne. Przecież wydatki na wsparcie danej branży to nic innego, jak pieniądze wyssane z innego sektora i przekazane konkretnej grupie prywatnych przedsiębiorców. Owszem, nie w gotówce, a m.in. w postaci centrów technologicznych, państwowych agend konsultingowych, promujących eksport dodatkowych wydatków infrastrukturalnych czy preferencyjnych kredytów oraz ulg podatkowych dla grupy firm. W dodatku NES wcale nie wyklucza wprowadzania ceł importowych na towary, które zagrażają sektorom bez przewagi konkurencyjnej.
Skąd też właściwie wiadomo, że NES naprawdę oferuje skuteczne narzędzia namierzania sektorów o największym potencjale rozwoju? Jak wskazują ekonomiści, np. prof. Zhang Weiying z Beijing University, innowacja jest czymś nieprzewidywalnym i trudnym do zidentyfikowania.
– Komputer wynaleziono w 1945 r. w firmie IBM, ale nie przypisywano mu dużej wagi biznesowej. Stąd jego opóźnione wejście na rynek – zwraca uwagę prof. Weiying. Czy urzędnicy byliby w stanie zidentyfikować na czas istotną innowację, skoro nie wykazał się nawet prywatny koncern? Weiying pisze: „Gdy w latach 90. chiński rząd postanowił wesprzeć produkcję kineskopów, by zmodernizować chińską produkcję telewizorów, kineskopy zaczęły wychodzić z użycia”.
Na Yifu Linie takie przykłady nie robią wrażenia. Przekonuje, że jego teoria wywodzi się z doświadczeń krajów takich jak Chiny czy Irlandia. Że tam założenia NES zostały z sukcesem zrealizowane. Tyle że na temat sukcesu tych krajów funkcjonują alternatywne, równie przekonujące wyjaśnienia, które z promowaniem przemysłu nie mają wiele wspólnego.
Nawiasem mówiąc, nic dziwnego, że prof. Yifu Lin jest akademickim towarem eksportowym Chin. To kraj, którego elity polityczne czerpią prywatne korzyści z utrzymywania państwowych banków i przedsiębiorstw, stosowania ceł importowych i skomplikowanego prawa opartego na faworyzowaniu jednych kosztem drugich. Muszą mieć kogoś, kto przekona świat, że to właśnie dzięki temu, a nie wolnej przedsiębiorczości, tak dobrze prosperują. Profesor Xia Yeliang z Cato Institute, dawniej uniwersytecki kolega Yifu Lina, przekonuje, że zamysłem Deng Xiaopinga, który w 1979 r. zapoczątkował reformy w Chinach, było całkowite uwolnienie gospodarki i w latach 1992–2003 partia w tym kierunku rzeczywiście kraj reformowała. Ale później przewagę w partii zaczęło zyskiwać stronnictwo pijawek przyssanych do państwowej piersi.
– Wymyślono jakiś dziwny chiński sen, który ma zastąpić sen amerykański. I taka retoryka do niektórych trafia. Pożyteczni idioci usprawiedliwiają władzę partii nad niektórymi sektorami gospodarki czy niektóre ograniczenia inwestycyjno-handlowe – uważa Yeliang.
Nie wszyscy jesteśmy kapitalistami
Chociaż drugiemu idolowi ministra Morawieckiemu, Louisowi Kelso, nie da się zarzucić politycznego oportunizmu, to jednak nie czyni to jego ekonomii binarnej słuszną.
Gdyby teoria ta była tak wspaniała, jak twierdzą jej zwolennicy, to firmy zgodnie z nią działające powinny już dawno na zasadzie spontanicznego procesu zdominować globalną gospodarkę. Skoro bowiem udział pracowników we własności i zarządzaniu firmą podnosi jej rentowność, to dlaczego firmy z udziałem akcjonariatu pracowniczego wciąż stanowią w gospodarce mniejszość? Czy to jakaś nietypowa zawodność rynku, że nie promuje najbardziej efektywnego modelu własności?
I jak to możliwe, że zazwyczaj chciwi kapitaliści nie chcą większych zysków i nie rozdają akcji własnym pracownikom? Otóż rynek nie promuje podejścia binarnego, bo dostrzega w akcjonariacie pracowniczym takie nieefektywności, których nie dostrzegają jego wyznawcy.
