Sam Borisow w piątek w wywiadzie telewizyjnym przyznał, że po 10-letnich (z krótką przerwą) rządach GERB panuje zmęczenie jego partią. "To tak, jakbyś był przez długi czas żonaty i zobaczył piękną blondynkę. Popatrzysz, ale potem wracasz do domu" – mówił.

"Piękna blondynka" jest aluzją do Mai Manołowej, niezwykle popularnej byłej rzeczniczki praw obywatelskich i głównej konkurentki obecnej mer Sofii Jordanki Fandykowej z GERB, która kandyduje na czwartą kadencję.

Większość sondaży daje niewielką, mieszczącą się w granicach błędu statystycznego przewagę Fandykowej. Według różnych badań może ona liczyć na 30-36 proc. w pierwszej turze, a Manołowa – na 24-34 proc. W dwóch sondażach to Manołowa jest wskazywana jako zwyciężczyni. Właściwie pewne jest za to, że w Sofii odbędzie się druga tura, planowana na 3 listopada.

Manołowa, dawna posłanka lewicy, kandyduje jako kandydatka niezależna, popierana przez liczne organizacje obywatelskie, małe partie oraz - po okresie wahania - również przez opozycyjną Bułgarską Partię Socjalistyczną (BSP).

Reklama

Decydujące mogą okazać się głosy dla tzw. tradycyjnej miejskiej centroprawicy, wywodzącej się z dawnych demokratycznych sił z początku lat 90. Jej kandydat, architekt Borisław Ignatow, może zdobyć 12-17 proc., a głosy oddane na niego w pierwszej turze mogą być kluczowe w drugiej. Z jednej strony większość jego zwolenników nie zagłosowałaby na dawną przedstawicielkę lewicy Manołową, lecz z drugiej w środowisku tym panuje duże niezadowolenie z partii Borisowa i sposobu rządzenia stolicą, w której w ostatnich miesiącach doszło do serii głośnych skandali z powodu źle przeprowadzonych remontów publicznych.

Oprócz Ignatowa o fotel mera stolicy walczy także Boris Bonew, młody kandydat z pozarządowej organizacji Ratuj Sofię, która od 10 lat działa na rzecz miasta. Prognozowane dla niego w sondażach poparcie na poziomie 5-7 proc. głosów w drugiej turze prawdopodobnie trafi na konto Manołowej.

"Wybory w Sofii są bardzo ważne, ponieważ będą decydujące dla następnych wyborów parlamentarnych" – mówi liderka lewicowego Ruchu 21 Tatiana Donczewa, która przewiduje w Sofii "drugi Budapeszt". W niedawnych wyborach lokalnych na Węgrzech władzę w stolicy tego kraju zdobył kandydat opozycji po 9 latach rządów centroprawicowej koalicji z udziałem Fideszu premiera Viktora Orbana.

Ważne okażą się wyniki w Płowdiwie, Burgasie, Warnie, Ruse i Wielkim Tyrnowie, gdzie zwycięstwo GERB nie jest pewne bardzo silnym rywalem jest nacjonalistyczna WMRO, mniejszościowy partner w rządzącej krajem koalicji.

Kampania wyborcza nie była bardzo dynamiczna. Jako jedną z przyczyn wskazuje się obniżenie od 1 lipca br. dotacji państwowych dla partii politycznych, z 11 do jednego lewa za każdy głos otrzymany w ostatnich wyborach parlamentarnych. Partiom, zwłaszcza lewicowej BSP, która rok temu uruchomiła własny kanał telewizyjny, po prostu zabrakło pieniędzy.

Przed wyborami policja sygnalizowała, że może dochodzić do kupowania głosów, zwłaszcza w dzielnicach romskich i małych miejscowościach. Matematyk prof. Michaił Konstantinow, szef firmy zajmującej się elektronicznym liczeniem głosów, mówił o 400 tys. "martwych dusz", czyli osób nieżyjących, niemieszkających w kraju lub rejestrowanych na listach wyborców w kilku miejscach. Ich obecność może zniekształcić zarówno dane o frekwencji, jak i same wyniki. Aktualizacji list, której od dawna domagają się eksperci, nie dokonano jednak także w tym roku.

W wyborach zarejestrowanych jest 59 partii politycznych i siedem koalicji, około połowa z nich ma zasięg regionalny. Do rejestracji konieczne było zebranie 2,5 tys. podpisów zwolenników danej siły politycznej.

Z Sofii Ewgenia Manołowa (PAP)