Trudno jednoznacznie ocenić minioną sesję. Duży obrót i wyjście z 5 proc. spadku każą uważać, że jest to wyznaczenie twardego dna. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że początkowy spadek indeksów był tak emocjonalny i zupełnie nie uzasadniony, że jest to jedynie krótkoterminowe wybicie po histerycznych spadkach. Mimo to takie wybicia przeciągają się na kilka kolejnych dni, a zatem koniec tygodnia powinien być wzrostowy.

Gigantyczny obrót utrzymywał się na giełdzie do końca i ostatecznie osiągnął 2 miliardy złotych. To bez wątpienia rekordowa sesja. A popyt tak się rozpędził, że z 5 procentowych spadków WIG20 wszedł na 2 procentowe plusy. Przy takiej zmienności zupełnie nie liczyły się dane ze Stanów Zjednoczonych, które po raz kolejny pokazały, że dramat w sektorze nieruchomości trwa. Najlepiej obrazuje to informacja o spadku ilość rozpoczętych budów domów o 17 proc. i spadek produkcji przemysłowej. Oba wskaźniki spadły znacznie mocniej niż oczekiwano.

Środową sesję rozpoczęliśmy od pogłębiana wczorajszych spadków. WIG20 bez najmniejszej przeszkody zszedł poniżej 1300 pkt. i przy przecenianym sektorze bankowym nie widać było dna panicznej wyprzedaży. Kulminacyjny moment wypadł, gdy największe banki mimo wczorajszych spadków również taniały o 12 proc. WIG20 znajdował się już na zaledwie 1253 punktach i dopiero na tym poziomie byki załapały pierwszy oddech. W zeszłym tygodniu taki poziom wydawał się abstrakcyjny, ale jak pokazała wczorajszo-dzisiejsza rzeczywistość na GPW wszystko jest możliwe.

Po gigantycznych spadkach do akcji wkroczył popyt. Obrót zaczął dynamicznie rosnąć, co pokazywało, że chętnych na przecenione akcje nie brakuje. Oczywiście wciąż w gronie najpilniej obserwowanych były banki, które zaczęły odrabiać straty. Jeszcze przed krytycznym odbiciem na giełdzie widzieliśmy wzmocnienie się złotego na rynku walutowym, co wzbudziło plotki o możliwej rządowej interwencji. Jak się okazało popołudniu Ministerstwo Finansów przyznało, że wymieniło część środków europejskich na rynku walutowym. Poziom 4,92 zł za euro był ostatnim możliwym przed nieuchronnym testowaniem 5 złotych. Na razie interwencja okazała się skuteczna, ale dopiero za kilka dni będzie można mówić o jej trwałości.