Całą litanię wad ekonomii binarnej przedstawia prof. Timothy D. Terrell, ekonomista z Wofford College i ekspert Instytutu Misesa w eseju „Ekonomia binarna: zmiana paradygmatu czy zbiór błędów?”. Jego zdaniem jej zwolennicy nie rozumieją natury relacji pomiędzy produktywnością a własnością kapitału, na której budują swoje propozycje. Wzrost produktywności widzą wyłącznie po stronie kapitału, gdy tymczasem rośnie ona dzięki współzależnościom pomiędzy kapitałem i pracą. Gdyby nie praca i innowacje, które są jej owocem, nie byłoby ani kapitału, ani wzrostu produktywności. Zdaniem Terrella nie ma dowodów na to, że demokratyzacja kapitału jest w ogóle możliwa. Nie każdy może i nie każdy chce być kapitalistą, niektórzy cenią sobie pracę najemną albo dorywczą, a ekonomia binarna idzie na przekór ludzkim preferencjom. A nawet gdyby ta demokratyzacja była możliwa, to czy ma sens, skoro nie udowodniono (ani nie można udowodnić), że wpłynie ona pozytywnie na wzrost dochodów? Terrell zarzuca także binarystom niedocenianie roli oszczędności w gospodarce. Uważają, że liczy się tylko kapitał zainwestowany, a nie odkładany, nie dostrzegając, że odkładanie kapitału to element zdrowego systemu kredytowego. To akurat może dać do myślenia ministrowi Morawieckiemu. W końcu w co drugim zdaniu podkreśla, że musimy nauczyć się oszczędzać.
Stary, niedobry Hilary Minc
Minister Morawiecki na pewno jednak jest świadomy, że przełomowe pomysły wykute w ciepłych uniwersyteckich gabinetach działają często świetnie, dopóki ktoś nie postanowi przekuć ich na praktykę. Nie chodzi nawet o to, że okazują się błędne, a bardziej o to, że nawet gdy są słuszne, zewnętrzne wobec nich czynniki czynią je nierealistycznymi. Jest tak, ponieważ ludzie zajmujący się ich wdrażaniem nie pracują w sterylnym laboratorium, gdzie można wszystko kontrolować. Przeciwnie, mają do czynienia ze skomplikowaną rzeczywistością polityczną i społeczną, ze środowiskiem nie zawsze podatnym na eksperymenty, a często im opornym i skrajnie zmiennym. Owe genialne idee i pomysły są w rezultacie przekształcane we własne karykatury i szkodzą zamiast pomagać, a w najlepszym razie ulegają rozmyciu i nie robią koniec końców żadnej różnicy.
Jeśli plan Morawieckiego ma realizować idee Justina Yifu Lina czy Louisa Kelsy, jeśli ma odpowiadać na wyzwania wskazywane przez Thomasa Piketty’ego, to już teraz coraz więcej dowodów na to, że może on po prostu spalić na panewce.
Wielu ekonomistów, w tym tych liberalnych, zgadza się z diagnozami, które ów plan formułuje. Na przykład że Polska wyczerpała rezerwuar taniej siły roboczej. Zgadzają się także z celami, czyli z modernizacją gospodarki poprzez ułatwienia dla rozwoju sektorów o wysokiej wartości dodanej. Ale mają wątpliwości co do metod. – W gruncie rzeczy jedynym konkretnym pomysłem w Strategii jest ręczne sterowanie państwowymi firmami. To one mają realizować „nową ekonomię strukturalną”. Ale to nie jest pomysł Justina Yifu Lina, tylko Hilarego Minca z czasów PRL – podsumowuje te zastrzeżenia Witold Gadomski w tekście „Strategia myślenia życzeniowego. O planie Morawieckiego”. Przypomnijmy: Minc był naczelnym strategiem gospodarczym Polski w okresie 1944–1956, a więc w okresie stalinizmu i ślepej wiary w siłę centralnego planowania.
I faktycznie, za rządów PiS z jednej strony prywatyzacja niemal stanęła w miejscu, z drugiej zależne od państwa firmy zaczęły skupować podmioty prywatne, choćby w bankowości. A samo państwo powołuje spółki produkcyjne, takie jak np. ARP Games, która ma koncentrować się na „działalności produkcyjnej w zakresie gier, tworzeniu oprogramowania i popularyzacji sektora przez wydawanie prasy specjalistycznej”.
Wygląda to wszystko na gromadzenie ekonomicznego arsenału, z tym że, jak nieraz pokazywała historia, o wątpliwej zdolności bojowej.
