Wygląda na to, że silna pozycja producenta ropy nie wystarcza do nieustannego kuszenia inwestorów.

W piątek notowania na rosyjskiej giełdzie spadły w największym stopniu od stycznia tego roku. W Moskwie mówi się nawet o kapitulacji inwestorów, którzy porzucili nadzieję na stabilizację rynku i zdecydowali się sprzedać akcje. Dwa główne indeksy straciły prawie po 7 proc.

Denominowany w rublach indeks moskiewskiej giełdy MICEX stracił w piątek na 6,9 proc. Dolarowy RTS niewiele mniej, bo 6,7 proc. „To kapitulacja rynku. Swoje pieniądze wycofują inwestorzy, którzy zajmowali dotąd pozycję wyczekującą, licząc na odbicie. Jeśli z rynku zdecydują się wyjść całkowicie klienci instytucjonalni, wtedy spadek o dalsze 35 proc. nie będzie zaskoczeniem” – powiedziała Bloombergowi Zina Posila, zarządzająca rosyjskimi akcjami wartości 1,1 mld dol. w szwajcarskim domu maklerskim Clariden Leu z Zurychu.

Największe straty poniosły firmy surowcowe: dolar się umacnia a ceny ropy idą w dół. Norilsk Nikel potaniał o 13 proc., spadając już czwarty dzień z rzędu. Na londyńskiej giełdzie LME ceny za nikiel i miedź są coraz niższe. Ponadto Merrill Lynch obniżył rekomendacje dla niklowego giganta z Rosji, powołując się na wątpliwości dotyczące przyszłej struktury właścicielskiej koncernu. Łukoil, drugi koncern naftowy w Rosji, spadł o 4,8 proc. Przy okazji tracą banki. Wyprzedaż akcji banku VTB, doprowadziła do spadku o 8,5 proc., do rekordowego minimum. Największy rosyjski kredytodawca Sbierbank potaniał o 3,1 proc.

Ucieczka inwestorów z rynku kapitałowego w ślad za spadkiem cen surowców, to jednak nie jedyne zmartwienie Moskwy. Jak podają agencje, od stycznia do sierpnia tego roku Rosja kupiła 100 mld dolarów, aby utrzymać wartość swojej waluty. Aleksiej Ulukajew, wiceprezes centralnego banku Rosji powiedział, że utworzenie tak wielkiej rezerwy dolarowej miało wzmocnić wartości rubla.

Reklama

Tak było przed pierwszych osiem miesięcy, ale i wrzesień zmusił rosyjski bank centralny do interwencji na rynku. Jeszcze w czwartek pojawiła się informacja, że sprzedano 3-4 mld dolarów, potem tę kwotę podwyższono w szacunkach do 4,5 mld dolarów. Co prawda jest to, zdaniem Ulukajewa, rutynowe działanie banku centralnego, do którego zadań należy kontrolowanie sytuacji rubla na rynku walutowym. Rosja może bronić spokojnie swojej waluty, bo jej rezerwy są trzecie co do wielkości na świecie, wynoszą obecnie 582 mld dolarów.

Niemniej wartość rubla spada. Już w czwartek jego wycena wobec koszyka walut ( w którym 55 proc. to dolar, a 45 proc. – euro) wynosiła 30,40 - 30,41 rubli.

Inwestorzy zagraniczni najwyraźniej nie mają uznania dla spadającego rubla, a w dodatku obawiają się rosnącego ryzyka politycznego z powodu konfliktu Rosji z Gruzją. Jak pisze Financial Times, prezes rosyjskiego banku centralnego Siergiej Ignatiew przyznał, że kapitał odpływa z powodu wojny, a według bardzo wstępnych szacunków w sierpniu było to 5 mld dolarów. Ale już cytowany przez FT Ivan Tchakarov, wiceprezes działu badania rynków wschodzących w Lehman Brothers uznał, że w sierpniu z Rosji zniknęło przynajmniej 15 do 20 mld dolarów kapitału.

Mimo różnych deklaracji i demonstracji siły wobec krajów potępiających użycie siły w konflikcie z Gruzją, Rosja najwyraźniej szuka nowych rozwiązań i nowych partnerów. Jeszcze w czwartek Aleksander Szochin, prezydent Rosyjskiego Związku Przemysłowców i Przedsiębiorców powiedział podczas konferencji w Sankt Petersburgu, że Rosja chce poszerzyć związki gospodarcze z Japonią i dywersyfikować swój handel zagraniczny. Szochin powiedział, że Rosja miała pewne "trudności" w handlu z USA i Unią Europejską i to skłania ją do dywersyfikacji kontaktów gospodarczych.

Kontakty gospodarcze z krajami zachodnimi osłabły w związku z konfliktem rosyjsko-gruzińskim. W dodatku w taki czy inny sposób kraje UE chcą – mimo rozmaitych różnic politycznych, także w kontaktach z Rosją – uniezależniać się np. od dostaw surowców. Unijny komisarz ds. energii Andris Piebalgs mówił w czwartek, że konflikt Rosji z Gruzją dowiódł, że UE powinna przyspieszyć budowę gazociągu Nabucco, który zmniejszy uzależnienie energetyczne od Rosji, dostarczającej obecnie 42 proc. gazu zużywanego przez UE.

Piebalgs ocenił, że niezakończony jeszcze konflikt ma "negatywny wpływ" na budowę Nabucco, którym ma być transportowany gaz ziemny z Azerbejdżanu i Azji Środkowej przez Gruzję i Turcję do Europy Środkowej. Uznał, że projekt Nabucco musi być wspierany i w ten sposób odpowiedział na zarzuty, że konflikt w Gruzji pokazuje, jak bardzo zagrożone byłyby inwestycje energetyczne w niestabilnym regionie Kaukazu.

Nabucco ma kosztować ok. 12 mld dol. Jego przepustowość ma wynosić 31 mld metrów sześciennych paliwa rocznie. Zakłada się, że pierwszy gaz popłynie nim w 2012 roku. Wciąż nie wiadomo jednak, kto zapełni gazociąg surowcem. Azerbejdżan, który miał być głównym dostawcą, prowadzi obecnie rozmowy o sprzedaży gazu rosyjskiemu Gazpromowi, co zdaniem niektórych ekspertów oznacza, że może zabraknąć gazu z tego kraju dla Europejczyków.

O ile podczas szczytu UE w sprawie Gruzji nie ustalono żadnych sankcji gospodarczych wobec Rosji, to jednak może się okazać, że przykre znaczenie finansowej dla Rosji będą miały sprawy w ogóle z Gruzją niezwiązane lub związane z nią pośrednio. Jak spadające z powodu gospodarczego osłabienia na świecie ceny surowców. Lub niechęć inwestorów do niestabilnej sytuacji politycznej.

AL, TB, POL, Bloomberg, Reuters