Dodała, że strajkować będą piloci i personel pokładowy, pozostali chętni pracownicy. Zdaniem kierownictwa LOT, strajk będzie złamaniem prawa.

"Spotykamy się w czwartek rano o godzinie 5. rano. Przychodzimy tutaj - zgodnie z ustawą o rozwiązywaniu sporów zbiorowych - i będziemy na terenie zakładu pracy. Na pewno niektóre samoloty nie odlecą" - powiedziała na konferencji prasowej Żelazik.

Dopytywana, ile samolotów może nie odlecieć, zaznaczyła, że około połowy. "Ze 40 samolotów" - dodała.

Jak przekazała, na godzinę 15.00 udział w strajku zadeklarowało ponad 300 osób.

Reklama

"Strajk będzie trwał tak długo, aż wszelkie represje, którym zostaną poddani związkowcy i członkowie związku i pracownicy - zostaną usunięte" - zapowiedziała.

Żelazik pytana była o to, czy nie obawia się, że strajk obróci się przeciwko nim, ponieważ pasażerowie odwołanych rejsów będą mieli o to do nich pretensje.

"Myślę, że nie obróci się ten strajk przeciwko nam, ponieważ żyjemy w wolnej Polsce i powinniśmy umieć stanąć za człowiekiem, a nie za cyframi. Liczba to nie wszystko" - powiedziała.

Przewodniczący Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT Adam Rzeszot mówił, że strajk wynika z tego, iż "zwolniono dyscyplinarnie panią Monikę Żelazik w prowadzonym sporze o regulamin wynagradzania". "Strajkujemy ponieważ pan prezes i zarząd firmy nie prowadzą konstruktywnego dialogu ze związkami zawodowymi" - powiedział.

LOT twierdzi, że czwartkowy strajk będzie nielegalny. Związkowcy są innego zdania.

"Przyczyną strajku jest dyscyplinarne, bezprawne zwolnienie przewodniczącej ZZPPiL pani Moniki Żelazik. Natomiast strajk, zgodnie z przepisem art.17 ustęp 2, zdanie drugie ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, jest organizowany w sporze zbiorowym, który nie został przez pracodawcę rozwiązany. A w sporze tym (...) została zwolniona właśnie przewodnicząca związku zawodowego pani Monika Żelazik. Co więcej, w sporze zbiorowym referendum było przeprowadzone i zyskało pozytywny wynik do przeprowadzenia strajku" - powiedział mecenas Karol Sadowski, który reprezentuje związki zawodowe.

Jak dodał, uprawnienia do strajku wynikają "przede wszystkim z Konstytucji".

"Zwolnienie pani Moniki Żelazik nie może być przedmiotem referendum strajkowego, bowiem samo zwolnienie nie jest przedmiotem sporu zbiorowego. Spór zbiorowy toczy się w sprawie bezbarwnie uchylonego regulaminu wynagradzania z 2010 roku" - powiedział.

PLL LOT poinformował w środę, że czwartkowa akcja strajkowa związków zawodowych działających w PLL LOT będzie złamaniem prawa.

"Zapowiadany na jutro strajk związków zawodowych - w jakiejkolwiek nie byłby on formie przeprowadzony - będzie działaniem nielegalnym i złamaniem prawa" – powiedział w środę dyrektor biura komunikacji LOT Adrian Kubicki powołując się m.in. na przepisy ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych z 1991 roku.

"Polskie prawo nie przewiduje możliwości zastrajkowania bez przeprowadzonego ważnego i wiążącego referendum. Związki zawodowe dysponują jednym referendum - z którego nie mogą skorzystać do organizacji strajku, dlatego, że jest ono zabezpieczone sądownie. I na jego podstawie nie można zastrajkować. Gdyby związki chciały zastrajkować z samego powodu zwolnienia pani Moniki Żelazik, to konieczne byłoby do tego przeprowadzenie kolejnego referendum, które przeprowadzone nie zostało. A zatem bez referendum, jakakolwiek akcja strajkowa jest akcją nielegalną" - wyjaśnił Kubicki.

Dodał, że pasażerowie nie mają powodów do obaw, jeśli chodzi o mające nastąpić zmiany w ich podróży.

Głównym punktem sporu między związkami zawodowymi działającymi w LOT a władzami spółki jest wypowiedziany w 2013 roku regulamin wynagradzania z 2010 roku. LOT wówczas stanął na krawędzi bankructwa i musiał przeprowadzić restrukturyzację. Spółka otrzymała pomoc publiczną, którą notyfikowała Komisja Europejska. Stare zasady dot. wynagrodzeń zostały zastąpione nowymi, ramowymi - zdaniem związków - mniej korzystnymi dla pracowników. Obecnie płace zależą m.in. od wylatanych godzin. Związki zawodowe krytykują też władze spółki, że nowi pracownicy, np. stewardesy nie są zatrudniani na umowy o pracę, tylko na umowy cywilnoprawne lub prowadzą jednoosobową działalność gospodarczą. (PAP)

autor: Aneta Oksiuta