Za strajkiem opowiedziało się w referendum ponad 90 procent liczącego sobie 4500 członków stowarzyszenia pilotów Cockpit. Poza gwarancjami zatrudnienia domagają się oni też, by Lufthansa zaprzestała przenoszenia miejsc pracy do zagranicznych spółek oferujących tańsze usługi. Chodzi m.in. o linie Austrian Airlines i British Midwest. Jeżeli zarząd niemieckiej firmy udzieli lotnikom takich gwarancji, piloci będą skłonni zrezygnować z żądania podwyżek. – Dla nas bezpieczeństwo zachowania miejsc pracy ma kluczowe znaczenie – podkreślił rzecznik strajkujących Joerg Handwerg.
Niemieckie gazety twierdzą, że obecny konflikt między pilotami a władzami firmy to najpoważniejszy spór pracowniczy w historii Lufthansy. Czterodniowy strajk będzie kosztował firmę prawdopodobnie około 40 milionów euro – tym bardziej, że niemiecki przewoźnik zaoferował pasażerom bezpłatną zmianę rezerwacji na późniejszy termin – a na liniach krajowych możliwość wymiany biletu lotniczego na kolejowy.
Strajk nakłada się na inne kłopoty firmy. W trzech pierwszych kwartałach 2009 roku spółka nie ogłosiła jeszcze danych za IV kwartał – sprzedaż biletów spadła o 13 proc., a firma poniosła straty szacowane na 32 – 44 mln euro.
Spółka postanowiła też przygotować się na chaos, jaki może zapanować od poniedziałku na niemieckich lotniskach, zwłaszcza we Frankfurcie, który jest kluczowym portem lotniczym dla Lufthansy. Pasażerowie, którzy utkną w poczekalniach, dostaną posiłki – a w razie konieczności Lufthansa zapewni im też hotele. Nie wypłaci jednak odszkodowań – zdaniem przewoźnika strajk pilotów odpowiada definicji „nadzwyczajnych okoliczności”, za które Lufthansa nie bierze odpowiedzialności.
Reklama