- Stworzenie jednolitego europejskiego nadzoru bankowego to bardzo dobry i ważny pomysł. Lokalny nadzór pozostanie, i słusznie, ale należy wzmocnić rolę tzw. college of supervisors w stosunku do grup bankowych działających w wielu krajach. To będzie kluczowy element przyszłego systemu finansowego, który wykształci się po kryzysie - mówił w rozmowie z GP Alessandro Profumo, prezes Unicredit, który uchodzi za głównego zwolennika jednego europejskiego nadzoru.
Unicredit w samej tylko Europie Środkowej i Wschodniej działa w 18 krajach i na co dzień musi współpracować z kilkunastoma regulatorami. W podobnej sytuacji są inne zachodnie grupy: francuski Societe Generale, austriacki Raiffeisen czy belgijski KBC. Wprowadzenie jednego nadzoru zaoszczędziłoby im takich przejść, jakie Włosi mieli w związku z fuzją kontrolowanych przez siebie polskich banków Pekao i Banku BPH (ostatecznie pod presją polskich władz Unicredit zgodził się na podział drugiego banku i odsprzedaż jego części).
O pomyśle pozytywnie wyraża się też szef Komisji Europejskiej, Jose Barroso. Jego zdaniem stworzenie jednego nadzoru pozwoliłoby Unii szybciej przezwyciężyć kryzys i przeciwdziałać następnym. Przygotowany na zlecenie KE raport ekspertów pod przewodnictwem byłego szefa MFW Jacquesa de Larosiere nakreślił nawet wstępnie, jak miałby wyglądać wspólny nadzór. Na poziomie operacyjnym dzieliłby się na trzy instytucje nadzorujące sektor bankowy, towarzystwa ubezpieczeniowe i rynek kapitałowy.
Te plany nie budzą entuzjazmu polskiej Komisji Nadzoru Finansowego.
Reklama
- Trzeba pamiętać, że interesy ekonomiczne poszczególnych krajów pozostają na poziomie narodowym. Trudno byłoby państwom UE zaakceptować np. to, że paneuropejski organ arbitralnie decydowałby o zgodzie na przesunięcie kapitału w obrębie grupy finansowej z jednego kraju do drugiego w sytuacji, kiedy ważyłyby się losy instytucji finansowej - mówi Stanisław Kluza, przewodniczący KNF.
W ocenie Komisji dla Polski najważniejsze jest zachowanie równowagi pomiędzy kompetencjami nadzorczymi a odpowiedzialnością za stabilność systemu finansowego.
- Jeśli kompetencje decyzyjne znalazłyby się na poziomie europejskim, a odpowiedzialność pozostałaby krajowa, to polski klient i podatnik mógłby ponosić konsekwencje błędów popełnionych poza granicami naszego kraju - dodaje Stanisław Kluza.