W XVII debacie "Strategie rynkowe TFI 2018" udział wzięli przedstawiciele Union Investment TFI, TFI PZU, PKO TFI, Pekao TFI oraz Skarbiec TFI. Partnerem merytorycznym cyklu są Analizy Online.

W ocenie Zbigniewa Jakubowskiego, wiceprezesa zarządu Union Investment TFI, zmiana na stanowisku szefa Rezerwy Federalnej przebiegła sprawnie.

„Działania Fedu są spójne komunikacyjnie z tym co mówili wcześniej. Kontynuacja jest płynna i łagodna. W tym roku spodziewamy się trzech podwyżek, a czwarta byłaby zaskoczeniem dla rynku” – powiedział.

„Co do strefy euro, to wydaje się, że EBC prowadzi politykę z dużym wyprzedzeniem i po zakończeniu programu skupu aktywów we wrześniu nastąpi przerwa i do pierwszej podwyżki dojdzie na przestrzeni 2019 r. Generalnie, jeśli chodzi o banki centralne, to nie powinno być zaskoczeń” – dodał.

Reklama

Podkreślił, że prognozy dla strefy euro się pogarszają.

„Spodziewamy się wzrostu gospodarczego gospodarki światowej. Europa doświadcza lekkiego spowolnienia dynamik. Nasz wskaźnik wyprzedzający dla Europy ma wyraźny regres, podczas gdy dla Chin i USA rosną” – powiedział Jakubowski.

Sławomir Sklinda, zastępca dyrektora departamentu zarządzania aktywami PKO TFI, zwrócił uwagę na zmianę podejścia nowego szefa Fedu.

„W kontekście Fedu, zmiana w komunikacji polega na tym, że porzucony został forward guidance, bo Jerome Powell nie odnosi się do założeń makro i wręcz opryskliwie skomentował potencjalny efekt wojen handlowych, a ciężko jest oceniać makro bez tego kontekstu. Trochę mniejsze znaczenie przykłada też do wykresu kropkowego Fedu. Janet Yellen miała znacznie większe zaangażowanie, żeby tłumaczyć funkcję reakcji rynkowi” – powiedział.

„Dobrze jednak, że Fed kontruje ten stymulus fiksalny, który jest odpalany w dosyć dziwnym momencie, bo zwykle dzieje się to przecież w recesji. Fed nie pozwala, żeby amerykańska gospodarka rozpaliła się całkowicie do czerwoności” – dodał.

Nowy szef Fedu zrobił dobre wrażenie na Pawle Gołębiewskim, zarządzającym TFI PZU.

„Byłem pozytywnie zaskoczony wystąpieniem Powella, mimo iż rzeczywiście po części porzucił forward guidance, zostawił rynki same sobie i poszedł w stronę czystego pragmatyzmu” – powiedział Gołębiewski.

„Nie obawiam się jednak niczego złego ze strony Fedu - będzie podwyższał tyle, ile gospodarka pokaże, a ewentualna czwarta podwyżka nie powinna być szokiem dla rynków i akcji” – dodał.

Piotr Szulec, dyrektor ds. komunikacji inwestycyjnej Pekao TFI, jest zdania, że Fed będzie zacieśniał politykę pieniężną szybciej niż obecnie przewiduje to rynek.

„Sposób w jakim Powell przedstawił swoje poglądy utwierdza mnie w tym, że będzie on konsekwentnie podnosił stopy i zrobi to cztery razy w tym roku i trzy w 2019 r., korzystając z luzowania fiskalnego. Możliwe więc, że przy pierwszej podwyżce w cyklu EBC, Fed będzie ich miał już kilkanaście” – powiedział Szulec.

„Zakładam, że spowolnienie w Europie będzie miało dłuższy horyzont i rynek zacznie w końcu bardziej zwracać uwagę na podwyżki Fedu. Na koniec tego roku będzie to pewnie widoczne w kursie EUR/USD, który na koniec roku powinien być niżej niż dzisiaj. Nie dramatycznie, ale niżej” – dodał.

Przeciwnego zdania jest Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbiec TFI, który uważa, że pierwsza podwyżka w strefie euro może nastąpić wcześniej niż oczekują tego obecnie inwestorzy.

„Zeszły rok zmienił moje postrzeganie strefy euro. Oczekiwania stały się wysokie i obecne odczyty powodują rozczarowanie. Trzeba jednak pamiętać, że jeśli PMI w przetwórstwie przemysłowym wynosi 60 pkt., to znaczy, że już wyżej być nie może” – powiedział.