Ale załóżmy nawet, że grubo się mylimy i plan Morawieckiego jest wykonalny. Czy dotychczasowe działania rządu Beaty Szydło skłaniają nas do wiary, że naprawdę mu na tym planie zależy i z tych narzędzi skorzysta? Niestety, nie.
Rząd stawia na politykę socjalną, która jest świetnym mechanizmem zdobywania głosów, niż na rozwój gospodarczy. Jarosław Kaczyński, prezes PiS, stwierdził w jednym z wywiadów, że wzrost gospodarczy nie jest dla niego czymś priorytetowym. O wiele większą wagę niż do PKB przywiązuje on do sprawiedliwości i solidarności społecznej. Uruchomiono więc programy takie jak 500+, Mieszkanie+, a ostatnio ogłoszono kolejny – Żłobek+. Symbol „+” ma tu wymiar propagandowy, ma od tych programów wzrosnąć dzietność, a zmaleć bieda. Ale jak na ironię mógłby oznaczać równie dobrze wzrost obciążeń budżetowych i zadłużenia państwa. Większe zadłużenie to mniejsze oszczędności. Mniejsze oszczędności to mniejsze inwestycje. A mniejsze inwestycje to „żegnaj planie Morawieckiego!”.
Kolejna rzecz, która wysyła defetystyczny komunikat, to regularne zwiększanie fiskalizmu i skomplikowania systemu podatkowego pod pozorem walki z oszustami. Jeśli chcemy hodować narodowe czempiony, to nie możemy strzelać do oszustów tak, by rykoszetem obrywały uczciwe firmy. Co zaskakuje, za kwestie podatkowe odpowiedzialny jest sam minister Morawiecki. Czy koncentrując się na kwestiach makro, przestał rozumieć kwestie mikro? Czy lata spędzone w bankowości niczego go nie nauczyły? Oby było to tylko chwilowe zaćmienie.
Jeśli jednak minister Morawiecki będzie upierał się przy swoim planie i uzyska polityczne zielone światło, mam do niego gorącą prośbę. Zanim zacznie odgórnie stymulować rozwój naszej gospodarki, niech sprawdzi, czego zdolna jest dokonać o własnych siłach. Żeby to zrobić, musiałby zrealizować pewien stary ideał, którego nikt dotąd w Polsce nigdy nie wdrożył, choć wielu obiecywało: radykalnie zlikwidować biurokratyczne bariery, obniżyć, a przynajmniej uprościć podatki oraz szczerze polubić się z (uczciwą) prywatyzacją. Dopiero wówczas gospodarcze silniki Polski mogłyby pracować na pełnych obrotach. Gdyby te kroki okazały się nieskuteczne i nie przybyło nam innowacyjnych firm, marek eksportowych, a PKB nie zacząłby szybciej rosnąć, droga wolna, ministrze, eksperymentujmy z planami wszelkiej maści!
>>> Czytaj też: Kaczyński: Najpierw państwo, potem własność i rynek. Niektóre zagraniczne firmy nie przestrzegają reguł
abc(2017-02-05 14:02) Zgłoś naruszenie 8111
Najpierw autor artykułu pisze że wzmiankowani panowie (Clooney i dwaj ekonomiści) to idole Morawieckiego (nie dlatego że Morawiecki tak twierdzi, tylko dlatego że zrobił sobie z nimi sweet-focie), następnie autor tłumaczy że idol to po grecku "zjawa", aż wreszcie rozwija teorię tłumaczącą dlaczego to źle, że Morawiecki ma takich idoli. Może do kogoś trafia taka żonglerka faktami. Wyszukiwanie związków przyczynowo skutkowych typu : Kowalski jest nazistą bo ma w domu wspomnienia Alberta Speera i czarne wypastowane buty. Ja takiego rozumowania nie nazwę nawet manipulacją. To jest raczej przypadek kliniczny.
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzPolska na bocznicę ?(2017-02-05 15:30) Zgłoś naruszenie 132
Odnosząc się do meritum niestety autor ma rację i nie pomoże czepianie się do szczegółów, bo tak zawsze można. I teoria chińska i teoria akcjonariatu pracowniczego mogą być zastosowane, ale w wąskim zakresie. Bierzmy wzory z gospodarki niemieckiej bo odnosi sukcesy, a mamy ich pod bokiem. Zamiast akcjonariatu dużo prostsze jest odpowiednie wynagradzanie, aby siła nabywcza wzrosła, a nie mamy problemu z decyzyjnością i wydajnością.
włosienica(2017-02-05 10:39) Zgłoś naruszenie 7068
Znakomity artykuł!! Nie wspomniano tylko o Wenezueli. Tam realizowano, jak w swoistym laboratorium, program gospodarczy ala PIS. Czym to się skończyło? Totalną katastrofą! Żadnej trzeciej drogi, Hilllary Minców czy Hugo Chavezów!
