Akredytację moskiewskie laboratorium straciło już w 2015 roku, kiedy wyszło na jaw, iż było zaangażowane w proceder dopingowy. Chodziło o podmienianie i niszczenie próbek w tajemnicy, aby na jaw nie wyszły pozytywne wyniki badań. W maju 2016 pozwolono na wykonywanie w nim badań pod kątem tzw. paszportu biologicznego sportowców, ale w ubiegłym tygodniu znów cofnięto także i to uprawnienie. To dlatego, iż dane, jakich domagała się WADA do końca 2018 roku, zostały przekazane z opóźnieniem i zmanipulowane.

"Jesteśmy w stanie stwierdzić, które pliki zostały usunięte i kiedy. Ale w żadnym wypadku nie możemy ich odtworzyć" - przyznał Younger.

WADA, na której czele od początku stycznia stoi Witold Bańka, pozyskała materiały o 298 sportowcach. Nieprawidłowości wykryto w danych dotyczących 145 z nich.

"Przez pół roku ja i mój zespół dążyliśmy tylko do tego, żeby stwierdzić, jakie dane zostały zmodyfikowane, usunięte lub dodane. Czasem takie działania antydatowano. Zajmiemy się każdym z tych 298 przypadków" - zapewnił Younger.

Reklama

Skandal dopingowy w Rosji ciągnie się już od ponad pięciu lat. Po jego wykryciu niektórym sportowcom tego kraju odebrano medale wywalczone na igrzyskach olimpijskich. "Sborna" została też wykluczona z udziału w najważniejszych imprezach międzynarodowych do 2024 roku - w tym z tegorocznej letniej olimpiady w Tokio oraz zimowej w Pekinie w 2022.

Younger nie pochwala takiego rozwiązania.

"Jestem przeciwny stosowaniu jednakowej kary dla wszystkich. Popatrzmy na to, kto ten cały proceder ujawnił: to nie byli Europejczycy, Amerykanie ani my w WADA. Zrobili to rosyjscy sportowcy, trenerzy i urzędnicy, którzy mieli dość tego systemu manipulacji. Dlaczego w przyszłości ktoś miałby ujawnić inny skandal dopingowy wiedząc, że zostanie później za to ukarany tak jak wszyscy pozostali?" - analizował szef zespołu śledczych WADA.

Sprawą wykluczenia Rosji z zawodów międzynarodowych zajmuje się teraz Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) w Lozannie. Wyrok spodziewany jest w kwietniu lub maju.(PAP)