„Wydaje mi się, że strefa euro dowiezie 2,4-2,5 proc. wzrostu PKB w 2018 r. i dlatego EBC będzie śmielszy w zacieśnianiu i będzie to widoczne w kursie EUR/USD. Wydaje mi się, że gospodarka amerykańska jest bliżej końca cyklu niż europejska i potencjał do podnoszenia stóp w Europie jest wyższy niż w USA” – dodał Zatryb.

WOJNY HANDLOWE NIE ZASZKODZĄ GOSPODARCE, ALE RYNEK MOŻE NA NIE ŹLE REAGOWAĆ

Zbigniew Jakubowski uważa, że amerykańskie cła nie będą miały dużego przełożenia na gospodarkę i są tylko pretekstem do korekty na rynkach.

„Cła wprowadzone przez Trumpa nie będą miały realnego przełożenia na gospodarkę, ale oczywiście rynek boi się ich zaostrzenia i działań odwetowych ze strony chińskiej” – powiedział.

„Niska zmienność, którą widzieliśmy przez ostatnie lata była aberracją i uprzedzaliśmy, że w końcu się podwyższy. Wojna handlowa to tylko pretekst dla rynków, żeby kontynuować już rozpoczęte spadki” – dodał.

W ocenie Sławomira Sklindy, ostatnie spadki nie wynikały z samych ceł, a z problemów w otoczeniu amerykańskiego prezydenta.

„Ostatnia faza spadków dotyczyła zmian w otoczeniu Donalda Trumpa, bo 1/3 całego wyższych urzędników odeszła albo została zdymisjonowana. Mówi się, że cła są tylko przykrywką dla postępowania specjalnego prokuratora Roberta Muellera (dot. wpływów rosyjskich na wybory prezydenckie w USA w 2016 r. - PAP)” – powiedział.

„Większość piątkowych komentarzy mówiła o tym, że jeśli to postępowanie wykaże winę Donalda Trumpa, to nawet Republikanie będą głosować za impeachmentem – to na pewno byłoby negatywne dla rynku” – dodał.

Zdaniem Pawła Gołębiewskiego, Trump nie zdecyduje się na eskalację ceł, żeby nie zaszkodzić giełdzie.

„Jeśli chodzi o wojny handlowe, to wydaje mi się, że to co teraz obserwujemy, to technika negocjacyjna Trumpa. On zdaje sobie sprawę, że jest w jadącym tirze i samochody będą mu zjeżdżać z drogi, ale patrzy też na giełdę i nie chce jej zaszkodzić, więc nie sądzę, żeby podjął jakieś radykalne kroki” – powiedział.

Przeciwnego zdania jest Piotr Szulec.

„Wojny handlowe będą wpływać na rynki. Myślę, że Trump będzie dalej parł na przód i wydaje mi się, że rynki nie do końca dobrze wyceniają konsekwencje wprowadzenia ceł i ewentualne odpowiedzi ze strony innych krajów” – powiedział.

„Im częściej wiadomości nt. ceł będą się pojawiały, tym większa będzie zmienność na rynku” – dodał.

Grzegorz Zatryb uważa, że cła nie będą miały istotnego wpływu na gospodarkę, ale na rynki finansowe już tak.

„Jeśli chodzi o wojny handlowe, to jestem optymistą. Rozmawiamy o tym jakby był 1983 r., a nastąpiła globalizacja. Firmy mają fabryki rozłożone po całym świecie i nakładanie ceł może mieć cel odwrotny od zamierzonego” – powiedział.

„Myślę, że gospodarce cła nie zaszkodzą, ale rynek oczywiście będzie negatywnie odbierał wszystkie wiadomości dotyczące ceł. Natomiast, trzeba pamiętać, że inwestorzy się znieczulają i po jakimś czasie reakcja zaczyna zanikać” – dodał.

W ocenie Sławomira Sklindy, cła w innych sektorach mogą się spotkać z bardziej negatywnym odbiorem.

„Efekt wprowadzenia ceł na przemysł samochodowy miałby efekt 6,5-raza większy niż efekt na rynek stali i UE na pewno będzie wtedy mocniej działała” – powiedział.

>>> Czytaj też: Mniej polskiego piwa za granicą