Pokaż odpowiedzi (1)OdpowiedzFilon(2017-02-05 12:34) Zgłoś naruszenie 63
tylko w Wenezueli gospodarka oparta była głównie na produkcji i przetwarzaniu ropy naftowej. Tam nigdy nie było żadnego innego poważniejszego przemysłu. Przyszedł kryzys na rynku ropy i gazu i uzależniona od ropy Wenezuela pada w długach.
hahaa(2017-02-05 10:25) Zgłoś naruszenie 5917
Indie zostawił wszystko rynkowi... Dalej przestałem czytać. Hongkong zostawił wszystko rynkowi i ma PKB na osobę na poziomie ~60 000$, a 40 lat temu też był bardzo, bardzo biedny. Indie to kraj silnie etatystyczny, bardzo daleko od liberalnej gospodarki.
Pokaż odpowiedzi (2)Odpowiedzmart34(2017-02-05 21:19) Zgłoś naruszenie 10
Szkoda, że przestales dalej czytać, bo autor tekstu ma podobną opinie do twojej
hehe(2017-02-05 16:12) Zgłoś naruszenie 141
HongKong super przykład hehe HongKong dorobił się na biedzie Chin i robieniu wałków przez czerwonych książąt z Chin kontynentalnych. Ale dobre czasy się kończą, Shenzhen zaczyna zjadać Hongkong na śniadanie.
Andrzej(2017-02-05 12:40) Zgłoś naruszenie 4535
Ciekawy, solidny artykuł. Trzeba by tu jeszcze dodać, że można się tak taplać w teoriach, przypuszczeniach paralelach, ale i tak moim zdaniem najistotniejsze jest to, że PiS, tak samo jak poprzednicy, robi jeden gigantyczny błąd: nie buduje (dalej) klasy średniej. Silna klasa średnia to antidotum i odpowiedź na wszystkie koncepcje solidarystyczne, utylitarne, quasi socjalistyczne, mieszane, takie czy owakie. Bez silnej klasy średniej nie ma silnego państwa. A silne i zdrowe państwo to państwo ordoliberalne. A Chińczycy? Najbardziej brudny i bezwzględny kapitał (tak ogólnie), jaki jest na świecie. Pomieszanie z poplątaniem - wzorowanie się na Chińczykach to błąd.
Pokaż odpowiedzi (2)OdpowiedzAndrzej(2017-02-05 17:09) Zgłoś naruszenie 12
@jan88 Książki nie czytałem, chętnie zajrzę. Dla mnie ordoliberalizm to połączenie praktycznej gospodarki rynkowej z konserwatyzmem ideowym. Typki zawsze wykrzywiają idee i zawsze są. Z nimi nie mam nic wspólnego.
jan88(2017-02-05 15:07) Zgłoś naruszenie 32
a czym jest ten ordoliberalizm -- ty czytałeś książkę niemca Ludwika Erharda "Wohlstand für Alle" typek cieszył się z wojen koreańskich bo to napędzało niemiecką gospodarkę -- cudem to określał, przeprowadził grabisz oszczędności ludności niemieckiej poprzez zamianę w nocy starych raichmarek na marki (prekursor polskiej wymiany z lat 50 ). Naprawdę typki liberalne w dalszym ciągu wyłażą z nor.
eddde(2017-02-05 12:04) Zgłoś naruszenie 4425
To nie przypadek, że większość towarów w polskich sklepach pochodzi z Chin a nie z Indii które mają podobny potencjał. Chiński rząd kupował zachodnie licencje dla prywatnych chińskich firm, chińska firma nie płaciła żadnych podatków od zysków uzyskanych z eksportu, Chińczycy próbowali ograniczyć eksport surowców (metali ziem rzadkich) żeby zniszczyć produkcję elektroniki w innych krajach. Przetargi w Chinach zawsze wygrywa Chińska firma (z wyjątkiem sytuacji kiedy różnica cen pomiędzy ofertą chińską a zachodnią jest rażąco wysoka).
