Operacja w Syrii niesie dla Europy Środkowo-Wschodniej bardzo konkretne zagrożenia; niewykluczone, że pewien ciężar działań odwetowych Rosji będzie musiała wziąć na siebie Polska - ocenił w sobotę w rozmowie z PAP dr Michał Kuź z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.

"Ta operacja niesie dla Europy Środkowo-Wschodniej bardzo konkretne zagrożenia dlatego, że Rosja na pewno odpowie, ale niewykluczone, że wcale nie odpowie w Syrii" - zaznaczył dr Michał Kuź zapytany o sobotni atak koalicji amerykańsko-brytyjsko-francuskiej na cele w Syrii.

Ekspert zaznaczył, że operacja w Syrii to "ewidentny policzek dla Rosji", ze strony której kraje Europy Środkowo-Wschodniej, w tym Polska, mogą spodziewać się "pewnej odpowiedzi". "Ponieważ sytuacja w Syrii jest skomplikowana i odpowiedź tam mogłaby naprawdę doprowadzić do bardzo niebezpiecznych skutków, bardzo możliwe, że Rosja z pewnym opóźnieniem - być może nawet dużym - odpowie na to" - powiedział Kuź.

W jego ocenie takiej odpowiedzi można się spodziewać np. w rejonie wschodniej Ukrainy, a "jeśli Rosja była przygotowana na naprawdę poważne działania", niewykluczone były nawet prowokacje w rejonie państw bałtyckich.

"Polska jest najsilniejszym ogniwem NATO w Europie Środkowo-Wschodniej i posiada granicę lądową z Rosją, a to oznacza, że wszelkie napięcia na Ukrainie lub w przypadku krajów bałtyckich oznaczają pewne zagrożenie dla Polski oraz oznaczają, że być może Polska będzie musiała pewien ciężar działań odwetowych oraz odstraszania Rosji w regionie wziąć na siebie" - powiedział.

Reklama

Kuź zaznaczył również, że sobotni atak pokazał przede wszystkie, że Stany Zjednoczone nadal są głównym światowym mocarstwem, oraz że w chwili, kiedy tego potrzebują nadal potrafią znaleźć sojuszników. "Przywódcza rola Stanów Zjednoczonych została zaakcentowana" - podkreślił.

Połączone siły lotnictwa amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego przeprowadziły w sobotę nad ranem serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma we Wschodniej Gucie, na wschód od Damaszku. O ten atak chemiczny kraje zachodnie oskarżają armię prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Koalicja zbombardowała obiekty w Damaszku i na zachód od miasta Hims.

Prezydent USA Donald Trump, informując o ostrzałach, powiedział m.in., że naloty odwetowe są konsekwencją niedotrzymania przez Rosję danego słowa w sprawie likwidacji broni chemicznej w Syrii. "Nie byłoby ich, gdyby Rosja nie poniosła porażki w swych planach powstrzymania Asada przed sięgnięciem po broń chemiczną" - zaznaczył Trump.

>>> Czytaj też: Amerykańska koalicja przeprowadziła atak na Syrię. "Sojusznicy są przygotowani na długotrwałą operację"