O skali problemu świadczy, zdaniem Kuryłka, to, że kolejny raz główne banki centralne: Fed, Europejski Bank Centralny, Bank Anglii oraz Narodowy Bank Szwajcarii, zdecydowały się na dodatkowe zasilenie globalnego systemu finansowego kwotą ponad 77 mld dolarów (przy czym nieznana jest skala interwencji Banku Szwajcarii).

Fakt, że największe banki wycofały się z zakupu Lehman Brothers przy braku gwarancji państwa na zabezpieczenie potencjalnych przyszłych strat, może źle wróżyć.

Sama Rezerwa Federalna zdecydowała się na kolejne zwiększenie skali 28-dniowych operacji zasilających w płynność o 200 mld dolarów, a pozostałe banki o dodatkowe 25 mld dolarów.

Reklama

Wspólną cechą charakterystyczną powyższych zdarzeń jest to, że były one ujawniane opinii publicznej w poniedziałki, które zapewne poprzedzone były pracowitymi weekendami nadzorców, banków centralnych oraz zarządów instytucji finansowych, które znalazły się w opałach – starających się gorączkowo znaleźć rozwiązanie problemów, które dłużej nie mogły być już ukrywane.

Często, chociaż samo ujawnienie negatywnej informacji miało miejsce w poniedziałek, już w piątek na rynku pojawiały się plotki o możliwych kłopotach – pisze Kuryłek.

Inwestorzy właśnie w poniedziałki odczuwali średnio najniższe spadki indeksów, również w pojedynczych przypadkach były one w te właśnie dni rekordowe. Ponadto bardzo często już w sam piątek przewidywali niekorzystne zdarzenia, które mogą się pojawić na początku następnego tygodnia, co powodowało znaczące spadki cen także w tym dniu.

Jeszcze niedawno, podczas wakacji, można było słyszeć, że najgorsze mamy już za sobą i że gospodarka amerykańska zaczyna powoli wychodzić z recesji, a pod koniec roku możemy mieć do czynienia z odbiciem na giełdach. Z drugiej strony mogą pojawiać się skojarzenia z kryzysem, który miał miejsce w Japonii w 1990 r. i trwał ponad dziesięć lat, choć sam okres największych bankructw banków przypadł na lata 1997 – 1998. Warto przypomnieć, że indeks Nikkei spadł w tamtej dekadzie z prawie 40 tys. punktów do poniżej 15 tys., a ceny nieruchomości w rejonie Tokio obniżyły się o prawie 70 proc. – ostrzega Kuryłek.

POL