Pokaż odpowiedzi (1)Odpowiedzjan88(2017-02-05 12:29) Zgłoś naruszenie 104
źródła jeśli można prosić --- dużo twierdzeń
jan88(2017-02-05 09:35) Zgłoś naruszenie 1825
Dlatego też ważne jest aby przemysł samochodowy w postaci producenta tanich a dobrych samochodów zawitał do Polski. Tym rozwiązaniem moglibyśmy stać się konkurencją dla Skody, Kia czy Ducia na rynkach wschodnich , głównie Ukrainy i Białorusi. Rokrocznie Polska traci 8 mld USD na imporcie aut --- te pieniądze , albo ich część mogłyby zostać w Polsce i przyczyniać się do poprawy życia Polaków. Rząd poprzez firmy przez siebie kontrolowane powinien sprowadzić do Polski BYD albo innego chińskiego producenta aut na zasadach joint-venture np. 50/50 akcji albo 30/70 akcji dla Polskiego inwestora. Koszt uruchomienia produkcji aut osobowych i ciężarówek to circa 1 mld USD (silniki , szyby, fotele , elektronika samochodowa, etc. już są w Polsce produkowane). Oraz rola sektora finansowego w kreowaniu wzrostu gospodarczego, kreowaniu silnej waluty. Polska jako największy kraj w tej części Europy ma największy sektor finansowy --- ale kompletnie nic nie robi aby wykorzystać ten atut do ekspansji na rynki zagraniczne , np. na Ukrainie praktycznie w ogólne nie jesteśmy obecni zaś taki OTP Bank jest 14 największym bankiem w tym kraju. Brak jest firm leasingowych, firm specjalizujących się z kredytach ratalnych (takich jak kiedyś Lukas był) etc. Mary szereg atutów --- ale mamy dużo mniejszości we władzach przez co wysiłek Polski i Polaków jest marnowany, fokusowany na bzdurach. I dla przykładu ---- mówi się o długu publicznym i jego relacji do PKB. Właśnie pomija się w podawaniu tego wskaźnika kilka kwestii: 1) kursu walutowego USD czy EURO do PLN ; 2)Dynamiki wzrostu PKB w relacji do wzrostu długu publicznego ; a podkreśla się , że jest on powyżej 50% PKB (dług można spłacić zabijając gospodarkę (vide Rumania); można ograniczyć potrzeby pożyczkowe (szkodząc gospodarce); czy w końcu można wykreować poziom wzrostu gospodarczego wyższy od poziomu wzrostu długu (de facto relacja poziom długu pub, do PKB za dany rok była by nie korzystna dla tego pierwszego). Stosunkowo słaba waluta - napędzająca wzrost eksportu i studząca apetyty konsumpcyjne ludności. A także wzrastający poziom rezerw finansowych państwa. Dla tego wszystkiego bardzo ważną kwestią jest to , że posiadamy własną walutę dającą nam możliwość wpływania na wzrost gospodarczy poprzez jej relacje z innymi walutami. Rządy PO-PSL, Petru, wypowiedzi Marka Belki etc. sprowadzały się do jej utraty i przyjęcia euro. Nigdy !!!!!!!!
Pokaż odpowiedzi (8)OdpowiedzJan88(2017-02-06 11:40) Zgłoś naruszenie 00
Chodzi o CNG - moja pomylka
Korpo(2017-02-06 09:32) Zgłoś naruszenie 00
chyba o LNG chodzi ;)
jan88(2017-02-05 22:01) Zgłoś naruszenie 20
do Babci >>>> Czy ja wiem jeśli popatrzeć na kraje Europy zachodniej to każdy ma rodzinną markę samochodów jeszcze funkcjonującą --- Seat; Renault czy Citroen, Fiat, Volvo , etc. Ja nie myślę o podboju Europy Zachodniej przez Polskę w dziedzinie motoryzacji tylko raczej o rynkach Europy Wschodniej i naszym. W RP rokrocznie sprzedaje się ponad 440 tys. aut. Skoda z tego bierze ponad 10 % tak samo jak Dacia ( a ona zwiększa produkcję z roku na rok o 30%). Czemu mamy odpuścić taki segment rynku -- aut ekonomicznych?! Chodzi o budowanie Polski konkurencyjnej --- a to samo w sobie oznacza produkowanie podobnych produktów jak nasi sąsiedzi wykorzystując nasze przewagi tj. położenie, tanią siłę roboczą, duży rynek wewnętrzny. Ja nie mówię o produkcji idącej w mln tylko od 0,7 do 1 mln egzemplarzy. A to jest jak najbardziej możliwe. Mówisz o koncentracji rynku i braku miejsca na nim. Popatrz na Słowację gdzie KIA i Jaguar właśnie kończą budowy fabryk. Wspomniałem o joint venture bo nam brakuje Know How.
