Warszawa ogłosiła zwycięstwo nad Fransem Timmermansem. Szybko może się okazać, że jest ono pyrrusowe - pisze Magdalena Cedro.
Roszada wokół najwyższych stanowisk w Brukseli trwała rekordowo długo i wycieńczyła niejednego obserwatora. Prawda jest jednak taka, że gracze okazali się nie za bardzo zręczni, a cała rozgrywka mogła zniesmaczyć widownię, bo figury zaczęto rozstawiać niezgodnie z zasadami. Rozgrywający partie przy unijnych stolikach długo nie mogli wykonać posunięcia – zwłaszcza kanclerz Niemiec Angela Merkel, która nie chciała odpuścić rundy, chociaż widziała, że przeciwnik przyszykował jej mata. Na koniec umiejętnie zbijał wszystkich francuski prezydent Emmanuel Macron.
Polski rząd miał jeden cel – nie dopuścić do władzy Fransa Timmermansa. Na początku gra nie szła Warszawie najlepiej i wydawało się, że zaledwie kilku ruchów brakuje do tego, by Prawo i Sprawiedliwość dostało mata. Przekazanie sterów w Komisji Europejskiej Timmermansowi oznaczałoby, że najważniejszy fotel w Brukseli zająłby polityk głównodowodzący w bitwie o polskie sądy, dla którego wrogość PiS była wodą na młyn kariery w Unii.
Jeszcze przed wyborami do europarlamentu było wiadomo, że kandydat najsilniejszego ugrupowania w UE, chadeków, nie ma szans na zwycięstwo. Niemiec Manfred Weber – bo o nim mowa – odpadł z gry, zanim się ona na dobre zaczęła. Merkel jako jego patronka długo nie mogła przyznać się do tej porażki, dlatego próbowała formować unijną układankę tak, by zamarkować posunięcie. Nie miała jednak pomysłu, jakie nazwisko można by zaproponować w miejsce Webera. Timmermansowi jako kandydatowi socjalistów, drugiej największej rodziny politycznej w Europie, nie dawano szans właśnie ze względu na to, że antagonizował kraje członkowskie, biorąc na celownik państwa naszego regionu. Jego wybór mógłby doprowadzić do jeszcze większego pogłębienia podziału na starą i nową Europę. Mimo to Niemcy, Francja, Hiszpania i Holandia bez porozumienia z innymi rządami postanowiły wyłożyć jego kandydaturę na stół.
Reklama
Opór Polski i pozostałych państw czwórki wyszehradzkiej był oczywisty. Nie wystarczał jednak na zablokowanie Timmermansa.

Cały artykuł przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP