Taki może być skutek wprowadzenia programu sanacyjnego, którego celem będzie zmniejszenie wielkości zadłużenia. Rząd będzie związane ręce: procedury jasno określa nowa ustawa o finansach publicznych.

W ustawie tej przyjęto, że dług w wysokości 50 proc. PKB to pierwszym próg ostrożnościowy. Jeśli dług będzie wyższy uruchamiana jest procedura numer jeden: deficyt budżetowy w odniesieniu do dochodów budżetu nie może być wyższy niż w budżecie z poprzedniego roku.

Prawdziwe problemy zaczynają się dopiero wtedy, gdy dług publiczny przekroczy 55 proc. PKB. Nowa ustaw o finansach publicznych jasno określa, jak rząd powinien wtedy napisać budżet. Po pierwsze, nie powinien on mieć deficytu. A jeśli już, to takiej wielkości, która zapewni spadek poziomu długu poniżej drugiego progu ostrożnościowego. Po drugie, ustawa wprowadza zakaz podwyższania płac sfery budżetowej. Dotyczyć to ma także pracowników m.in. kancelarii Sejmu i Senaty, pałacu prezydenckiego, NIK, Trybunału Konstytucyjnego, czy sądów.

Trzecim obostrzeniem jest ograniczenie waloryzacji rent i emerytur. W normalnym trybie odbywa się ona o wskaźnik inflacji plus co najmniej 20 proc. realnego wzrostu przeciętnego wynagrodzenia. W trybie awaryjnym emerytury mogą rosnąć jedynie o inflację.

Reklama

Kolejna procedura to zakaz udzielania pożyczek i kredytów z budżetu. Wyjątkiem są raty kredytów udzielonych w poprzednich latach. Na koniec ustawa o finansach publicznych zabrania nadmiernego wzrostu wydatków w instytucjach, na które rząd nie ma wpływu: czyli właśnie m.in. Sejmu, Senatu, urzędu prezydenckiego, sądów, NIK, czy też Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Ich wydatki nie mogą rosnąc bardziej, niż w administracji rządowej.

Po przekroczeniu drugiego progu rząd musi przedstawić Sejmowi tzw. program sanacyjny, którego głównym celem jest obniżenie długu. Rada Ministrów, po pierwsze, musi się wytłumaczyć, jak doszło do tego, że dług wzrósł ponad miarę. Poza tym w programie powinny znaleźć się propozycje konkretnych rozwiązań, które doprowadzą do ograniczenia długu – w tym projekty zmian w prawie, które miałyby wpływ na wydatki i – szerzej – rozchody całego sektora finansów publicznych. Częścią takiego programu ma być też prognoza makroekonomiczna na kolejne trzy lata zawierająca szacowaną wielkość długu.

Ostatnia bariera dla długu to 60 proc. PKB. Jest ona opisana nie tylko w ustawie o finansach publicznych, ale także w konstytucji. A to oznacza, że jeśli dług ją przekroczy wówczas minister finansów musi liczyć się z postawieniem przed Trybunałem Stanu.

Jeśli pęknie ostatnia bariera dla długu, to automatyczne uruchamiają się procedury ograniczające deficyt i niektóre wydatki budżetowe. Ponadto ustawa jasno określa, że w tym przypadku rząd ma tylko miesiąc na przedstawienie programu sanacyjnego.

W ciągu tygodnia od ogłoszenia informacji o tak dużym długu rząd musi też zaprzestać udzielania poręczeń i gwarancji z budżetu.

Znacznie większy problem maja samorządy. O ile w przypadku drugiego progu wydatki samorządu mogą przewyższać dochody o środki unijne, o tyle przy 60 proc. PKB budżety samorządowe muszą być zrównoważone.

Jeśli rządowi nie uda się utrzymać długu publicznego w ryzach w przyszłym roku, to większość sankcji zacznie działać w 2012 roku. Zwłaszcza te dotyczące kształtu budżetu.

Jakie to może mieć konsekwencje? Równoważenie państwowej kasy nieco na siłę oznaczałoby zapewne ostre ciecia w wydatkach, lub szukanie dodatkowych dochodów – a to mogłoby źle wpłynąć na odbudowujący się wzrost gospodarczy. Bo cięcie wydatków oznaczać będzie ograniczenie popytu sektora publicznego. Szukanie dochodów może wpłynąć na wielkość popytu prywatnego.

Niektórzy ekonomiści, jak Michał Dybuła z BNP Paribas, oceniają, że program sanacyjny może oznaczać spadek dynamiki PKB w 2012 roku o około 1 pkt proc.
Drugi aspekt to napięcia społeczne. Rząd ich nie uniknie, zamrażając pensje budżetówki i zmniejszając wskaźnik waloryzacji emerytur i rent.

Dlatego rząd traktuje priorytetowo utrzymanie długu poniżej 55 proc. PKB. I, jak mówił ostatnio w wywiadzie dla DGP Ludwik Kotecki, wiceminister finansów, teoretycznie może zdecydować się nawet na ciecie wydatków nowelizując budżet, żeby uniknąć tego niebezpieczeństwa.

- Uważam, że nie możemy przede wszystkim dopuścić do przekroczenia przez dług publiczny poziomu 55 proc. PKB. To może mieć fatalne skutki, nie tylko polityczne – mówił ostatnio wiceminister finansów Ludwik Kotecki w wywiadzie dla DGP.