babcia Kiepska(2017-02-05 21:29) Zgłoś naruszenie 20
Na rynku moto jest ogromna konkurencja i generalnie nadpodaż. Jest tam masa firm z ogromnym doświadczeniem, pozycją rynkową oraz dużym kapitałem. Wchodzenie w ten rynek, w dodatku jako państwo to mrzonki. Konkurencja dla Skody, Kia czy Ducia? haha bardzo mokre sny gimbusów czy innych kuców. Gdyby to było takie opłacalne to kraje bogatsze od nas by się w to wpakowały. Na rynku moto coraz większa konsolidacja, jednocześnie wiele marek po prostu zniknęło w odmętach historii. Czy Polska traci na imporcie to można dyskutować, bo sama też sporo eksportuje w tej dziedzinie, oczywiście pod innymi brandami. Równie dobrze można powiedzieć, że tracimy na imporcie smartfonów czy elektroniki. Może tutaj też jakiś państwowy moloch do ich produkcji prowadzony przez kompetentnych-inaczej Misiewiczów? :-D FSO być może miało szansę pójść z VW i stać się Skodą, ale związkowcy wolelli Koreańczyków z Daewoo. Jak się to skończyło wszyscy wiemy.
mart34(2017-02-05 21:21) Zgłoś naruszenie 20
Produkcja samochodów może okazać się tym samym co produkcja kineskopow
jan88(2017-02-05 14:58) Zgłoś naruszenie 01
Do Woj>>> A LPG nie otrzymuje się także z SNG?? Pokłady węgla mamy duże przecież
woj(2017-02-05 14:15) Zgłoś naruszenie 41
lpg jest z ropy naftowej
jan88(2017-02-05 10:52) Zgłoś naruszenie 39
I tak nowo produkowane samochody powinny być napędzane LPG --- ograniczyłoby się import ropy naftowej , a gazu mamy spore zasoby.
Zmorawiecka(2017-02-05 16:22) Zgłoś naruszenie 155
Na miejscu Mateusza Morawieckiego zrezygnowałbym ze stanowiska wicepremiera. Otóż Najwięcej ma do powiedzenia Pani Rafalska od wydawania kasy typu 500+ a Morawiecki jest odpowiedzialny za zadłużanie Polski i dostarczaniu jej kasy. Ona się zachowuje jak panna z kartą kredytową, która zapomniała o limicie i zadłużeniu. To zakupocholiczka. Strasznie zadłużyli kraj przy braku inwestycji typu kolejne autostrady lub elektrownie atomowe. Jeszcze nie zaczęli jego programu a już jeszcze bardziej zadłużyli kraj. Morawiecki zanim jeszcze bardziej zadłuży ten kraj niech wraca na stanowisko bankiera lub bankstera bo tam przy najmniej zarobi 300 tyś złotych miesięcznie. Ciekawe czy jak był bankierem to też rozdawał tak wszystkim pożyczki jak Rafalska 500+. Za kilka lat nasz kraj to druga Grecja. Wszyscy co rzekomo wyjdą z ubóstwa wrócą tam jeszcze szybciej a reszta będzie spłacać te długi po 500+.
Odpowiedzfilip(2017-02-05 14:18) Zgłoś naruszenie 133
świetny tekst, nie ma znaczenia czy zgadzam się z Autorem czy nie, ale właśnie dla takich tekstów tu wchodzę, szkoda że coraz mniej takich perełek
Odpowiedzczujny zenek(2017-02-05 10:27) Zgłoś naruszenie 1212
I tak dobrze, że zrezygnowano z dawnych idoli - Marksa i jego wyznawców terrorem wprowadzających dyktaturę samozwańczych wodzów proletariatu. Ale czy na pewno zrezygnowano z ich metod sprawowania władzy?
Pokaż odpowiedzi (2)OdpowiedzTomix(2017-02-07 03:41) Zgłoś naruszenie 00
PiS wzoruje się na marksizmie klasycznym.
Korpo(2017-02-06 09:33) Zgłoś naruszenie 00
Marx i dyktatura, haha
MattB(2017-02-05 19:21) Zgłoś naruszenie 84
Gratulacje dla autora, dawno tak świetnego artykułu nie czytałem.
OdpowiedzSsss(2017-02-05 17:20) Zgłoś naruszenie 81
Mimo wszystko wolę majtki z Indii a nie z Chin. Te z Chin za szybko pękają w kroku. Te z Indii trzymają się dobrze. Są jak bielizna z NRD, którą mam do dzisiaj i nic nie wskazuje na to, że podczas zdejmowania się rozleci. Prana regularnie, wytrzymała z metką czytelną do dziś "Reine bauwolle".
Pokaż odpowiedzi (1)Odpowiedzdrago(2017-02-05 22:22) Zgłoś naruszenie 20
majtek z Chin już nie ma są z Bangladeszu. Chiny już dawno przesuneły się w drabince i teraz idą w kierunku high tech i innowacji. Średnia pensja to już 75% polskiej.
JW(2017-02-05 11:26) Zgłoś naruszenie 84
Wczoraj Morawiecki wspomniał o kilku polskich inspiracjach z Polski (m.in. o Staszicu). To też "idole"? Każdy o kim wspomni to "idol"? o ja odnoszę wrażenie, ze Morawiecki ma poczucie wyjątkowości tego, co rząd PiS realizuje. Poza tym - krytyka "idoli" jest bardzo powierzchowna - bez pogłębionej wiedzy na ten temat. Na przykład dynamiczny rozwój ESOP uległ zahamowaniu głównie z powodu rozpoczęcia globalizacji i eksplozji "rynków finansowych". Kapitał stał sie łatwiejszy do zdobycia niż ten wypracowany na rynku (w tym przz akcje pracownicze). Tak dla równowagi na temat interwencjonizmu i liberalnej demokracji warto przeczytać: http://www.argumenty.net/opusbonum/2306-democracy
OdpowiedzKarol(2017-02-05 17:12) Zgłoś naruszenie 62
Pomija sie istotny szczegol, ze model chinski to wolna amerykanka rynkowa bez socjalow zniechecajacych do pracy, dzieki czemu powstaje nadwyzka stwarzajaca pole manewru nawet na chybione inwestycje panstwowe. Chiny rozwijaly sie wiec nie dzieki programom inwestycyjnym panstwa ale mimo nich. Motorem ich rozwoju byl i jest kapital obcy w postaci inwestycji bezposrednich i powstaly u jego boku prywatny kapital rodzimy, ktoremu nie rzuca sie klod pod nogi.
Odpowiedzew(2017-02-05 20:51) Zgłoś naruszenie 50
Nie tylko w Chinach i Irlandii zadziałało. Po wojnie koreańskiej Korea Południowa - była biednym krajem rolniczym i miała tylko 50% PKB uprzemysłowionej Korei Północnej. Dyktator Park robił dokładnie w opisany sposób. Polecam książki na ten temat.
Pokaż odpowiedzi (3)Odpowiedzew(2017-02-05 22:08) Zgłoś naruszenie 00
@mart34 jaka eksploatacja - chyba informatyków ale to raczej nie jest "tania siła robocza" pomyliło Ci się z Koreo Płn. :)
mart34(2017-02-05 21:24) Zgłoś naruszenie 11
Nie wydaję mi się. Korea Południowa to przede wszystkim olbrzymia eksploatacja taniej siły roboczej. W Polsce i Irlandii nie byloby to mozliwe
babcia Kiepska(2017-02-05 21:16) Zgłoś naruszenie 00
To było może i możliwe na początku lat 90tych, ale nie dzisiaj, gdy jesteśmy w mumii i jest swobodny przepływ towarów, ludzi i usług. Korea Płd długo budowała swoje czebole w dużej izolacji od świata, przez protekcjonizm oraz ochronę własnego rynku cłami i nie tylko. Nie do powtórzenia w naszych obecnych warunkach.
babcia Kiepska(2017-02-05 21:13) Zgłoś naruszenie 54
Na razie to Super Minister Niedorozwoju Gospodarczego: - zadłużył nas na prawie 90mld (wzrost długu publicznego styczeń-listopad 2016) - doprowadził do gigantycznej dziury budżetowej (prawie 50mld, a w 2017 będzie dużo gorzej) - doprowadził do spadku dynamiki wzrostu PKB (na początku 2016 bełkotał o prawie 4%, a skończyło się poniżej 3%) - okradł klasę średnią z kwoty wolnej (zabawne gdy bankster z gigantyczną pensją w BZWBK wyzywa od "bogaczy" tych, którzy zarabiają 20tys euro/rocznie, czyli poziom drugiego progu PIT) - tak uszczelnił system, że wpływy z VAT spadły (choć przez cały rok bełkotał, że wpływy rosną, jak się okazało to naprawdę wyłacznie z powodu wstrzymywania zwrotów uczciwym firmom) - wprowadził zamordyzm większy niż grabarze polskiej przedsiębiorczości jak np. gen. Kapica - nabełkotał się o konstytucji dla biznesu, która jest niczym więcej niż medialną wydmuszką, chyba zrobioną wyłacznie pod Naczelnika - coraz większa inwigilacja, zamordyzm i władza bezkarnych urzędników, których w dodatku się zbroi po zęby by walczyć (to dobre słowo!) z przedsiębiorcami - w konsekwencji przedsiębiorcy z racji dużej niepewności i księżycowych pomysłów "ekonomów" z PISia ograniczają aktywność oraz inwestycje Generalnie trudno powiedzieć czy ten człowiek naprawdę jest tak niekompetentny czy jest po prostu V kolumną w PISiu, która doprowadzi do załamania gospodarczego oraz utraty przez PISiaków władzy i to z wielkim hukiem, na wieki wieków
OdpowiedzLeszek Balcerowicz(2017-02-05 19:51) Zgłoś naruszenie 40
Ja jestem ważnym ekonomistą w świecie.
OdpowiedzDr.Tux(2017-02-06 14:32) Zgłoś naruszenie 20
" Czy wiecie, że w języku greckim idol to „eídolon”, co oznacza przywidzenie albo zjawę?" A czy szanowny pan redaktorek wie ,że dzięki takiej polityce Chiny miały dwucyfrowe tempo wzrostu PKB przez 35 lat? Czy to też przywidzenie ? Jakie " niesprawdzone w praktyce teorie" ? Sprawdzone w praktyce ! Przez kilkadziesiąt lat ! Chiny panie redaktorku są cała odrębną cywilizacją, są ogromne terytorialnie, ludnościowo, bardzo zróżnicowane - Polska jako malutki, homogeniczny ( w p[orównaniu z Chinami) kraj jest dużo prostrza do zarządzania ! Dodam że ta metoda ( wzmacnianie JUŻ ISTNIEJĄCYCH tendencji rozwojowych, lub wyprzedzanie naturalnego rozwoju o "pół kroku" Jest od dziesięcioleci stosowana w psychologii rozwojowej ( człowiek to też złożony system wielopoziomowych sprzężeń zwrotnych, i również działają w nim prawa opisane w teorii dynamiki systemów! A redaktorek niech nie ośmiesza się brakiem logicznego myślenia! Jak pan redaktorku pisze już artykuły "pod tezę"! to niech przynajmniej treść nie będzie sprzeczna z tezą!
OdpowiedzGS(2017-02-06 12:02) Zgłoś naruszenie 21
Najlepsza jest polityka dawania się wyrugować z własnego przemysłu przez firmy wspierane przez kraje sąsiednie. Wedle tej polityki nic się nie opłaca robić, wszystko co nasze jest do kitu, warto sprzedać firmę za złotówkę by nowy właściciel borykał się ze zwalnianiem całej załogi. Polacy niech w tym czasie wykładają ... na półki w zagranicznych supermarketach. 1500 zł wystarczy każdemu do życia. Reszta to nieroby, niech jada do Niemiec ci Anglii nauczyć się pracować na zmywaku. Genialna teoria ekonomiczna. Bez protekcjonizmu.
Odpowiedzec(2017-02-05 17:21) Zgłoś naruszenie 15
idole-zwyrole : ..ydowscy banksterzy,złodzieje, hochsztaplerzy - przecież ta marionetka wykonuje tylko ich polecenia
Pokaż odpowiedzi (2)OdpowiedzPb(2017-02-05 19:05) Zgłoś naruszenie 30
Państwa w większości stosują NES od dawna i Polska też powinna. Akcjonariat pracowniczy to dobry pomysł i rolą wiekszosciowych udziałowców jest zachęcać pracowników do nabywania akcji bądź wypłaty premi w akcjach.
Pb(2017-02-05 18:58) Zgłoś naruszenie 01
Mowa o autorze artykułu?